Tym razem rzeczowo - Motovun
Czytając różne relacje, zauważyłam, że mało jest opowieści o Motovunie, dlatego postanowiłam zaryzykować i spróbować swoich sił w bardziej rzeczowym relacjonowaniu. Skoro temat "niepogłębiony" to może jakoś się uda
Jednak znając siebie, pewnie nie raz mnie pióro skusi (a raczej klawiatura
), i odbiegnę od tematu w rejony bardziej subiektywne. No cóż, tak to już ze mną jest
A teraz do rzeczy
Wyobraźcie sobie piękny, letni dzień... Nie, to przecież nie było tak
Budzimy się rano - leje deszcz. Patrzymy na niebo - szaro wszędzie. Nie widać choćby najmniejszego promyczka, który zwiastowałby, że dziś dane nam będzie zobaczyć słońce. Co tu robić? W planie było zwiedzanie "wnętrza półwyspu". No to skoro takie plany były, to będziemy się ich trzymać.
No więc, spakowaliśmy do samochodu cały majdan, dzięki któremu wyjazdy z dziećmi stają się łatwiejsze, i ruszyliśmy oglądać to, co dalekie od widoków z Jadranem w tle.
Pierwszym miejscem docelowym miał być
Grožjan oddalony od Poreča o 27km. I w zasadzie był - bo dojechaliśmy na szczyt wzgórza, na którym leży miasteczko, ale ilość deszczu właśnie postanowiła się podwoić, a nawet potroić, i jakoś niespecjalnie wyobrażaliśmy sobie mośliwość spaceru z dzieciakami, wózkiem. Tak więc, Grožjan zobaczyliśmy tylko zza szyb samochodu, ale to wystarczyło, żeby się zorientować, że wrócić tu kiedyś trzeba.
Postanowiliśmy jechać dalej może przestanie padać, tym razem do
Humu reklamowanego jako najmniejsze miasto świata, w którym obecnie mieszka około 20 osób. I mimo że zobaczyliśmy tylko niewielki fragment Humu i to znowu z samochodu, to wiemy, że kiedyś zawitamy tu na dłużej.
Ponieważ deszcz dalej jest uparty i nie ma zamiaru sie skończyć
postanawiamy wracać do Poreča. Ale zanim nastapi odwrót musimy coś zjeść w jakiejś okolicznej konobie. To "coś" jest obowiązkowym punktem programu kulinarnego dla tych, którzy zwiedzają Istrię lądową. To właśnie tutaj mamy zamiar spróbować dania z dodatkiem tutejszego specjału
trufli.
Bo właśnie trufle są kulinarnym magnesem, który ma przyciągać do "wnętrza" półwyspu istryjskiego. Te najdroższe grzyby świata rosną w tamtejszej okolicy po obu stronach rzeki Mirny. I tam też w 1999r podobno znaleziono najwiekszą truflę świata, która wazyła 1,31kh
Tak więc plan już jest - a to przecież najważniejsze
- zaczynamy szukać jedzonka, gdy tymczasem przestaje padać, co więcej, chmury się rozchodzą i słońce zza nich wygląda. Ale to nie koniec, bo po chwili chmury zniknęły, a na niebie zagościło piękne chorwackie słoneczko
Cóż było robić? Plany natychmiast uległy zmianie - jedziemy do
Motovunu i tam coś zjemy
zdjęcie z netu
Ponieważ plan pojawił się nagle, to czym prędzej zajrzałam do przewodnika, żeby chociaż czegoś dowiedzieć się o tym miejscu. I czytam, a ponieważ wyczytałam coś, co mnie zastanowiło, dzielę się tą informacją z mężem.
"Wiesz co oni tu piszą, że z Motovunu pochodzi jakiś znany kierowca rajdowy. Ale jaki on tam znany, skora ja go nie znam" (wiem, wiem porażający sposób myślenia
)
"A jak się nazywa" - pyta małżonek.
"Mario Andretti" - pada odpowiedź. I miażdżące spojrzenie, którym obdarzył mnie mąż, mówiło wszystko
o moim ignoranctwie....
