Dzień 14
12/09/2008 piątek
odległość: 80 km
trasa: Sozopol - Burgas - Sozopol
Dziś, podobnie jak wczoraj i przedwczoraj, dzień rozpoczynamy leniwie, aby po późnym śniadaniu wyruszyć spacerkiem na znaną już nam sozopolską plażę Harmani. W ramach urozmaicenia, idziemy doń inną drogą niż poprzednio, oglądając okolicę i czyniąc na jej temat bardziej szczegółowe obserwacje, wspomagane również tym, co udało nam się już zobaczyć w ciągu dwóch poprzednich dni. Ewidentnie widać, że w nowej części miasta, rzecz jasna zgonie z nazwą, nowe wyrasta jak grzyby po deszczu. Liczne domy, prawie wyłącznie profilowane jako hotele lub apartamentowce, zdają się stopniowo wypełniać każdą wolną przestrzeń. Gorzej, że trudno się w tym wszystkim dopatrzyć jakiegoś planu zagospodarowania, który przekładałby się na harmonię zabudowy i ład wizualny. O ile w pobliskim sąsiedztwie starszej części Nowego Sozopola jest jeszcze mało wiele, o tyle im dalej od centrum tym robi się większy chaos. Swoboda jest absolutna, począwszy od stylistyki budynków, przez gabaryty i proporcje wielkości budynków do powierzchni zajmowanych działek, po pełną paletę kolorów. Określając to staropolskim przysłowiem
(osoby co wrażliwsze językowo proszę o bezpośrednie przejście do kolejnego akapitu
) można rzec, że 'każdy ...j na swój strój'.
Kiedy jednak stoją obok siebie dwa skrajnie różne budynki to i tak jest to mniejsze zło. Najgorzej jest, kiedy na jednej działce znajduje się budynek full wypas, z bajerami, za przynajmniej kilkaset tysięcy EUR, a tuż za płotem stoi jakaś rozgrzebana inwestycja wyraźnie prowadzona sposobem gospodarskim, w skrajnych wypadkach wstrzymana i zapuszczona. Inny wariant tego samego zjawiska to dzika, pusta działka, zarośnięta po pas i zapełniona syfem wszelkiego rodzaju zawiewanym tutaj przez wiatr
. O ile można zrozumieć, że w chwili obecnej majętni sąsiedzi mogą nie mieć wpływu na przebieg pobliskich inwestycji i może mają nadzieję, że z owe działki z czasem wypięknieją, o tyle występujący dość często nawiany syf na terenach wspólnych, takich jak pobocza czy tereny miejskie, często widoczny z okien rzeczonych apartamentowców, skłania do głębszej refleksji. Po pierwsze, jak to jest, że mieszkańcom, zwłaszcza tym sezonowym, to nie przeszkadza. Po drugie, o ile w okolicach Ahtopola podobne zjawiska można było tłumaczyć prowincjonalnością tamtego regionu, o tyle tu jest Sozopol, jedno z flagowych nadmorskich miast BG, więc gdzie jest zaradność gospodarska lokalnych władz
...
