Dzień 8 (23 sierpień 2008, sobota):Zabljak(MNE)-Savin Kuk-Crno Jezero
Nie wyrabiam sie z pisaniem blogu na biezaca, wiec bedzie krotko.
No cóż... teraz też się słabo wyrabiam, ale miałem trochę roboty z opracowaniem dokumentacji sesji zdjęciowej z Savin Kuka - będą też
nowe panoramy!Dzis dzien ulgowy:
Zaplanowaliśmy "zdobycie" szczytu Savin Kuk ze wspomaganiem krzesełkowym. Poprzedniego dnia widzieliśmy, że wyciąg jest czynny; teraz jadąc nabieraliśmy apetytów na widoki. Szczyt prezentował sie okazale:
Jak zwykle mieliśmy po drodze spotkanie z krowami - i jak niezwykle ... z ratrakiem, który miał przerwę sezonową:
Trzeba było z głównej drogi którą jechaliśmy wczoraj do Savnika, skręcić w prawo pod ośrodek narciarski. Tam po krótkim czekaniu w kolejce, załatwiliśmy sobie
- wyjazd podwojnym wyciagiem krzeselkowym na Savin Kuk;
Pomocnik wsadził nas na ławeczkę i spuścił kabłąk - pełna obsługa. Pamiętam, jak obawiały się wsiadać dwie TĘŻSZE panie, każda usadzona na dwuosobową ławkę. Drugi z obsługujących wsiadł przed nimi obiecując, że przy wysiadaniu przytrzyma wyciąg - żeby panie się nie bały i nie było wypadku.
Widoki po drodze były obiecujące, a pogoda śliczna:
Obsadzenie wyciągu było jednak mimo pięknej pogody niewielkie, oceniam na najwyżej 10%. Z daleka zobaczyliśmy startową stację drugiego odcinka wyciągu:
do której trzeba było kawałek przejść:
Drugi odcinek wyciągu ruszył dopiero, jak się zebrała odpowiednia ilość osób. Po przebyciu drugiego etapu wylądowaliśmy poniżej przełęczy, do której trzeba było podejść trochę pod górę. Tam zamarliśmy z wrażenia - przed nami roztaczał się widok na wszystkie szczyty Durmitoru, masyw Bobotov Kuk piętrzący się w oddali, kocioł doliny pod nami, siwe i błyszczące w słońcu skały, zielone łąki, ciemnozielone kosówki, zielonoszare piargi, wszystko w cudownym słońcu:
________
Byliśmy zachwyceni! Nad nami piętrzył się szczyt Savin Kuk, do którego zakosami prowadziła ścieżka:
____
____
Robiliśmy zdjęcia jak szaleni, uwieczniając również siebie nawzajem:
W drugą stronę - wschodnią, z której przyszliśmy - z siodła roztaczał się bezkresny widok na równinę, małe jeziorka i góry
majaczące na horyzoncie:
Ja poczułem bluesa i zacząłem rozstawiać statyw do panoramy tuż nad przepaścią, korzystając z doświadczeń nabytych na urwisku Curevac. To urwisko wyglądało jeszcze groźniej, odsłaniając swoje ściany w poszarpanym wyrwami brzegu. Widok był nieziemski:
- pelna panorama z siodla nad kotlem pod Savin Kukiem, cudna pogoda;
Tak, ta panorama była chyba najlepsza z tych, jakie dotychczas zrobiłem. Oto fragment, a link do całości znajdziecie poniżej:
!_PANO=><=PANO_!Tutaj są moje Panoramy - Montenegro 2008 !!!W trakcie robienia panoramy Ela (widać ją tam pod skałą) rozmawiała z młodymi turystami z Polski. Studenci przyjechali z Krakowa, mieli większe plany na Dolomity, jednakże jeden z nich złamał rękę i wędrował z gipsem; oni dzielnie weszli na Savin Kuk piechotą, nie zniżając się do siodełkowych wyciągów! Ela potem siedziała cierpliwie pod skałą, czekając aż skończę.
- mala wspinaczka na sam szczyt;
Jeszcze kręcę film na pamiątkę; wypatrujemy szlak turystyczny w głębi doliny, oraz czerwony szałas - katun. A na niebie widać księżyc!
