Drezno i Sasko-Czeska SzwajcariaPomysł, żeby na tegoroczny długi weekend czerwcowy wybrać się do Drezna, zawdzięczamy Joli. Sama co prawda ostatecznie pojechać nie mogła, ale jakieś dwa miesiące wcześniej posiała ziarenko, które ostatecznie wykiełkowało tydzień przed Bożym Ciałem. Wówczas właśnie zebrała się pięcioosobowa ekipa chętna do obsadzenia samochodu i ruszenia w drogę. Ekipa głównie babska

, bo od lat kilkunastu nasi mężowie w tym czasie ruszają w Polskę na wyjazd

całkowicie męski. Teoretycznie szukają nowego miejsca na wakacje, chociaż i tak z góry wiadomo, że latem jak zawsze rozstawimy namioty na tej samej łące

nad kaszubskim jeziorkiem. Póki dzieci były małe, grzecznie siedziałyśmy w domu razem z pociechami. Od jakiegoś czasu my też możemy aktywnie wykorzystać długi weekend

. Od ubiegłego roku do ekipy babskiej dołączył ... Maciek, gdyż ze względów zdrowotnych "dziki" wyjazd z naszymi panami nie za bardzo jest dlań odpowiedni. Myślę jednak, że jakoś specjalnie nie nie cierpi

z tego powodu, że towarzyszą mu same panie. Oczywiście, całkiem lekko mu nie jest - przecież przy okazji dostaje zaszczytne zadanie prowadzenia samochodu przez całą podróż

.
Przez ostatnie lata wyjazdy były pod hasłem "Stolice Europy", czasem jednak dobrze

zdecydować się na odmianę, zwłaszcza jak alternatywny pomysł jest tego wart. Drezno uznaliśmy za pomysł wyśmienity

. Tyle, że jakoś nie wyobrażaliśmy sobie całego weekendu w dużym mieście, trzeba więc było pomyśleć o czymś jeszcze w jego pobliżu

.
Opracowanie planu naszej wycieczki przypadło w udziale mojej skromnej osobie. Co i gdzie zobaczyć w sumie w dość krótkim czasie - problemu nie stanowiło. Większość z nas nigdy nie widziała Drezna, a zupełnie nikt jego okolic, można więc było iść na łatwiznę

i wybrać miejsca odwiedzane chyba przez wszystkie wycieczki... Popularność tych miejsc co prawda wiązała się

z tłumami nawet na łonie przyrody, ale jakoś to przeżyliśmy! Gorzej było ze znalezieniem na ostatni moment noclegów w cenie, która byłaby dla nas do zaakceptowania. Niestety, pogranicze niemiecko-czeskie do tanich nie należy

. Jeśli już jest pokój z łazienką, to od razu kosztuje "odpowiednio". U Czechów wychodzi jednak mimo wszystko o kilka euro za noc mniej

, więc obszar poszukiwania trochę się zawęził. Tym bardziej że w grę wchodziły tylko te miejscowości, z których odległość do naszych niemieckich celów zwiedzania nie była zbyt duża - aby wydatki na paliwko nie zjadły oszczędności na spaniu. Niestety, Niemcy również oszczędzają i przyjeżdżają na weekendy do Czech! Nie chcieliśmy ryzykować szukania czegoś na miejscu, bo pewności że dzięki temu będzie taniej - nie było. No i szkoda nam było utraty czasu na pukanie do drzwi...
Wysyłanie maili do kilkunastu tańszych czeskich pensjonatów kończyło się otrzymaniem informacji zwrotnych, że wszystko już pozajmowanie

. Trudno liczyć na cenowy cud, jak do wyjazdu zostaje 2- 3 dni. Czas na poszukiwania upływał błyskawicznie - a spania nadal nie mieliśmy! Postanowiłam zdać się na pośrednictwo informacji turystycznej i to okazało się strzałem w dziesiątkę

. Zainteresowanych wyjazdem w te rejony, z czystym sumieniem polecam
informację turystyczną w Hřensku, w którym pierwotnie chciałam trafić n jakieś noclegi. Po kilku mailach wymienionych z jedną bardzo miłą z tego biura w celu dokładnego ustalenia naszych oczekiwań i preferencji cenowo-lokalizacyjnych, otrzymałam kilka propozycji jeszcze wolnych miejsc. Co prawda nie w samym Hřensku, lecz w jego okolicach, ale przy wyprawie samochodowej był to mało istotny szczegół. Na dodatek ostatecznie wybrane lokum okazało się naprawdę bardzo fajne

, a różnica w cenie między pośrednictwem informacji turystycznej a bezpośrednio u właścicieli - niewielka (20 koron tj. 3,40 zł za osobę za noc). Rezerwacja naszej chałupy przez internet bezpośrednio u właścicieli zresztą i tak byłaby niemożliwa, nie mają własnej stronki internetowej i brak w sieci konkretnych namiarów telefonicznych itp. Do znalezionego spanka wrócę w stosownym momencie, jak już "dojedziemy" na miejsce. A póki co - ruszamy w drogę z naszym Jedynym Kierowcą wspomaganym nawigacją obdarzoną głosem Hołowczyca zapewniającego, że z nim na pewno dojedziemy do celu

.
Z Wrocławia wyruszamy rano trochę przed 9-tą. Przed nami jakieś 280 km trasy, pensjonat można zająć dopiero o 14-tej, więc czasu jest sporo. Można byłoby co prawda wyjechać wcześniej i zwiedzić coś po drodze, ale ten krótki urlop ma też być odpoczynkiem, więc nie będziemy przesadzać z programem turystycznym

. Namiastka zwiedzania będzie, jak po drodze zatrzymamy się na kawkę w jakiejś sympatycznej mieścinie. A jak się uda, to po zakwaterowaniu może udamy się w jakąś krótką trasę? Mam nawet pomysł!
Jest kilka minut po 12-tej, gdy docieramy nad Łabę, której widok będzie nam towarzyszył przez kolejne dni na tym wypadzie.
*
Auto zostawiamy na parkingu przy dworcu autobusowym w
Bad Schandau. Płacimy 1 EUR za 2 godziny - być może wystarczyłoby zapłacić za pół godziny mniej, ale nie jesteśmy pewni, ile czasu zajmie nam pobieżny spacer po centrum miasteczka...
*