Tak więc, Motovun jest znany dlatego, że pochodzi z niego słynny kierowca wyścigowy -
Mario Andretti
A co do kolejnej ciekawostki związanej z miasteczkiem , to podobno plan Motovunu znajduje się na tylnej części banknotu 10-kunowego. Piszę "podobno", bo jakoś nie umiem tego planu dostrzec. Może Wam się uda:
A teraz szczypta konkretów - Motovun jest miejscowością w Chorwacji, w środkowej Istrii, choć niektóre źródła mówią, że w zachodniej. Tak czy siak - miasteczko należy do okręgu zwanego Istarska županija i jak (podaje polska wilkipedia) zamieszkiwane jest przez 530 mieszkańców . Leży ono na wzgórzu277m n.p.m, po jednej ze stron rzeki Mirna, i zajmuje obszar 32km [kw];. Jednym słowem - wielki nie jest
A teraz szczypta historii, w związku z tym proszę wszystkich historyków o wyrozumiałość i potraktowanie mnie jako laika, który do końca nie wie, co pisze
Tak więc, Motovun pamięta starożytne czasy, kiedy to przebywali w nim Ilirowie, wtedy był określany mianem "gradiny". Później przekształcał się on w osadę, po to, by stać się miasteczkiem pod panowaniem Wenecjan. To właśnie za ich sprawą, w XIII/XIV wieku na samym szczycie wzniesienia powstało stare centrum otoczone murami, które przetrwało do dzisiaj. W 1600 roku zakończono budowę najważniejszej budowli miasta - kościoła św. Stefana. Z czasem miejscowość rozbudowywała się, bo na zboczach wzgórza budowano (i wciąż buduje się) liczne domy .
No i przyjechaliśmy do Motovunu - a raczej podjechaliśmy do połowy góry. Tam na wąskiej drodze, która u nas byłaby jednokierunkową z zakazem parkowania a w cro jest normalna dwupasmówką beż owego zakazu
, zostawiliśmy auto i mocno pod górę, pchając wózek z "podwójnym doładowaniem", udaliśmy się na poszukiwanie obiadu truflowego. Na miejscu okazało się, że mamy do wyboru trzy restauracje: jedną zamkniętą
, jedną "zupełnienienanasząkieszeń", i jedną "odbiedynanaszakieszeń" - bo okazało się, że te truflowe potrawy to raczej drogie są. Tak więc skończyliśmy na daniu najtańszym - makaronie tagliatelle z wiórkami truflowymi, gdzie jedna porcja (mała!) kosztowała ok. 75kn. Obiadek jedliśmy tu:
Po obiadku poziom optymizmu zdecydowanie wzrósł, w niepamięć poszła cena dzisiejszego posiłku, więc zaczęliśmy zwiedzać. Idziemy pod górę - przed nami renesansowa baszta z bramą miejską:
A teraz ta baszta za nami:
Idziemy ciągle pod górę, po to, by dojść do kolejnej bramy:
W trakcie przechodzenia przez drugą bramę miejską:
Dwie bramy sforsowane - czas na odpoczynek
Doszliśmy do najważniejszego miejsca w Motovunie - do trgu Andrea Antico:
0d 1999 na tym targu odbywa się międzynarodowy festiwal filmowy, podczas którego prezentowane jest kino niezależne i awangardowe. Tak więc na przełomie lipca i sierpnia to prawie bezludne miejsce, zamienia się w tętniące życiem kino "pod chmurką":
zdjęcie z netu
Po spacerze uliczkami Starego Motovunu czas na odwiedziny murów miejskich. Odwiedziny te są konieczne ze względów widokowych:
Natomiast same mury wyglądają tak:
No i muszę zrobić przerywnik dla rodzin z dziećmi, których na pewno ucieszy fakt, że podczas spacerów motovunskimi murami można trochę poodpoczywać wtedy, kiedy dzieciaki znajdują inne, najbardziej atrakcyjne dla nich zajęcie w takim oto miejscu:
... na koniec pozostało jeszcze wrócić - tą samą drogą, oczywiście - i zostawić za sobą obydwie bramy miejskie....
Wnioski żółtodzioba:
1. Przebywając na Istrii, wypad w kierunku głębi lądu jest obowiązkowym punktem programu.
PS. Mam nadzieję, że nie umęczyłam Was - bo jakiś taki długi odcinek mi wyszedł