Po złożeniu sprzętu weszliśmy na Savin Kuk, podejście jedynie 60 m. Tym niemniej na szczycie byliśmy bardzo dumni i szczęśliwi, a Ozi w moim iPAQu potwierdził nasza lokalizację:
Towarzyszyła nam bardzo głośna wycieczka młodzieży z Izraela, zaś jej przewodnik (zobaczycie go w czerwonej koszulce) objaśniał i pokazywał im wszystkie szczyty, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Ze szczytu było widać i Crno Jezero, i Zabljak; ja "skręciłem" prędziutko z ręki drugą panoramę:
Panorama tylko cylindryczna (z ręki lepiej nie będzie), ale pełne 360 - zamieszczam jej fragment, a link do całości znajdziecie poniżej:
!_PANO=><=PANO_!Tutaj są moje Panoramy - Montenegro 2008 !!!- podziwianie widokow;
Zaczęliśmy się przyglądać szczegółom i rozpoznawać znane oraz uczyć się jeszcze nieznanych miejsc.
Tutaj widać drogę którą jechaliśmy do szlaku na Crvena Greda, aż do zakrętu, gdzie wtedy czekała na nas nasza Meryśka:
Tutaj mamy na pierwszym planie Medjed, a z tyłu skalna ściana urwiska Crvena Greda - nasz niespełniony szlak:
(Widoczność szczytów majaczących w oddali nad lewym ramieniem masywu Crvenoj Gredy będę mierzył za chwilę).Podziwialiśmy otoczony zielenią lasów granat Crnego Jezera, gdzie planowaliśmy spacer popołudniowy; za nim domki zabudowań Zabljaka jak rozsypany kolorowy cukier:
Wyciągam zoom jeszcze bardziej - i mam szczyt Veliki Stuoc; a na drugim zdjęciu - z frontu po prawej ciemny uskok to grzbiet urwiska Curevac, w głebi - po drugiej stronie Tary - szczyt Dernjacista:
Zwracam się jeszcze raz w stronę Bobotov Kuk - jego potęga jest urzekająca:
Z lewej Terzin Bogaz, z prawej Previja, w głębi Bobotov Kuk, Bezimeni Vrh i Obla Glava. Nie wszystkie szczyty są opisane na Google Earth, gdzie próbowałem zlokalizować te nierozpoznane; ale wspomogły mnie zdjęcia z Panoramio. Jakże miło było stwierdzić, że te najlepiej
oznaczone sygnowane były przez
grzesiekodm z forum
mojebalkany! I tu się odnaleźliśmy (niejako w virtualu)!
Ręce się same składają do panoramy - tym razem tylko składanka, zasięg 180, za to o większej rozdzielczości bo bez nasadki szerokokątnej - tutaj jest rozwinięta na płasko:
ale zrobiłem z niej też wersję cylindryczną - zamieszczam jej fragment, a link do całości znajdziecie poniżej:
!_PANO=><=PANO_!Tutaj są moje Panoramy - Montenegro 2008 !!!- niezwykla widocznosc;
Patrzę, jak Ela siedzi zamyślona na tle odległych pasm górskich:
Zastanawiam się, dokąd sięga widoczność - powietrze jest niezwykle klarowne. Postanawiam zrobić w powiększeniu zdjęcia odległych pasm, obiecując sobie, że w domu je zlokalizuję. Teraz mogę dopełnić tej obietnicy. Zamieszczam zdjęcia z maksymalnie wyostrzonymi kontrastami, dlatego pierwszy plan jest nienaturalnie ciemny. Rozpoznanie robiłem korzystając oczywiście z Google Earth. W nawiasach podaję odległość w kilometrach.