Pochłonięci refleksją i dyskusją na ten temat docieramy do wejścia na plażę, przed którym na pobliskim straganie kupujemy Jasiowi upatrzony poprzednio zestaw plażowy składający się ... ze spychacza i ciężarówki
. Oczy syna płoną z radości, zwłaszcza, że mimo rozsądnej ceny (około 35 PLN) zabawki pochodzenia tureckiego robią wrażenie dobrej jakości materiału i wykonania
. Na naszym poprzednim miejscy na plaży meldujemy się kilka minut przed godziną dwunastą i już dość rutynowo przełączamy się na nasz specyficzny tryb plażowania
, czyli ... Małżonka unika słońca, Jaś unika wody, a Lenka unika siedzenia na piachu
. Ja najchętniej uniknąłbym tego wszystkiego naraz, ale nie samym zwiedzaniem człek żyje
, więc ... w konsekwencji ląduję z córcią w wodzie. Mimo, że Lenka składa się zasadniczo ze skóry i kości, ze śladową ilością tkanki tłuszczowej, to dzięki wszechobecnej ciepłocie powietrza i wody nie jest jej zimno, więc i do wyjścia z morskiej toni trudno ją przekonać
. Fala dziś niewielka, wręcz znikoma, odważam się więc wejść do wody kolejno z kamerą i aparatem aby uwiecznić widoki widziane z tej perspektywy. O ile szmaragdowy kolor wody urzekł mnie już pierwszego dnia, o tyle nowym odkryciem jest przejrzystość wody. Przed oczami wciąż mam posty oponentów BG twierdzące, że piasek w morzu obowiązkowo równa się mętna woda
. O ile przy silnej fali można ewentualnie się z tym zgodzić, o tyle przy warunkach pogodowych takich jak dziś z radością stwierdzam, że to wierutna bzdura
. Co na dnie można zobaczyć to już inna bajka i przypuszczam, że zwolennicy nurkowania wiele ciekawego by tu nie zdziałali, ale że woda jest przejrzysta to oczywista oczywistość
...
plaża
Ich troje
Jaś i spychacz zwany
paparką ...
... oraz jego śmiałe kontakty z wodą ...
z kaczką (bez podtekstów
) bezpieczniej
...
koloryt wody i zabudowy
mętna woda
Po powrocie z plaży przychodzi czas na trochę czynności gospodarskich. Małżonka działa z młodzieżą w pokoju, ja zaś udaję się na małe przekopanie i uporządkowanie wnętrza naszego pojazdu. Kiedy się krzątam, ktoś z boku zwraca się do mnie w znajomym języku
. Po chwili okazuje się, że to rodacy, którzy zidentyfikowali mą przypuszczalną narodowość po rejestracji samochodu
. Wywiązuje się krótka rozmowa, podczas której okazuje się, że owi państwo przylecieli w te rejony w ramach rozpoznania rynku nieruchomości. Jest to ich bodajże drugi czy trzeci dzień w BG, dziś 'zrzucono' ich w Sozopolu, a oni chodzą i zastanawiają się czy warto tu coś kupić. Takie też pytanie zostaje i mnie zadane
. Dopytuję się ich o szczegóły przeznaczenia owej nieruchomości, sposób finansowania, rozważane warianty, możliwe alternatywy. Dzielę się obserwacjami, i tymi bardzo świeżymi i tymi z przed dwóch lat. Generalnie jednak odradzam i punktuję zagrożenia oraz słabe punkty takiej inwestycji. Abstrahując od samej Bułgarii, już tak mam, że zawsze przy takich decyzjach wpierw staram się być adwokatem diabła, aby dopiero potem móc ustawiać 'plusy' obok wcześniej jasno określonych 'minusów'. Ot takie zboczenie zawodowe
. Państwo idą dalej, ale wyglądają na jeszcze bardziej zakręconych niż przed rozmową ze mną
...
Trochę po godzinie 15:00 wyruszamy spod hotelu na wypad do Burgas. Niby przejeżdżaliśmy przez to miasto już w sumie kilka razy, ale na poznanie go z perspektywy chodzonej nigdy nie było czasu. Dziś będzie więc ten pierwszy raz
. Jak na warunki bułgarskiego wybrzeża, droga do miasta wiedzie fragmentami przez odcinki widokowe, ale i tak daleko im do tych znad Adriatyku. Mając wciąż w pamięci obrazki ze wczorajszej restauracji w Ahtopolu, dziś celem uniknięcia gastronomicznych niespodzianek i zbędnej straty czasu, na wjeździe do miasta robimy postój techniczny w naszej ulubionej rodzinnej restauracji nazwanej przez Jasia
Bomaldem. Mając nasycone brzuszki docieramy w okolice
parku miejskiego rozciągającego się wzdłuż nabrzeża. Samochód zostawiamy na płatnym parkingu, który finalnie nas wyniesie całe 5 PLN
, i dreptamy przez park ku morzu. Mając słabość do wszelkich obiektów typu wysoka wieża, wzgórze z widokiem, most na rzece, czy molo na większym akwenie wodnym, tam gdzie jest to tylko możliwe nie potrafimy sobie odmówić sposobności 'zdobycia' takowego obiektu. Tu czeka na nas nie lada gratka. Nie dość, że jest to duże betonowe molo, to jeszcze relikt dawnej Bułgarii
.
