Niedziela, 13 września
Znowu budzę się w nocy, ciemności spowijają okolicę, ale niestety udaje mi się zauważyć, że na szybach naszego "pokoju sypialnego"
są krople deszczu......... padało...... nie widać gwiazd....... wieje.......bez sensu.........śpię dalej
Teraz budzimy się już razem. Jest piąta rano, nadal jest ciemno ale na niebie widać morze gwiazd
. Czyli jednak się przejaśniło
. Chwila narady i zapada decyzja - zbieramy się jak najszybciej i realizujemy mój wczorajszy pomysł - wjeżdżamy na Uckę podziwiać wschód słońca nad Rijeką
Mam trochę cykora ale tłumaczę sobie, przecież jest niedziela, wcześnie rano, kto o zdrowych zmysłach
o tej porze tam będzie i nas w ogóle tam zauważy? Owszem, jest pewnie obsługa w budynkach na szczycie ale przecież na sam szczyt wjeżdżać nie musimy, możemy podejść, poza tym zobaczymy jak tam w ogóle jest i zdecydujemy czy warto na miejscu. Pakowanie zabiera nam 15 minut, jest zimno (około 10 stopni) i mocno wieje, no ale w końcu jesteśmy na wysokości Zakopanego i zaraz wjedziemy w okolice Morskiego Oka
.
W całkowitych ciemnościach panujących w gęstym lesie wjeżdżamy. Jedynie na wschodzie niebo różową łuną rozjaśnia wschodzące słońce. Szybko docieramy do budynków stacji przekaźnikowych, ponieważ okolica szczytu również jest porośnięta lasem a nie chcemy tam zostawiać samochodu, zawracamy. Zatrzymujemy się kawałek niżej, w jednej z widokowych zatoczek przy drodze ( tak a propos, w innej zatoczce nieopodal stoi niewielki kamper, zapewne spędzał tam noc
). Pod nami rozświetlona Rijeka i inne, mniejsze miejscowości, jest naprawdę pięknie...........
Rozstawiamy statyw i usiłujemy zrobić jakieś fotki, te z analogowej lustrzanki po zaskanowaniu nie nadają się w ogóle do pokazania, pozostały te, też nienajlepsze, z naszego kompakcika
Gdy jesteśmy w trakcie robienia zdjęć z góry zjeżdża samochód
, chwila obawy....... na szczęście nie zatrzymując się przejechał
. Niedługo więc zjeżdżamy i my, nie ma co niepotrzebnie ryzykować w końcu jesteśmy tu nielegalnie...... Szkoda, że nie udało się nam wjechać wczoraj, ale dobrze, że udało się dzisiaj. Zakaz wjazdu odbieramy jednak jako słuszny......
.
Przy głównej drodze jemy śniadanie, zbliża się 7.00, mamy nieco ponad godzinę do promu. Zdążymy? . Zdążymy
.
W Veprincu skręcamy w prawo. W niezliczonej ilości niezwykłych 180-cio stopniowych agrafek stromo zjeżdżamy w dół. Ta droga naprawdę może zmęczyć, od machania kierownicą zaczynają mnie boleć ręce
. W Icici docieramy do głównej drogi wiodącej wzdłuż istryjskiego wybrzeża. Lovran, Medveja, Moscenicka Draga, naprawdę całkiem tu ładnie, mijamy piękne, stare domy, piękne palmy, promenady....... teraz to już naprawdę jesteśmy nad morzem
. O ile na górze naprawdę było chłodnawo, o tyle na dole jest już całkiem ciepło, mimo wczesnej pory termometr pokładowy pokazuje 18 stopni
, temperatura jak w lecie
. Szybciutko uzupełniam benzynę i pędzimy dalej na prom. Brestova - Porozina, te dwie nazwy mam w pamięci już od wielu miesięcy gdy zapadła decyzja, że tam właśnie pojedziemy. Teraz czeka nas już tylko przeprawa na Cres i próba jak najlepszego poznania kolejnych dwu chorwackich, połączonych ze sobą mostem, wysp -
Cresu i Losinja.
