Dzień 13
11/09/2008 czwartek
odległość: 140 km
trasa: Sozopol - Sinemorec - Rezovo - Ahtopol - Sozpol
Podobnie jak wczoraj, dzisiejszy dzień też rozpoczynamy mocno leniwie i bez pośpiechu. Upewniamy się, że wszystko co potrzebne mamy w samochodzie i zdrowo po 12:00 ruszamy w kierunku południowym. W okolicach Careva zjeżdżamy z głównej szosy i już bardziej podrzędną drogą, momentami jadąc wzdłuż brzegu z widokami na morze, wjeżdżamy na ten kawałek bułgarskiego wybrzeża, który w dawnych latach był rzekomo zamknięty dla zwykłych turystów. Z racji bliskości granicy tureckiej istniała tu strefa wojskowa, dzięki czemu dziś całość jest bardziej dzika i póki co słabiej zagospodarowana turystycznie. Można też odnieść wrażenie, że i teren jest bardziej pofalowany, i choć daleko mu do wybrzeża chorwackiego czy czarnogórskiego, to jednak stanowi to urozmaicenie w linii brzegowej
.
jedziemy skrajem morza
widok na małą zatoczkę
Nawierzchnia drogi, choć dalej wymaga ostrożności i uwagi, zwłaszcza ze względu na swą skromną szerokość, na ongiś najgorszych odcinakach została połatana, co stanowi pozytywne zaskoczenie. Mijamy Ahtopol, gdzie postój planujemy dopiero na powrocie, aby po kolejnych minutach dotrzeć do
Sinemorca. Główna ulica, gdyby zabrać z niej współczesne samochody i pojedyncze reklamy, sprawia wrażenie żywcem przeniesionej z dawnych lat. Panuje na niej spokój, a widocznych ludzi można policzyć na palcach jednej ręki. Z 2006 roku pamiętamy, że do naszej ulubionej plaży trzeba odbić w lewo. Tak też po chwili czynimy i wolno sunąc szutrową dróżką mijamy swoisty mix starego i nowego. Kiedy kończą się zabudowania, na wprost nas wyłania się zatoczka. Jeszcze moment skupienia, aby wybrać właściwą odnogę polnej drogi prowadzącej do pochyłego wypłaszczenia, na którym widać zaparkowane samochody ... i jesteśmy na miejscu
...
droga
wjazd do Sinemorca
dojazd do plaży
prawie u celu
dojazd na placyk parkingowy
Pakujemy do wózka sprzęty plażowe i pochyłą ścieżką schodzimy ze skarpy w dół do plaży. Z tej perspektywy dobrze widać całość zatoki okalającej piaszczyste wybrzeże oraz wody rzeki Veleki wypływające niejako z tyłu plaży i wpadające wprost do morza. Plaża jako taka wygląda na dziką, wszak brak na niej typowej turystycznej infrastruktury w postaci parasoli, stanowiska ratownika, czy budek z jedzeniem. Jedynym wyjątkiem jest 'cóś' co powstało tuż przy zejściu i czego nie było podczas naszej poprzedniej wizyty. Funkcję ma spełniać zapewne gastronomiczną i chyba w zamyśle miało wyglądać na budowlę wzniesioną przez Robinsona Crusoe, ale w praktyce wygląda mało estetycznie, i bez dwóch zdań uroku temu miejscu nie dodaje
. Wracając do plaży, dzika czy nie, to raczej nikt nią specjalnie nie zarządza, bo na piasku można znaleźć to, co umieściła tu natura oraz co pozostawili po sobie poprzedni odwiedzający. Woda ma jednak niezmiennie szmaragdowy kolor, szum fal skutecznie relaksuje, miejsca wolnego jest pod dostatkiem, a samochód ma się cały czas na oku
. Jeśli ktoś ma takie życzenie, kąpiel morską może przeplatać kąpielą w wodach Veleki, a bardziej ruchliwi mogą wybrać się na spacer po okolicznych wzniesieniach, z których rozciągają się ciekawe widoki na okolicę. Nasłuchowo obecności rodaków nie stwierdzamy, acz jeden z zaparkowanych samochodów ewidentnie jest z Polski rodem
. I co najważniejsze, w naszym subiektywnym rankingu odwiedzonych dotychczas bałkańskich plaż, przy wszystkich wadach i brakach jakich można się tu dopatrzyć, ta jest zdecydowanie najbliższa naszego ideału
...
placyk parkingowy
widok na zatokę
panorama
plaża w lewo ...
