napisał(a) bronas » 28.05.2009 21:52
Może to kogoś zainteresuje - moja trasa do Cro w 2008 r. z Poznania do Bibinje koło Zadaru. Jako totalny nowicjusz na trasie do Cro Fiatem Punto, bez klimy. Ze strachu przed odległym miejscem dojazdu ("aż" ok. 1200 km) nocowałem w Bratysławie w hostelu Druzba (akademik z lat 70-tych zamieniony na noclegownię). Wyjechałem z Poznania o 8.00 i w Bratysławie byliśmy (żona i 8 letni syn) o godz. 18.00 po "turystycznej" jeździe trasą przez Leszno, Wrocław, Kłodzko, Boboszów (Międzylesie) i dalej gehenna, jakieś Kraliky ( nie polecam tej drogi - wąsko i niebezpiecznie) itp. aż do miejscowości Lanskroun, potem Brno i autostrada do Bratysławy. Tu jak wyżej wspomniałem o godz. 18.00 zakwaterowanie (towarzystwo międzynarodowe, obsługa w językach: ang. słowackim, niemieckim i polskim - dziewczyny w recepcji). Po godz. 18.00 miał być krótki spacer wzdłuż Dunaju - piękne statki wycieczkowe, a okazało się, że doszliśmy do Starego Miasta z fontannami i Narodnim Divadlem włącznie (smaczne lody na trasie). Powrót ok. 23.00 na nocleg i ok. 8.00 następnego dnia start w dalszą drogę przez Węgry. Wyjazd z Bratysławy, kierunek na Rajkę i dalej te dziwne nazwy np. Janosmorjia. Jechałem z GPS i "przejęty rolą" zapomniałem z Bratysławy wyłączyć "omijaj autostrady". Zaraz za Bratysławą wjechałem na bardzo ładną drogę na Węgry. Okazało się, że właśnie mijam granicę Słowacja - Austria. Przede mną policja austriacka, ja szukam możliwości zawrócenia z autostrady. Nagle policja skręca w "dziurę" w blokach betonowych to ja za nimi. Pogrozili palcem , ale ja zawróciłem. Na następnej "pumpie" poinstruowano mnie, gdzie jest droga na Rajkę i już bez problemów wjechałem na trasę. Jak wcześniej wspomniałem nie wyłączyłem opcji w GPS "omijaj autostrady" i jak bym nie jechał, trzeci raz kierowany jestem na autostradę M1 do Budapesztu, a tam nie chcę. Przed zjazdem na autostradę wysiadam z auta, biorę mapę do ręki i czekam na kogoś, kto mi podpowie gdzie mam jechać, aby trafić na węgierską "86". Nagle idzie jakiś pan z kolegą i "gaworzą" w ogólnie niezrozumiałym j. węgierskim. Grzecznie mówię "hello" i czekam co usłyszę. Jeden z nich odpowiada grzecznie "hello" i patrząc na auto mówi: "Poland?" Nieśmiało odpowiadam, Yes, i ja, naturlich. On mówi: Do you sprech Greman? Ja, jak to Polak poliglota odpowiadam: German or English?. Okazało się, że Pan Węgier pracował w Niemczech i Austrii i zna German, a nade wszystko idzie "na stopa" aby dojechać do interesującej mnie miejscowości Janosmorija, co później się okazało, że to nie Janosmorija tylko Janosmorja (w wymowie). Po drodze dowiedziałem się, że policja węgierska jest bardzo bezwzględna i należy przez to bezwzględnie przestrzegać ograniczeń prędkości (próba do ręki może skończyć się aresztem ze względu na "brak znajomości języka węgierskiego" przez obwinionego. Droga przez Węgry minęła "bez atrakcji" i po "turystycznej" jeździe po ok. 3,5 czy 4 godzinach dotarliśmy na granicę węgiersko - chorwacką. Pan celnik Węgier nawet nie wyszedł z budy, a Pan celnik Chorwat wziął paszporty, zapytał o cel podróży i dalej w drogę. Potem postój ok. 1 godz. na przejściu granicznym Gorican i dalej w drogę. Przejazd piękną autostradą, piękne tunele (nigdzie korków, kolejek - może dlatego, że dzień powszedni, chyba wtorek). Po drodze telefon do właścicieli pensjonatu - jestem już tu, jak mam jechać dalej? Żona właściciela pensjonatu "dokładnie po chorwacku" opisała mi, gdzie mam zjechać z autostrady i jak dojechać na miejsce. Na szczęście GPS nie zawiódł i bezbłędnie trafiliśmy. O godz. 14.00 (po kilku postojach na trasie żeby nie przyjechać za wcześnie) byliśmy na miejscu. Powitanie przez właścicieli kwatery - szklanka rakiji dla mnie i szklanka wina dla żony. Pierwsze rozmowy po .... no właśnie, po polsko-rosyjsko-chorwacku i jeszcze kilku "narzeczach". Jako zapobiegliwy mieszkaniec wielkopolski ściągnąłem z netu podstawowe zwrotu w j. chorwackim i po drodze z nudów uczyłem się ich, a bardzo się przydały. Żadnych problemów z porozumieniem. Kwatera super - pokój, kuchnia, łazienka. Najważniejsza sprawa: kwatery zamawiałem przez biuro podróży. Za 11 noclegów płaciłem 1600 zł na 3 osoby z opłatą klimatyczną. Na miejscu okazało się, że bez pośrednictwa biura zapłaciłbym 1100 zł ( z przeliczenia z HRK). Pobyt super. Pogoda super. Gospodarze super. Tylko okolica nie za ciekawa. Ile można spacerować po Bibinje. 