Na horyzoncie widać od lewej grzebienie od lewej: Jablanov Vrh (35) - Vranova Glavica (35) - Ruda Glava (40):
Tu widoczność sięga dalej - jest z lewej z ciemną czapą Ljeljeni Vrh (31) - w środku bliżej Korman (19) - z prawej dalej Vrace Brdo (36), w tle ledwo widoczna ale wyraźna Crna Glava (56) z pasma Bjelasica:
Wyciągam zoom maksymalnie, i robię nad ramieniem opadającym z Crvenoj Gredy zdjęcie charakterystycznego stożka wzgórza Kmur (50), w tle ledwo widoczne (tylko przy maksymalnie podbitym kontraście) pasmo które na Google Earth mogę zlokalizować jedynie jako Kremenac (70) z okolicy bośniackiego pasma Jahorina:
Oszołomiony, rozglądam sie wokól siebie. Dla odpoczynku spoglądam pod nogi. Tu jest też piękny mikroświat, o uroku który nie zawsze dostrzegamy z taką wyrazistością - ale który również zachwyca:
Przygodni towarzysze wyprawy robią nam wspólne pamiątkowe zdjęcie - po czym schodzimy z powrotem na dół:
Ja po drodze dostrzegam odłam skalny, spod którego prześwituje dolina; wreszcie dochodzimy do miejsca, z którego widać cypel, skąd kręciłem panoramę:
Jeszcze raz uwieczniam urzekający widok znad przepaści z panem Bobotovem Kukiem w tle:
________
i schodzimy wreszcie do górnej stacji kolejki, aby zjechać na dół do stacji pośredniej:
- przygoda przy zjezdzie - zgubione i odzyskane okulary oraz tulipan do obiektywu;
Właśnie w tym miejscu miałem małą przygodę. Przed wskoczeniem na krzesełka należy plecaki przepiąć na przód, aby wygodnie i bezpiecznie usiąść. Po wskoczeniu zacząłem się kręcić wyjmując aparat, i swoim plecakiem wygniotłem z kieszonki w koszuli swoje okulary słoneczne, które wyskoczyły i oczywiście spadły na trawę głęboko pod nami; zapamiętałem tylko, że było to przy trzecim słupie. Na szczęście nie robiło sie wtedy jeszcze stromo.
Ponieważ okulary były mi cenne, bo polaryzacyjne - i oglądając w nich niebo mogłem przekręcając głowę wypróbowywać efekty do zdjęć z filtrem polar - więc postanowiłem po zjeździe wrócić się po nie. Na pośredniej stacji wyskoczyliśmy z krzesełek, i po zdjęciu plecaka zacząłem pakować do niego powyjmowany sprzęt, aby zostawić go Eli i na luzaka wrócić po okulary. W tym momencie stwierdziłem, że na domiar złego na obiektywie nie mam plastikowego tulipana z bagnetowym zaczepem. Zaczep ten mi się już dawno wyślizgał i był luźny; pewnie po szamotaninie z okularami musiał mi też wypaść. Z cichą nadzieją, że go może też znajdę, nic nie mówiąc Eli schowałem aparat i wsiadłem na kolejkę pod górę. Wytłumaczyłem obsługującemu panu, że muszę się wracać po szkła. Nie trzeba było płacić
.
Z górnej stacji zacząłem schodzić po niezbyt stromym jeszcze zboczu i doszedłem do trzeciego słupa, rozglądając się na prawo i lewo. Zaraz za nim ujrzałem moje okulary połyskujące w słońcu. Dobrze, bo już zaraz zaczynało się stromo! Tulipana jednak nie było... Wróciłem na górę i zjechałem jeszcze raz, a Ela zrobiła mi zdjęcie jak szczęśliwy macham ręką demonstrując na nosie swoją zdobycz:
Przy wysiadaniu nasz pan z obsługi pokazuje mi, że ma coś dla mnie: odłożony przy słupie krańcowym kolejki... mój tulipan. Szczęśliwy, że się znalazł, ledwo uniknąłem walnięcia w głowę przez powracające na górę krzesełko. W podziękowaniu obdarowaliśmy mojego dobroczyńcę górską czekoladą, którą przy tej wyprawie nie musieliśmy się już posilać, i po takich przygodach zjechaliśmy już bez przeszkód drugi etap na dół.
Tereny wokół podstawy Savin Kuk mają porozrzucaną nieregularną zabudowę. W jednym miejscu powstają nowe "kuce" czyli domki, wyraźnie pod turystów, w innym opuszczona restauracja o wystroju z minionej epoki świeci pustkami. Minęliśmy po drodze stado owiec które weszło w szkodę:
i znaleźliśmy ładną gospodę z tarasem, gdzie w gronie innych turystów z kolejki górskiej zjedliśmy obiad.