... i w prawo
Na plażę docieramy trochę po godzinie 13:00, a opuszczamy ją trochę przed 16:00, co oznacza, że 'wyrabiamy' nasz standardowy limit czasu spędzanego nad wodą
. Zwyczajowy jest też podział aktywności. Lenka rwie się do wody, gdzie w systemie zmianowym jest dozorowana przez oboje rodziców. Jaś, co prawda, spogląda na siostrzane harce z dużym zainteresowaniem wypisanym na twarzy, ale własny kontakt ze sprzętem wodnym odbywa jedynie 'na sucho', a w przypływie odwagi moczy nogi w wodzie morskiej ... dostarczonej mu we wiaderku
. Małżonka stara się nie spiec na słońcu, mimo zastosowania kremu z bardzo dużym filtrem, ja zaś, bez użycia takowego, przy dużym wysileniu wzroku odnotowuję znikome oznaki opalenizny
. Mimo braku szczególnego zamiłowania do kąpieli morskich, za sprawą odpowiedniej temperatury wody, łagodnego ukształtowania dna, oraz umiarkowanej fali, ze sporym zdziwieniem stwierdzam, ze pluskanie się w wodzie może być całkiem przyjemnym zajęciem
...
na plaży
nasza baza
Lenki zabawa z falami
Jaś obserwuje z zainteresowaniem, ...
... ale nie zamierza naśladować
wspólne zabawy
plaża w lewo
plaża w prawo
zbliżenie z góry na nasze miejsce plażowania
przejrzystość wody
Ruszając z parkingu czujemy już głód, ale postanawiamy trzymać się wcześniejszych założeń i zrobić sobie szybki wypad do Rezova leżącego tuż nad samą granicą z Turcją. Nim jednak udamy w tamtym kierunku, lustrujemy 'trzy ulice na krzyż' z jakich składa się Sinemorec. Mimo wszechobecnego poczucia, że czas się tu zatrzymał, jest również całkiem sporo oznak tego, że jednak nowe czasem się przebija. Mniejsze i większe domy czy nawet całe kompleksy mieszkalne pokryte świeżą farbą i wyglądające na powstałe w ostatnich latach każą domniemać, że i tu czynione są wysiłki, aby przyciągnąć bardziej wymagających turystów. Prawdą jest, że o ile Ahtopol jest cichą maleńką mieściną na krańcu świata, to Sinemorec jest autentycznym zadupiem, gdzie poza morzem trudno doszukać się innych atrakcji. Jeżeli ktoś szuka ciszy, spokoju, i oderwania się od szeroko pojętej cywilizacji, to powinien docenić ten walor tego miejsca. Jeżeli jednak ktoś szuka czegoś więcej, wtedy nie ma nawet sensu rozważać Sinemorca jako opcji ...
boczna droga z plaży
centrum
Sinemorca
najbardziej współczesna część miasteczka
Droga do
Rezova jest jeszcze węższa niż dotychczasowa i przez większość czasu prowadzi przez tereny zadrzewione. Mniej więcej w pół drogi między obydwoma osadami dojeżdżamy do tablicy głoszącej
'BORDER AREA'. Podobnie jak dwa lata temu, w kontenerze ustawionym przy podniesionym szlabanie siedzi dwóch mocno znudzonych panów pograniczników. Różnica polega na tym, że o ile wtedy jeden z nich zmobilizował się do wstania i przejrzenia naszych paszportów, tak dziś jedynie machają, abyśmy jechali dalej
. Teren staje się mniej zalesiony, aż wreszcie na horyzoncie pokazują się pierwsze zabudowania. Rezovo to raptem kilkadziesiąt domków, więc w mgnieniu oka dojeżdżamy do placyku na końcu asfaltowej drogi. Dwa lata temu zrobiliśmy sobie mały spacer w kierunku fizycznej granicy, tym razem chętnych brak. Strzelam więc tylko kilka fotek, po czym ruszamy w drogę powrotną, aby koło godziny 17:30 znaleźć się ponownie w
Ahtopolu ...
droga Sinemorec - Rezovo
strefa nadgraniczna
Rezovo
prawie jak w Havanie
...
brzeg turecki ...
