No to jedziem
...
I wchodzimy na magiczny most .... (i niech się schowają komputerowe budowle elfów z "Władcy Pierścieni")
A z mostu należy zawsze zejść do brzegu Neretvy.
OK. - tylko jak na złość żaden pływak, nie chce na razie skakać (przez ten kryzys ludzie są skąpi
).
Nic to -nasze dzieci dzięki temu mogą się pobawić, we wrzucanie kamyczków tam, gdzie zwykle skoczek ma lądowanie (przez co następni, pewnie nie chcieli skakać
).
Miejsce jest cudowne. Pod takim mostem to można nawet zamieszkać
(tym bardziej że do kilku knajpek jest całkiem blisko).
Po rekreacji czeka nas typowa trasa wzdłuż Radobolji.
Zabieram Marcina do naszej ulubionej konoby Stari Mlyn.
Nie chodzi o to żeby coś w niej zjeść. Wystarczy tylko posiedzieć nad expresso, patrząc na "Krzywą Czuprynę" i spienioną wokół wodę.
Żartujemy, że to wspaniałe miejsce spotkań szpiegów - szum wody zagłusza wszystko.
CBA musiałoby wysłać tutaj, no chyba już tylko agenta specjalnego Tomka .
Będąc w Starym Mlynie polecam skorzystać z tamtejszych malowniczych WuCetów. Nie jest tak ekstremalnie jak w relacji Uli
, ale kibelek wbudowany w skałę wygląda bardzo interesująco.
Z konoby idziemy jeszcze na w/w Czuprynę popatrzeć na rzeczkę z wysokości.
W jej górnym biegu jest jeszcze ładniej ...
i tutaj szczególnie polecam fotki z relacji
Crayfisha
Wracamy przez Carsiję zapuszczając żurawia, to do okolicznych sklepików, to do księgarni, a w okolicę tureckiej łaźni też.
Marcin robi fotkę dyżurnemu dziadziowi...
... a ja na chwilę gubię całą wycieczkę, żeby ją znaleźć przy niebieskich lodach.
Trzeba się ewakuować, bo już trochę późno, ale jak tu odjeżdżać bez giftów.
Z powodu dużego wyboru poszukiwanie odpowiednich prezentów trwa aż godzinę. Hubisia najbardziej interesuje kram z pamiątkami po JALu i jeszcze wcześniejszych armiach (widziałem nawet pancerz legionisty
).
Spędzam tam z nim z 15 minut, grzebiąc wśród odznak, orderów, hełmów, zardzewiałych pepesz i MP-40. Niestety oryginały mają to do siebie, że tanie nie są . Kupujemy więc pseudo replikę tureckiego pistoletu oczywiście made in China i ludową zabawkę (pomysł a la polski odpust) dla Mikiego.
Jeszcze wizyta u jubilera, żeby było wesoło to z Makarskiej, sprzedającego biżuterię na wagę i możemy ruszać.
Po drodze na parking wykonujemy obowiązkową fotkę tureckiego konsulatu (strażnik wyglądał tak jakby chciał nas ugryźć) i kierujemy się do meczetu Koszyka-Mehmeda, okupowanego przez włoską wycieczkę (czyżby to ci sami co byli w Vespric).
Znudzeni chorwaccy kierowcy, w wieku emerytalnym, ćmią papierosy na dziedzińcu. Uśmiech, kontakt wzrokowy i od razu rozmowa. Ponoć na zmianę wożą tutaj Włochów i Polaków. Mówią, że z Polakami to zawsze weselej i coś się dzieje. Wolę nie pytać co ?
- Dowidjenia - Bok i już nas nie ma.
Przy aucie czeka na nas dalej miłośnik polskiej piłki i opowiada nam już nie o futbolu, tylko o swojej ciężkiej sytuacji życiowej. Zostawiamy mu resztę naszych marek, w zamian za co słyszymy: Jerzy Dudek
i odjeżdżamy.
Przejeżdżając przez Mostar orientujemy się że linia kolejowa jest schowana, chyba w jakimś tunelu pod miastem. Na szczęście potem przy Neretwie towarzyszy nam cały czas (na szczęście - bo na drugim brzegu
).
Gdzieś przed Pociteljem pokazują się pierwsze tablicę z zamazanymi bukwami. Bohomazy są od tego miejsca już do samej granicy.
Potem co parę kilosów nad drogą wisi dumnie hrvatska flaga.
Nie wiem co o tym myśleć ...więc nie myślę.
I słusznie - zaraz w jednej małej miejscowości pojawia się i meczet i kościółek.
Zmęczone chłopaki zasypiają i droga mija nam szybko.
Sprawne (i tanie) tankowanie w uroczym Pocitelju.
Sprawna odprawa poparta machnięciem dłoni w brzydkim Metkovicu (ratuje go tylko ta zielona Neretva).
A potem już jadranka, Bacinska jezera i ...
Gdzieś za Drasnicami widzę wyrytą w skale drogę (może to ta szczerba na fotce ?) na Vrgorac ...
... nie chcę mi się wierzyć że tamtędy jechaliśmy.
P.S. Dla tych co w Mostarze nie byli, a błądzić tak jak ja nie chcą mały załącznik (chyba tego jeszcze nie było):
A poza goodbye Mostar - wrócę wkrótce ...
Gwoli sprawiedliwości i uczciwości muszę dodać, że większość zdjęć w relacji do tej pory (w tym wszystkie ładniejsze) jest autorstwa Marcina
HIP HIP HURRA URRA URRA
.