- obiad w restauracji przy wyciagu, polecane cicvara oraz priganice;
Z zapałem poznawaliśmy bałkańskie przysmaki; do tego oczywiście czarnogórskie wino, a na deser też pyszności - już nie pamietam, jak sie nazywały, ale doprowadziły mnie do ekstazy:
- "miejski" spacer wokol Crno Jezero.
Po udanym obiedzie pokrzepieni wrócilismy do Zabljaka i po drobnych zakupkach dojechaliśmy znaną już z pierwszego dnia drogą w przebudowie do parkingu, skąd do słynnego jeziora trzeba było dojść paręset metrów. Oczywiście opłata za wstęp, oczywiście za parking (2 + 2 = 4 Euro), potem spacer aleją przez las jak w miejskim parku, wreszcie wyszliśmy nad jezioro, nad którym piętrzył się dumny masyw Medjed - jego sylwetka jednoznacznie podpowiada, skąd się wzięła ta nazwa:
Obeszliśmy pierwszą część jeziora, dochodząc do przewężenia - przy niskim stanie wody można je było przejść po kamieniach:
Dzień się kończył, wraz z nim światło do zdjęć, ale jeszcze podglądaliśmy kaczuszki:
...jeszcze podziwialiśmy odciski jak wyrzeźbione w przybrzeżnych skałach - jakby ślady ptasich nóg?
Spokój i cisza tego miejsca, odbicia zielonych drzew i białych skał w wodzie w promieniach zachodzącego słońca:
(jezioro powinno się nazywać Zeleno, a nie Crno) - przyprawił nas o zadumę i refleksję:
____
____
Wreszcie nadszedł czas powrotu. Próbowaliśmy obejść jezioro drugą stroną dookoła, chcieliśmy u przygodnie spotkanej młodej pary turystów się upewnić czy dojdziemy - już nie było drogi nad wodą tylko poprzez las, podnosząca się i oddalająca, aby znów powrócić nad brzeg oferując przejście wąziutką ścieżką po kamieniach wokół drzew wyrastających tuż nad wodą. Znużeni, wycofaliśmy się wraz z przygodnymi towarzyszami i wróciliśmy tą samą stroną co poprzednio; dopiero potem zobaczyłem na mapie, że trzeba było kontynuować ścieżkę przy brzegu drugiego jeziorka, aby obejść wzgórze Osredak:
Na pożegnanie Crnego Jezera staraliśmy się uchwycić nastrój słońca zachodzącego za Medjedem:
W drodze powrotnej jeszcze kupiliśmy w straganie z pamiątkami, których w drodze do Zabljaka było dużo, tradycyjnie jakieś "skorupy" - tym razem zrobione z wypalanej gliny żaroodporne kokilki do zapiekanek. Dzień został spełniony.
Wieczorem tradycyjna już "wymiana" z naszym dziadkiem - gospodarzem: on nam "domaczą" rakiję, my jemu tyskie piwo. Rozmawiamy w mieszanych językach. Widzimy na ścianie zdjęcie młodego mężczyzny, pytamy czy to syn. Dziadkowi wilgotnieją oczy, głos się łamie. Z opowieści wynika, że syn zginął przy wyrąbie lasu, została tylko pamiątka... Twardy los ludzi z gór. Na drugi dzień zdjęcia już nie było...
Został nam się jeszcze jeden punkt programu na pobyt w Durmitorze, a umówiony czas wynajmu dobiegał końca. Opłaciliśmy dziadkowi jeszcze jedną noc; następnego dnia się dowiedzieliśmy, do czego się przydały dziadkowi zarobione pieniążki...
Całą drogę tego dnia - od Zabljaka pod ośrodek narciarski, wyciągiem na Savin Kuk i w dół, z powrotem do Zabljaka i wokół Crnego Jezera - przedstawiam w widoku 3D:
Zasypialiśmy ze słonecznymi widokami z Savin Kuka przed oczami...
Tym razem nie najeździliśmy się dużo - podsumowanie:
- Kod: Zaznacz cały
Data Trasa Dystans Prędkość Zużycie Średnio
23-08 Zabljak-Savin Kuk-Crno Jezero 18 22 1,6 8,9