... i bułgarski
Po zaparkowaniu samochodu przed hotelem Eskada Beach
http://www.hoteleskada.com/index.php?lang=en , w którym gościliśmy w 2006 roku, pierwsze nasze kroki kierujemy do hotelowej restauracji, wszak rekonesans czyniony na wjeździe wykazał, że na szerszy wybór nie mamy zbytnio co liczyć. Gołym okiem widać, że lokal został nie tyle co przebudowany, co dosłownie zbudowany od nowa. Zyskał na blasku i nowoczesnym wyglądzie, ale jednocześnie stracił na swym uprzednim klimacie. Nie to jest jednak największym jego problemem. Kiedy wchodzimy do środka to widzimy, że jest pusto, a znudzona pani kelnerka siedzi i stuka SMSa. Wybieramy stolik, siadamy, i ... czekamy aż się nami zainteresuje oraz poda kartę dań. Wobec braku reakcji, po dłuższym wyczekiwaniu zmuszony jestem do niej podejść i zakłócić jej proces twórczy
. Wyraźnie niepocieszona podaje karty, po czym wraca do swojego zajęcia. Kolejne etapy zamawiania potraw i regulowania płatności przebiegają plus minus według podobnego scenariusza, czyli muszę się przechadzać do owej niewiasty i przypominać jej o naszej obecności
. Z całą pewnością napiwku panienka nie zobaczy
. Kiedy zestawiam to sobie z przebiegiem zdarzeń związanych z moimi próbami zrobienia w tym hotelu tegorocznej rezerwacji, poszczególne elementy zaczynają układać się w logiczną całość
. O ile sama rezerwacja 'zrobiła się' po pierwszym moim mailu, o tyle schody zaczęły się przy jej potwierdzaniu. Na propozycję zrobienia przelewu, w obliczu kosztów takowego stanowiących niewspółmiernie wysoki odsetek wartości, zapytałem nieśmiało, czy może po sezonie i na raptem kilka dni, wzorem innych hoteli na naszej trasie, dałoby radę zaufać w szczere intencje powracającego klienta. Odpowiedź brzmiała 'nie'
. Zaproponowałem zatem płatność kartą, na co dowiedziałem się, że z kartami nie pracują
. Poprosiłem wreszcie o namiar agencji turystycznej, z którą współpracują, aby za jej pośrednictwem zapłacić kartą, tyle że tym razem już odpowiedzi nie ujrzałem
. Doszedłem więc do wniosku, że najwyraźniej nie zależy im na takim kliencie jak ja, skutkiem czego wydłużyłem początkową rezerwację w Sozopolu, a państwu pokazałem środkowy palec
... co z perspektywy czasu okazało się być z wielu względów bardzo słuszną decyzją
...
Jaś ...
... i Lenka przed obiadem
Posileni, ale dalecy od zachwytu smakiem spożytych potraw, ruszamy na spacer po miasteczku. Nie wiedzieć czemu, mimo bardzo podobnego terminu jak w 2006 roku, tym razem wszystko wygląda na o wiele bardziej wyludnione. Pobliska pizzeria jest zamknięta, a ze straganów i sklepików otwarty jest może co trzeci. W małym spożywczym robimy doraźne zakupy, kładąc spory nacisk na nabycie ... wytworów lokalnych mistrzów browarnictwa
, oraz dżemów figowych. Głównym deptakiem schodzimy w okolice małego portu, w którym przy brzegu i na brzegu przycumowane są łodzie rybackie lokalnych wilków morskich. Wchodzimy na niewielkie molo i z jego perspektywy spoglądamy na to, co dzieje się wkoło. Wysłużone łodzie i jeszcze bardziej sfatygowane drewniane 'podjazdy' do ich 'parkowania', zbudowane na pochyłym brzegu portu, zdają się tworzyć swoisty kontrast względem współczesnej zabudowy zlokalizowanej na dalszym brzegu zatoki. Dziś całość oglądamy w kolorach zachodzącego słońca, podczas gdy wtedy w 2006 okolicę rozświetlał królujący na niebie księżyc
...
port
łódki
ich troje
latarnia ... chyba
port
port ... rok 2006
księżyc ... rok 2006
molo i księżyc
Wąskimi uliczkami bardziej willowej części Ahtopola kierujemy się w stronę samochodu. Po drodze zachodzimy jeszcze na opustoszały plac zabaw, z którego przed upływem minuty ... zostajemy wyproszeni
. Przechodząca pani coś wykrzykuje po bułgarsku, ale wobec naszego braku ogarnięcia treści nam przekazywanej, trochę młodsza śpieszy jej z pomocą i oferuje nam syntezę
po angielsku. Wynika z tego tyle, że z powodu suszy do zachodu słońca nie wolno chodzić po trawie znajdującej się na skwerach czy na placach zabaw właśnie
. Patrzymy po sobie, upewniając się, czy to jawa czy sen, ale ostatecznie posłusznie opuszczamy plac, wychodząc z założenia, że co kraj to obyczaj
. Przed hotelem odnajdujemy hotelowe huśtawki, na których młodzież spala nadmiar energii, podczas gdy ja uwieczniam ostatnie widoki. Kiedy ruszamy w drogę powrotną do Sozopola, wspominamy jeszcze nasze chwile w Ahtopolu i okolicach w 2006 roku, mając jednocześnie świadomość, że już raczej tu nigdy nie wrócimy ...
ulica dzielnicy willowej
podczas suszy na plac zabaw wstęp wzbroniony
skarpa
hotel Eskada Beach
rok 2006
Lenka i Jaś przed spacerem
plaża w Sinemorcu ... widok z góry
plaża
tata i trochę mniejsza młodzież
mama i Lenka ...
... zbierają piasek na pamiątkę
plaża o zachodzie ...
samochód
zachód
Lenka
okno i widok na morze
plan plaży miejskiej
jedyny pochmurny dzień podczas całego pobytu w 2006 roku
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.