Dzień 22
20/09/2008 sobota
odległość: 460 km
trasa: Złote Piaski - Sumen - Ruse - BG / RO - Bucuresti - Ploiesti - Predeal
Dzień wyjazdu po kilku dniach postoju zwyczajowo wiąże się z dłuższym noszeniem klamotów. Nie inaczej jest i dziś, z tym może wyjątkiem, że do dyspozycji mam używany już przy przyjeździe wózek czterokołowy . Hotel, co prawda, sprawia wrażenie lekko wymarłego za sprawą 'okienka' między turnusami, ale z drugiej strony daje się wyczuć obecność bułgarskiej klienteli przybyłej tu na weekend ze stołecznej Sofii. Na zakończenie uwieczniamy nasz pokój dla potomności. Z całą pewnością nigdy tu nie powrócimy, tym cenniejsza będzie to pamiątka z najbardziej 'ekskluzywnego' miejsca, do jakiego dotarliśmy do tej pory w trakcie naszych podróży ...
Na bramce wyjazdowej z kurortu panów mundurowych dziś brak. Może zaspali, a może w sobotę mają wolne Kierujemy się na Varnę, troszkę czasu tracąc w niej na wyszukanie ... uważny Czytelnik już zapewne wie ... ni mniej ni więcej tylko skrzynki pocztowej, celem wrzucenia doń napisanych kartek. Na szczęście to nie Istanbul, więc poszukiwania kończą się ostatecznie sukcesem. Na zachodnim wylocie z miasta kierujemy się na autostradę prowadzącą prawie do samego Sumen, a oznakowaną jako droga do Sofii. Z mapy wiemy, że równolegle do niej wiedzie w tym samym kierunku również druga, stara trasa. Stąd nie dziwi mnie, kiedy widzę dwa znaki kierujące na Sofię. Gorzej, że nie wynika z nich, który odnosi się do której drogi. Mając raptem pojedyncze sekundy na podjęcie decyzji, wybieram niebieski znak, ale szybko przekonuję się, że 'pudłowałem'. Znów więc tracimy chwilę na przejechanie zbędnych kilometrów związanych z nawrotem i powrotem do problematycznego rozjazdu. Przy drugim podejściu, metodą eliminacji, wybór jest już prosty i co najważniejsze ... słuszny ...
konia z rzędem temu, kto nie miałby wątpliwości ...
Sama autostrada jest bardzo przyjemna, i choć widokowo nie powala z nóg, to wpływa dodatnio na chwilową poprawę średniej prędkości przejazdu. Atrakcją godną wspomnienia jest kolejka linowa z wagonikami przesuwającymi się w poprzek nad 'nurtem' drogi. Z wcześniejszej lektury wiemy już to, co udaje się nam teraz potwierdzić empirycznie, że w owych wagonikach transportowane są ... owoce urobku z pobliskiej kopalni tudzież kamieniołomów, przemieszczane tą drogą do miejsca ich dalszego przetwarzania. Przed Sumen dopuszczamy się małego zboczenia , i opuszczamy autostradę, aby wąską lokalną drogą podjechać do czegoś w stylu bułgarskiego Biskupina czy raczej Gniezna, czyli pierwszej stolicy kraju Pliski, na terenie której obecnie znajduje się rezerwat archeologiczny. Po dojechaniu na miejsce pogoda nie sprawia jednak zachęcającego wrażenia temperaturowo-wiatrowego, co w połączeniu z potrzebą zbudzenia ze snu naszego męskiego potomka skutecznie nas odwodzi od zamysłu pieszego zwiedzenia ruin . Postanawiamy wpaść tu przy kolejnej okazji, wszak przejeżdżać w okolicy na pewno kiedyś jeszcze będziemy ...
bułgarska ...
... autostrada ...
... wyższym prędkościom sprzyja
ale drogi boczne ...
... są bardziej klimatyczne
Powracamy do głównej drogi, która rychło przestaje być autostradą. Jest jednak w bardzo dobrym stanie i dobrze wyprofilowana, a co najważniejsze dla naszego dociążonego samochodu, jest nad wyraz równa, co w połączeniu z prawie zerowym ruchem pozwala na dynamiczną jazdę . Kiedy na widnokręgu widzimy znajome bloki to bez wątpienia wiemy, że dotarliśmy już do Ruse. Przeprawa przez most graniczny przebiega równie sprawnie co poprzednim razem, zwłaszcza że przewidując potencjalne zaokrąglanie opłaty mostowej naszykowałem sobie dokładną kwotę w EUR. Nowością jest długa kolejka TIRów czekających na wjazd do BG, ciągnąca przez sporą cześć mostu oraz tworząca ogonek bez końca po rumuńskiej stronie. Ruch osobowy odprawiany jest jednak z marszu, nim więc się obejrzymy, ponownie podążamy szeroką i nową drogą w stronę rumuńskiej stolicy.
droga główna Sumen - Ruse
bloki na przedmieściach Ruse
wjazd ...
... na przejście graniczne
TIRy na moście
Welcome to RO
ogonka TIRów ciąg dalszy ...