widoki z drogi do Burgas
pierwszy widok na molo
Dość długie betonowe schody na krańcu parkowej ścieżki stają nam na przeszkodzie, ale nasza determinacja jest na tyle silna, że nie udaje się im nas powstrzymać
. Zdyszani, ale świadomi zwycięstwa nad przeciwnościami losu, wkraczamy na długą wstęgę mola. Po lewo widać plażę miejską, która na pierwszy rzut oka, ze względu na tak zwany całokształt, wzbudza raczej odczucia negatywne. Po prawo widać płatny kawałek owej plaży, który dla odmiany wygląda już całkiem całkiem, głównie za sprawą parasolowo-leżakowo-barowej infrastruktury
. A jeszcze dalej po prawo nie można nie dostrzec infrastruktury morskiego portu kontenerowego. Samo molo utrzymane jest w odcieniach szarości, a na jego krańcu widać coś, co wygląda trochę jak platforma wiertnicza
...
plaża miejska ...
... i jej 'ajencyjny' odcinek
port kontenerowy
Ich troje i molo
...
'platforma wiertnicza' z daleka
Gdy docieramy do odległego końca molo ze smutkiem stwierdzamy, że dostęp do rzeczonej platformy jest zagrodzony. Jakby tego było mało, na schodach prowadzących na górny poziom, w sposób wielce awangardowy, dospawane są stalowe sztachety mające bronić tam wstępu
. Podczas gdy my z Jasiem kontemplujemy brak przejścia oraz analizujemy wzrokowo stopień nadgryzienia struktury platformy przez ząb czasu, Małżonka z Lenką wypatruje meduz pławiących się w wodzie pod naszymi stopami. Oprócz nas i jeszcze kilku osób spacerujących, resztę obecnych można podzielić na dwie grupy. W pobliżu platformy kilku wędkarzy próbuje upolować jakiegoś morskiego zwierza, zaś po przeciwległej stronie grupka młodzieńców oddaje się skokom do wody. Co jakiś czas, stosując różne techniki, dodając sobie przy tym kurażu głośnymi okrzykami, wpadają z głośnym pluskiem w otchłań wody, ewidentnie łamiąc tym samym dwa zakazy naraz, jasno i przejrzyście wyrażone na dużym znaku ustawionym tuż obok
. Lenka w pierwszym momencie wydaje się być zachwycona tą formą zabawy w wodzie, ale nasze wyjaśnienia, że takie skoki są niebezpieczne, skutecznie tonizują jej młodzieńczy entuzjazm
...
platforma z bliska
schody jako element awangardowej instalacji artystycznej
molo z perspektywy morza
meduza
wędkarz w akcji ...
... oraz młodzi poszukiwacze adrenaliny
srogi zakaz
Wracamy na stały ląd i szukając alternatywnego podejścia na skarpę, pozwalającego ominąć schody, ruszamy przed siebie inną ścieżką niż poprzednio. Pokonujmy raptem kawałek, a w oczy rzuca nam się odcinek zaśmieconego trawnika znajdującego się rzut beretem od plaży. Niby patrząc na to obiektywnie, śmieci nie ma wiele, niby nie jest to powód do robienia tragedii, ale ich obecność w takim miejscu nas zwyczajnie szokuje
. Wdrapujemy się na skarpę a tam kolejna niespodzianka, tym razem już miła
. Na ukwieconym parkowym skwerku para młoda oddaje się ... sesji zdjęciowej. Zważywszy na fakt, że mamy właśnie piątek wieczór zastanawia nas pora tej sesji
, ... ale jeżeli w Rumunii śluby odbywają się również w soboty, to może w Bułgarii na ten wzniosły cel zostały także zagospodarowane piątki
, ... wszak w ten sposób wesela mogą trwać całe dwa dni
...
nawiane wiatrem kolory jesieni i nie tylko
...
para młoda podczas sesji fotograficznej ...