2 wizyty w Zadarze. Syn, sportowiec. Na szczęście mieszkał z nami trener p.nożnej (nogana) drużyny Sesteve (właśnie awansowali do I ligi chorwackiej). Jeżeli komuś mówi coś nazwisko Eduardo da Silva to ten pan był jego pierwszym trenerem i opiekunem w Chorwacji. Co drugi dzień po opalaniu jeździliśmy na miejski/wiejski stadion i graliśmy w p. nożną. Na moje wielkie szczęście, wnuk gospodarzy ok. 13 lat był maniakiem "nogany" i z moim synem trochę po angielsku, trochę po "ichnym" języku świetnie dogadywali się. Pobyt minął szybko. Pozostaną w pamięci przede wszystkim bardzo życzliwi gospodarze - nigdy nic im nie przeszkadzało. Pogoda równa przez 10 dni, słońca aż nadto, woda w Jadranie 26 stopni, ciepła, przejrzysta. W poszukiwaniu zajęcia (nie specjalnie lubię opalanie) kupiłem za 12 HRK wędkę i łowiliśmy "szkarpiny" - jakieś dziwne ryby. Nadszedł czas powrotu. Serdeczne pożegnanie. Postanowiliśmy wracać bez noclegu, ale z wizytą na Jeziorach Plitwickich. Wyjazd o godz. 8.00 - a tu niespodzianka - gospodarze już o godz. 7.00 pukają w okna i zapraszają na pożegnalne śniadanie, rozmowę , krótkie wspomnienia i gorące zaproszenia na następny rok. I tu ważna sprawa. Zamawiając kwaterę bezpośrednio u nich płacę 1100 HRK za pokój z kuchnią i łazienką bez klimatyzacji, a 2200 HRK za apartament (2 pokoje, wspólna kuchnia i łazienka z dużym tarasem i klimatyzacją) za 10 dni - dane aktualne na dzień ok. 28.07.2008 - telefon do właścicieli posiadam). Tylko ta miejscowość Bibinje - jeżeli ktoś poszukuje wyciszenia, ma swoje grono znajomych - super. Atrakcje w okolicy też można znaleźć. Na miejscu, nie ma niestety, nic ciekawego. Spokój, cisza, głusza.
Powrót prze Jeziora Plitvickie (trasa 6 godzinna - super). Plany - po zwiedzaniu Plitvic ok. 23.00 jesteśmy w Gorican, krótkie spanie i dalej w drogę. Okazuje się, że na granicy w Gorican jesteśmy ok. 20.00. Kolacja i co dalej? jest 21.00. Spać się nie chce. Decyzja krótka - jedziemy, aby do granicy Austrii. Aby minąć Słowenię jedziemy w nocy przez Węgry do Kormend, a stamtąd do granicy z Austrią. Ok. 23.30 jesteśmy na granicy Węgry - Austria. Syn trochę podjada, winieta za 7,90 Euro na autostrady Austrii i aby do Wiednia. O godz. 2.00 jesteśmy we Wiedniu i po 20 minutach opuszczamy Wiedeń w kierunku na Brno. Żona proponuje spanie. Jednak gwiaździsta, chłodna noc, brak oznak snu proszą o dalszą jazdę. O godz. 4.00 jednak postój już na granicy Austria - Czechy na parkingu koło Mikulova. O godz. 6.30. już po "wyspaniu" dalsza jazda , aby minąć Brno przed porannym szczytem. GPS prowadzi bezbłędnie i przejazd przez centrum Brna bez atrakcji. Dalej znowu te drogi w okolicach Kralików i wjazd do Polski w Boboszowie, a tu już nasi - zajeżdżanie drogi przez auta z rej. WI, WA, WP itp, chamstwo na całego, a do tego cena benzyny oczywiście najwyższa z krajów, przez które przejechałem. Trochę się rozpisałem. Może się to komuś przyda w planowaniu podróży. W tym roku jadę znowu do Cro, tym razem do Mariny - jako baza wypadowa do Trogiru, Splitu, Primosten, Sibenika, wodospadów Krk i innych miejsc, które poleca właścicielka kwatery. Trasa przejazdu oczywiście już nie przez "Kraliky". Będę próbował z Poznania przez Wrocław, autostrada, do Głuchołaz(ów), Mohelnice, Brno, obok Bratysławy, Węgry, Redics, Lendava, Cakovec i dalej autostradą do Trogiru. Życzę wszystkim pogody w duchu i na niebie w czasie podróży i podczas pobytu u przyjaciół Horwatów.