Niejako na potwierdzenie, że ponownie jesteśmy w Rumunii, przez dłuższy czas mamy możność jechać za starą Dacią, zgodnie ze stereotypami używaną do szeroko rozumianych celów transportowych. Leciwa bidula, oprócz szczęśliwej rodziny właścicieli, na dachu dźwiga również duży kosz lub beczkę, worek bodajże ziemniaków, oraz pomniejsze klamoty, będące jak należy domniemać dobrami wiezionymi od rodziny ze wsi do stołecznego miejsca zamieszkania. Im bliżej rumuńskiej stolicy tym bardziej czuć klimaty rodem z minionej epoki. Przemysłowe przedmieścia, opuszczone zakłady, zaniedbane bloki przy pochmurnej pogodzie wyglądają jeszcze mniej okazale niż czyniły to w pięknym słońcu. Pamiętając, że dziś sobota, z rozmysłem chcemy przejechać ponownie przez samo serce miasta. Im bliżej centrum, tym sytuacja ulega ponownej poprawie. Mapa leży awaryjnie w odwodzie, ale w praktyce nie jest potrzebna, gdyż nawigację skutecznie prowadzę na oko. Robimy ustawowy postój żywieniowy w ulubionej rodzinnej restauracji , po czym mijając dobrze nam znane miejsca stopniowo kierujemy się ku północnym przedmieściom. Za sprawą temperatury i chmur dzisiejsze Bucuresti ma zdecydowanie jesienny charakter, bardziej tajemniczy i wyciszony, ale też ładny i fascynujący. Stojąc w niewielkim korku w pobliżu lotniska zastanawiamy się kiedy tu zawitamy kolejny raz. Patrząc na zaparkowane samochody pokryte grubą warstwą pyłu debatujemy czy to wynik suszy czy raczej braku systematycznego sprzątania / mycia ulic ...
kultowa Dacia
przedmieścia ...
... z dawnym klimatem
nowe się rodzi ...
... a stare dogorywa
niedokończona biblioteka narodowa
Pałac Parlamentu
samochody pokryte ulicznym pyłem
Kiedy opuszczamy rumuńską stolicę ogarnia nas nostalgia gdyż dobitnie dociera do nas, że to już powrót, a koniec wyprawy jest bardzo blisko . Droga umyka szybko, a celem ominięcia robót drogowych prowadzonych na obwodnicy Ploiesti decydujemy się na przejazd przez centrum, co okazuje się być słuszną decyzją. Gdy na horyzoncie zaczyna być widać góry, dzień dobiega swego kresu, a wkoło zapada ciemność. W samych górach z nieba zaczyna padać deszcz przeradzający się momentami w mokry śnieg. To już nawet nie jesień. Tu już czuć pierwsze pomruki zimy .
Naszą kwaterę Vila Vitalis http://www.vilavitalis.com odnajdujemy na wjeździe do Predeal. Pokój jest skromny ale czysty i schludny, a cena 120 RONów, czyli plus minus tyleż samo PLNów, wydaje się być w miarę adekwatna. Ciekawostką okazują się być właściciele, będący młodym żydowskim małżeństwem przybyłym tu kilka lat temu z Izraela. Oprócz usługi noclegowej oferują też szeroki wachlarz atrakcji związanych ze zwiedzaniem okolicy, ze szczególnym wskazaniem na poruszanie się na quadach. Pomysł na taką działalność jest chyba trafiony, gdyż w pensjonacie gości właśnie grupa przybyszów ze słonecznego Izraela, gwarnie okupująca pomieszczenie jadalniane. Minusem obiektu jest bardzo małe podwórko przeznaczone do parkowania samochodów. Przy pełnym obłożeniu pokojów dziś brak na nim wolnych miejsc, a jedyna wolna przestrzeń do parkowania zlokalizowana jest na baaaardzo stromym podjeździe do garażu. 45 stopni tam nie ma, ale mimo to dla naszego zapakowanego samochodu stanowi to nie lada wyzwanie. Z uwagi na ciasnotę i prostszy wyjazd z rana, właściciel sugeruje parkowanie tyłem, co oznacza dość złożony manewr cofania połączonego ze skręcaniem. Na płaskim rzecz błaha, wręcz banalna, ale na takim podjeździe wymagająca również okiełzania minimalnej mocy niezbędnej do podtrzymania silnika przed zgaśnięciem. Ewidentny brak praktyki w tego typu sytuacjach skutkuje tym, że kiedy manewr dobiega końca, w samochodzie czuć silny swąd ... nadpalonego sprzęgła, który będzie nam jeszcze towarzyszył przez kilka dni .
Jest już dobrze po godzinie 21:00, a jutro czeka nas 'kulkowa' pobudka, czyli grubo przed świtem, bo plan dnia jest mocno ambitny. Bez zbędnych ceregieli układamy się szybko do snu. W mej głowie wirują różne myśli, a mój ogólny stan ducha można porównać do tego, jaki miałem w przeddzień wjechania na terytorium Albanii czy potem Kosova. Całości doprawia obawa o stan nadpalonego sprzęgła i jego dalszej zdolności do kontynuowania trasy. Nie wiem jeszcze, że los ma dla nas naszykowany całkiem inny scenariusz ... ale o tym już w kolejnym odcinku ...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.