Po porannym sniadaniu (omelet with ham) i codziennym spakowaniu (z bagazami obracam do auta dwa razy), dalej w droge!
No tak, znowuż odmiana poularnego bałkańskiego hemeneksu!
Nasz pierwszy odcinek tego dnia to trasa z Ibarac do Mojkovac:
Kontynuujemy doline Ibar...
Ela na tle trzech tuneli:
Przed nami góra Tivran:...zachwycamy sie widokami podobnymi do slowackich...
...podziwiamy w oddali majestatyczne szczyty chyba gor Komovi.
Nie, to były góry Bjelasica, oczywiście!
Po drodze urokliwa cerkiewka sw.Ivana, z cmentarzykiem, w trakcie rekonstrukcji, z ponumerowanymi kamieniami.
Wdalismy sie w rozmowe z dziewczyna ktora maluje wewnatrz freski. Jest po czarnogorskiej ASP i szkole ikonopisania w Jekaterynburgu.
Dość relaksu, jedziemy dalej! Po drodze jeszcze podziwiamy wysoko przerzucony most kolejowy:
Mijamy Mojkovac i z nieznanych przyczyn moja nawigacja odmawia mi posluszenstwa; twierdzi ze nie widzi GPS. Do Slowacji korzystalem z Automapy, na Wegrzech przesiadlem sie na iGo8, ktore ma pokryte Balkany. Jest chyba lepiej zaprojektowane niz Automapa, z bardziej przejrzystym i dajacym wiecej mozliwosci trybem ksztaltowania trasy; doswiadczenia z Serbii pokazaly jednak, ze trzeba zaproponowana trase scisle skontrolowac. Tym razem przesiadlem sie na OziExplorer, do ktorego mialem wgrane sciagniete z sieci mapy topograficzne Czarnogory w skali 1:25000. Ozi nie robi nawigacji, ale polaczyl sie z GPSem bezblednie i swietnie pokazuje biezaca pozycje na mapie oraz przejechany slad, przeskakujac z arkusza na arkusz. Trasa byla prosta i znana z wczesniejszych przygotowan, ale lubie wiedziec gdzie jestem i co bedzie za zakretem.
Końcowy odcinek tego dnia to trasa z Mojkovac juz do Zabljaka:
W ten sposob wjechalismy wreszcie w kanion Tary. Jest on poczatkowo rozlegly i szeroki...
ale szybko - po ominieciu doplywu Bistrica - staje sie coraz glebszy i bardziej stromy, o majestatycznych, skalistych i zalesionych skalach.
Podziwiamy unikalna odmiane sosny czarnej - jest tu park Crna Poda - o masztowych pniach i warstwowych pietrach korony, jak w gigantycznych skrzypach. Z oddali, porastajac nawet pionowe skaly, tak wlasnie wygladaja.
Jedziemy dalej, zatrzymując się co chwila dla podziwiania widoków i upamiętniania ich na zdjęciach. Odczuwamy brak kawy... no i trochę już jesteśmy głodni. Widząc czarnogórskiego robotnika sprzątającego śmieci przy drodze, zasięgamy języka: za 8 km ma być "kafe". Obserwujemy, jak ze stromego zbocza góry nad nami osypują sie samoistnie kamienie z piargów:
Liczne parkingi prowokuja do czestych zatrzyman i podziwiania fantastycznych widokow.
Na kolejnym parkingu widzimy atrakcyjną tablicę upamiętniającą nieznanego bohatera o imieniu Dusan Bulatovic Dzambas.
Już przyzwyczailiśmy się, że w Czarnogórze istnieje jeszcze większy niż u nas w Polsce kult upamiętniania miejsc tragicznych wypadków osób bliskich. Są to nie tylko krzyże jak u nas, lecz okazałe tablice wręcz nagrobkowe. Ta jednak wydała nam sie bardziej ku czci nieznanego nam bohatera niż ku pamięci jakiegoś wypadku. Była na temat tej postaci dyskusja na forum, gdzie dopisałem też rezultaty swoich poszukiwań.
Przy takich okazjach nowe spotkania: z rodzina z Krakowa, ktora podrozuje juz od poczatku lipca i przyjechala z Albanii.
Wertując wspomnienia na forum odnaleźliśmy, że byli to Barbara i Andrzej "Balkandriver" wracający z wyprawy TRANSALBANIA 4x4. Dzięki nim też nabraliśmy ochoty na Albanię!
Kolejny zakręt oddala nas nieco od rzeki, a na serpentynowej agrafce zatrzymujemy sie przy okazałej czarnej sośnie:
Wracamy nad Tarę, i znów nie sposób się nie zatrzymać - szosa nad przepaścią, Ela jak zwykle nieustraszona:
a w dole meander przełomu Tary:
(Będzie panoramka z tego miejsca - ale chronologicznie, bo kręciłem ją w drodze powrotnej).
Wreszcie dojeżdżamy do zapowiadanego "kafe" - i znów podziwiamy, jak crna poda wspina sie po skałach:
W przydroznej kafejce (gdzie postanowilismy sprobowac specjalow czarnogorskiej kuchni) spotykamy sie z samotnym turysta z Holandii, ktoremu opowiadamy o black pine (crna poda) i na swoich mapach pokazuje mu jak trafic do kanionu Nevidio.
