Tuż za granicą rozpoczyna się czeska miejscowość
Hřensko, której główna część jest urokliwie położona w wąskiej dolinie rzeki Kamienicy.
Po środku płynie rzeka, po jej obu stronach jest droga - z tym że jedną nitką mogą jeździć wszyscy, druga jest głównie dla mieszkańców i zakwaterowanych pensjonariuszy. Przy tej mniej ruchliwej części stoi większość domów, po drugiej stronie jest ich o wiele mniej. Wszystkie są wciśnięte w skalne wnęki, a nad nimi sterczą pionowe skalne ściany... Domy to w dużej mierze stare, ale pięknie odnowione hoteliki i pensjonaty.
*
Jest też kościółek św. Jana Nepomucena zbudowany 1786-7, a przed nim figura patrona (1756 r.).
*
Widok psują niestety
gęsto rozstawione kramy, które opanowali głównie Wietnamczycy.
Sprzedają dosłownie wszystko... Oczywiście nie brak tu różnej maści stworów do niemieckich ogródków. Krasnale i zwierzaki stoją nie tylko rządkiem na asfalcie, ale też zadomowiły się
na tle skał na specjalnych konstrukcjach. Towarzyszą im "antyczne" golasy
tuż obok figurek Matki Boskiej i Chrystusa. No, chyba że te ostatnie są tam tylko ze względu na trwające właśnie święto Bożego Ciała
i to taka forma procesji.
*
Liczne restauracyjki miały mam umilić wieczory, gdybyśmy noclegi znaleźli właśnie tu. Ale już nie żałujemy, że nic z tego nie wyszło, bo odpustowe dodatki do krajobrazu nie bardzo nam się podobają
. Co nie znaczy, że nie zatrzymamy się
tu na obiadek z typowo czeskim jedzeniem. Knedliki i smażony ser jadłam co prawda niecałe dwa tygodnie wcześniej, w czasie wycieczki do Javornika i w Rychlebskie Hory, ale można to przecież znów powtórzyć
. Auto trzeba na ten czas zostawić przy kramach Azjatów. Kosztuje to 30 koron za godzinę - czyli stawka wyższa niż w Bad Schandau... Na szczęście w restauracji tłoku nie ma (turyści mają tu do wyboru tyle lokali, że się po nich rozleźli) i obiadek podany jest błyskawicznie
, co w Czechach
oczywiste nie jest. Ok. 14:30 możemy znów wsiąść do auta i ruszać do naszego pensionu.
Wkrótce docieramy do rozdroża, przy którym umiejscowiony jest duży (i oczywiście płatny) parking. Miejsce dla nas ważne, gdyż tu
powinniśmy wrócić po zostawieniu manatków w pensjonacie, jeśli chcemy zrealizować turystyczną część programu przewidzianą na dzisiejsze popołudnie.
Niestety - plany zostały zweryfikowane przez przeciwności pogody, bo ledwie zdążyliśmy powitać się z gospodarzami, jak lunęło i grzmotnęło i gęste chmury przesłoniły niebo
. Aż tak narwani nie jesteśmy, żeby pędzić w góry
przy takiej aurze... Zwłaszcza, że chcieliśmy tam pójść dla fascynujących widoków, które w deszczu takimi z pewnością nie będą
.
*
Tak więc symbol Czeskiej Szwajacari -
Pravčická Brana będąca największym w Europie naturalnym mostem skalnym, musi poczekać
na inną okazję. Niestety nie na tym wyjeździe, bo już nie da się wpleść tego spaceru w plany na pozostałe dni... Będzie jednak pretekst, żeby kiedyś wrócić w te strony
i przy okazji oprócz bramy, zobaczyć również inne atrakcje Czeskiej Szwajcarii.
Bramę obejrzałam więc sobie w internecie po powrocie do domu
, do czego i Was zachęcam (sporo pięknych ujęć jest np.
TU). Niech nie tylko ja
żałuję, że mnie tam nie było...