Jesteśmy na miejscu 10 min przed odpłynięciem promu. Wielki statek już stoi i czeka, ale samochody też czekają na możliwość nań wjechania.
Kupuję bilety (147 kn za 2 osoby i nasze autko) i po chwili wjeżdżamy jako jedni z ostatnich, a prom wypełniony jest zaledwie w połowie mimo, że wiezie nawet dwa autokary. Lidia w ostatniej chwili porywa z przydrożnego stojaka kilka reklamowych prospektów o wyspach, postudiujemy w wolnej chwili co też teoretycznie mają one do zaoferowania nam, dwojgu lubiącym ciszę i spokój, skromnym, wrześniowym turystom z Polski
.
Na promie jak to na promie, wieje i jest chłodniej niż na lądzie. Po ładnym porannym wschodzie słońca niebo całkowicie zasnuło się ciemnymi chmurami
. Oj nie wita nas Cres zbyt miło.......
Przepuszczam wszystkie zjeżdżające z promu samochody chcąc jechać wolno i nie być "poganianym" przez nikogo by móc podziwiać widoki i okolicę. Tyle, że jak się okazuje, wzdłuż wąskiej, nierównej drogi wiodącej wgłąb wyspy nie ma specjalnie niczego ciekawego.......
Dojeżdżamy jednak do skrzyżowania z boczną drogą prowadzącą do Beli i wtedy zatyka nas z wrażenia. Miejsce jest położone wysoooko nad poziomem morza a sama wyspa jest tu bardzo wąska, ma może 2 km szerokości, może nawet mniej. Bardzo tu pięknie
....... ale tak wieje i widoczność jest praktycznie zerowa, nie pstrykamy ani jednej fotki.......
Decydujemy, że to właśnie
Beli będzie pierwszą miejscowością którą na Cresie zwiedzimy
, zatem po krótkim postoju ruszamy dalej. Ależ fantastyczna jest ta droga do Beli prowadząca
. Zwłaszcza jej początek, przypomina nam drogę na sv Jure, jest podobnie wąska, są podobne mijanki, barierki, krajobraz. I wiedzie kilkaset metrów ponad poziomem morza., bardzo nam się tu podoba
.
Ze względu na to, że jest bardzo wąsko, na jeden samochód, 7 km dzielące nas od Beli pokonujemy w wolnym tempie. Po drodze mijamy niewielką osadę sv Petar, w lewo odbija dróżka do wioski Ivanje. Ale w końcu jest, Beli, pięknie położone na pagórku, wysoko ponad poziomem morza.......
Zostawiamy auto przed miasteczkiem i ruszamy na zwiedzanie. Jest tu całkiem pusto, Beli wygląda jak wymarłe........ Kręcą się pojedynczy turyści, jednak praktycznie nie widać mieszkańców, domy są pozamykane, wśród nich po wąskich uliczkach hula wiatr i pierwsze, spadające, jesienne liście. To malutkie miasteczko, obejście go i pozaglądanie w różne zaułki i zakamarki zajmuje nam może pół godziny.
Jest tak wcześnie, trzeba jeszcze koniecznie zaglądnąć na plażę, którą widzieliśmy z góry. Betonową dróżką schodzimy w dół, nie jest daleko, może kilometr, ale za to bardzo stromo
. Na dole, w zatoczce jest plaża i działający kemping, kawałek dalej oddzieloną skałami widzimy drugą zatoczkę, z piękną, dużą żwirkową plażą
. Może przy innej pogodzie skusilibyśmy się na pierwszą w tym roku kąpiel?, pewnie tak, ale teraz to nie ma specjalnie sensu bo co prawda jest bardzo ciepło, ale nadal pochmurno.......
Wracając z Beli mijamy daleeeeeko w dole praktycznie niedostępne z lądu zatoczki.
Ponownie zatrzymujemy się przy skrzyżowaniu skąd jest taki piękny widok na Krk z jednej strony i Istrię z drugiej. Mniej wieje, zatem decydujemy, właśnie teraz i w tym miejscu nadszedł czas na realizację kolejnego punktu programu na dziś .........
c.d.n.