... i już po
Przecinamy ulicę, na której zaparkowany jest nasz samochód i wąskim deptakiem ciągnącym się wzdłuż
bulwaru Aleko Bogoridi ruszamy w kierunku centrum. Po bokach daje się dostrzec bardziej wiekowe kamienice, ale zachodzące słońce świecące prosto w oczy nie ułatwia zadania kontemplowania ich widoku. Mijamy po lewo mały plac porośnięty zielenią i odbijamy w prawo w
ulicę Aleksandrovską. To też deptak wyłączony z ruchu kołowego, tym razem jednak o wiele szerszy i bardziej klimatyczny, głównie za sprawą porastających go po bokach drzew. Spożywając wcześniej nabyte lody przystajemy na chwilkę obok 'tańczącej' fontanny, która wybija w górę wodą w różnych powtarzających się cyklicznie układach. Spoglądamy na pobliski gmach burgaskiego uniwersytetu i rozpoczynamy nasz marsz w kierunku powrotnym. Przez cały czas spaceru pomocna jest nam mapa sklejona z kilku mniejszych o większej rozdzielczości, przed wyjazdem
zgooglowanych wiadomo gdzie
http://maps.google.com/ Z racji tego, że idąc w tą stronę ulica Aleksandrovska opada lekko w dół, na pewnych odcinkach Jaś powozi się wózkiem samodzielnie, bez tatowego napędu
.
bulwar Aleko Bogoridi
ulica Aleksandrovska
'tańcząca' fontanna
gmach uniwersytetu
papierowy GPS
Jaś sam powozi ...
Wraz ze zbliżającym się nieuchronnie końcem dnia widać i czuć jak wieczorne miasto budzi się do życia. W mijanych 'ogródkach' wystawionych przed wszelakimi lokalami gastronomicznymi przybywa klienteli, a po bulwarze przemyka coraz więcej ładnie ubranej dorodnej młodzieży płci obojga
. Jedno pozostaje niezmienne ... lokalny liberalny stosunek do wszelakich zakazów czy ograniczeń. Tuż obok znaku sugerującego pośrednio zakaz parkowania ... stoi spokojnie przez nikogo niepokojony pojazd znanej marki niemieckiej. Nadjeżdżającej ciężarówki z dźwigiem nie widać na horyzoncie. Sądząc po modelu rzeczonego pojazdu należy jednak wnioskować, że jego właściciel na poczcie ani w szkole nie pracuje, a jego niepokojenie mogłoby mieć negatywne skutki dla zdrowia osób niepokojących
...
bulwar Aleko Bogoridi
znak wskazujący na strefę odholowywania ...
... oraz niewzruszony tym faktem pojazd z bułgarskiej stolicy
Po prawej stronie bulwaru napotykamy na muzeum archeologiczne, niestety już zamknięte. Jedyne, co udaje nam się zobaczyć to wystawione na zewnątrz rzymskie kamienne tablice z inskrypcjami
. Idziemy dalej. Po dotarciu do auta robimy sobie jeszcze całkiem sporą samochodową rundkę po mieście. Nie dostrzegamy niczego, co by nas powalało z nóg w sensie piękna czy unikalności, ale też nie ma podstaw do wrażeń negatywnych. Z wyjątkiem nieszczęsnego zaśmieconego trawnika przy molo generalnie jest czysto i schludnie, a samo miasto budzi skojarzenia z ojczystą Gdynią, również ogólnie poprawną, ale generalnie nijaką ...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.