Podróżuje samotnie, docelowo chce osiągnąć park narodowy Sutjeska w Bośni-Hercegowinie, wymienia go jednym tchem z naszą Puszczą Białowieską, jako - jak twierdzi - jedyne takie dwa w Europie, w których przyroda pozostaje w stanie dziewiczym. Nie wiem czy to prawda, ale zapamiętuję: Białowieska-Sutjeska; cóż, kolejne miejsce do umieszczenia w diariuszu planów przyszłych wypraw!
Opowiadamy mu o naszej podróży do Holandii w kwietniu 2008, chwaląc się wizytą w Keukenhof. Holender nie rozumie. Mówimy POWOLI i WYRAŹNIE: Ke-u-ken-hof. Bez skutku. Wreszcie traktujemy rzecz opisowo, jako najsłynniejszy ogród z tulipanami. Ach, Kükenhof! mówi, zwężając usta. Uczymy się właściwej wymowy i dowiadujemy się, że to znaczy "ogród kuchenny". Podróże kształcą!
Ostrzegamy go przed czarnogorska policja ktorej tu wiele, pilnujacej predkosci, a on na to ze sam jest policjantem i w razie czego wyjmuje odznake mowiac: "koliega".
Życzymy sobie z Holendrem dobrych wojaży i jedziemy dalej.
(Ela kręci swoją panoramkę):Na jednym z postojow
schodzimy nad szmaragdowa wode, podziwiamy refleksy swiatla odbitego od wartkiego nurtu na przybrzeznych skalach
ja decyduje sie na kapiel a wlasciwie obmycie sie w gorskiej wodzie
wedrowka na bosaka po zielonym (!) piasku i kolorowych kamieniach
oraz wejscie do zimnej wody przypomina mi kapiel na czarnej plaży w Islandii.
Zamieszczam zdjęcia z Islandii 2007 dla porównania - prawda, jaki ten świat mały?:
Wracamy do Czarnogóry 2008.
Ela ofiarnie idzie po recznik do samochodu.
Orzezwieni, ruszamy dalej. Coraz wyzsze gory, coraz bardziej strome skaly, liczne tunele, sciany przewieszajace sie nad szosa; GPS nawet na otwartej przestrzeni, ale za sciana skalna, potrafi zanikac. Wreszcie w oddali widzimy jak z filmowej scenerii majestatyczny most na Tarze.
Obok tego miejsca płaskorzeźba upamiętniająca wojenne losy budowniczych i obrońców mostu:
To jest od Eli:Dojezdzamy, robimy postoj. Most jest lukowo w planie wygiety, jego ostatnie najdluzsze przeslo wpiete wprost w skale, stwarza to okazje do fotogenicznych ujec.
a to od Krzysztofa:
(mała panoramka):Spacer w upale wzdluz mostu (po zbudowaniu najwyzsza konstrukcja zelbetowa), zdjecia widokow gorskich
i rzeki ktora plynie gleboko w dole.
z jednej strony mostu:
i z drugiej strony - jak z lotu ptaka:
Pora na ostatni odcinek drogi do Zabljaka. Lagodnymi serpentynami wznosimy sie w gore, jak pokazuje Ozi z 850 na 1150m.
Tak wyglądał nasz dojazd do mostu, spacer wzdłuż niego, a następnie droga serpentynami w stronę gór Durmitoru:
Dojezdzamy do pierwszych zabudowan Zabljaka. W jednym z domow przy bocznej drodze znajdujemy pokoj, targujemy cene z 10 do 8 Euro od osoby (lazienka niewykonczona), placimy za 4 noce. Nie zalezy nam na standardach, tylko na spokoju i sielskiej atmosferze z dala od turystycznego zgielku. Wreszcie osiagnelismy pierwszy cel naszej wyprawy!
Zamieszkaliśmy u dzielnego dziadka-inwalidy, chodził podpierając się kulą, drzewo w lesie przewracając sie złamało mu kiedyś nogę. Jego wnuczka włada rosyjskim, łatwo ustalamy warunki; obie strony są zadowolone.
Po rozpakowaniu robimy jeszcze wypad do Zabljaka po zakupy; trzech policjantow kreci sie po centrum, pracowicie wypelniajac sluzbe. Probujemy zrobic rekonesans wieczorny nad Crno jezero; mozna dojechac autem, choc droga w przebudowie. Na koncu jednak okazuje sie ze trzeba placic za wstep po 2 Euro i od auta za parkowanie 2 Euro i przejsc 700 m. Bylo zbyt pozno i bylismy zbyt zmeczeni wrazeniami dnia, aby z tego skorzystac. Wrocilismy do naszej kwatery na kolacje i spac.
Na mapie Zabljaka widać, że zamieszkaliśmy na jego przedmieściach (po prawej); widać też nasze pierwsze zwiedzanie centrum (w środku) i przejazd w okolice Czarnego Jeziora (po lewej):
Jeszcze tylko wieczorne ladowanie wszystkich bateryjek i wybieranie zdjec, a teraz juz porany wpis do bloga, gdy Ela jeszcze spi. Slonce juz swieci prze okno, bedzie piekny dzien!
Podsumowanie naszego ostatniego dnia pierwszego etapu podróży:
- Kod: Zaznacz cały
Data Trasa Dystans Prędkość Zużycie Średnio
20-08 Ibarac-Zabljak 154 42 10,8 7,0