Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Znajomy z czasów mojego wyjazdu do Rumunii. Po prostu wysłałem mu to zdjęcie (mam nadzieję że nie masz nic na przeciwko) i zapytałem co to za zwierz. Sam byłem ciekawy. Co do reszty to zapytam, aczkolwiek się tego trochę obawiam bo jest bardzo miły i uczynny i gotów sam taką stronę napisać w odezwie na rosnące zapotrzebowanie z Polski
Pzdr K2
K2,
Tak mi się coś wydawało ... nie, nie mam nic przeciwko ... podeślij mu linka do całej relacji, niech chłopina zobaczy jak wygląda jego kraj z naszej perspektywy ... a taki jego link to by była cenna rzecz ...
A to że Nicolae był nawiedzony, to tyż prawda ... o ile się nie mylę, to też troszku nadziałał w Satu Mare, gdzie chciał stworzyć alternatywę dla pierwotnego głównego rynku ...
Tak mi się coś wydawało ... nie, nie mam nic przeciwko ... podeślij mu linka do całej relacji, niech chłopina zobaczy jak wygląda jego kraj z naszej perspektywy ... a taki jego link to by była cenna rzecz ...
A to że Nicolae był nawiedzony, to tyż prawda ... o ile się nie mylę, to też troszku nadziałał w Satu Mare, gdzie chciał stworzyć alternatywę dla pierwotnego głównego rynku ...
Pozdrawiam,
PAP
Dzięki. Mam coś takiego, tylko mi coś wolno działa, może u Ciebie będzie lepiej.
pokonałeś już tyle kilometrów w Rumunii, na ukos z zakrętem przez BG... czegoś mi brakowało w Twoich relacjach... przed chwilą zaskoczyłem - tyle zwiedzając - nie miałeś chęci zajrzeć, zapoznać się z atmosferą w cerkwi ? prawosławie rządzi się swoją - swoistą atmosferą... może to jest moje "zboczenie", ale nawet w niedzielę nie wiedząc o istnieniu kościoła katolickiego w Burgas - nota bene prowadzonego przez polskich kapucynów wraz z bułgarskimi braćmi - zachodziłem swego czasu do cerkwi w Czernomorcu na ichnią liturgię... a wiedząc o istnieniu istotnych dla tego wyznania monastyrach na trasie - zatrzymywałem się i zwiedzałem... nawet mój awatarek jest fotką z Riły, nie miałem jeszcze wtedy cyfrówki, więc maryla uwieczniła mnie z komórki, duże nasłonecznienie dało dobrą ekspozycję...
Miałam spore zaległości, ale udalo mi się nadrobić
Oczywiście gratulacje, spóźnione z okazji przyszłego powiększenia rodziny
W Kazanlaku ominęliście niestety wspaniały zabytek, jedyny w swoim rodzaju tracki grobowiec królewski, o interesujacej konstrukcji, ze wspaniałymi malowidłami przedstawiającymi m.in. tracką parę królewską
Ciekawa jestem czy odwiedziliście jeźdźca z Madary?
jacky6 napisał(a): pokonałeś już tyle kilometrów w Rumunii, na ukos z zakrętem przez BG... czegoś mi brakowało w Twoich relacjach... przed chwilą zaskoczyłem - tyle zwiedzając - nie miałeś chęci zajrzeć, zapoznać się z atmosferą w cerkwi ?
jacky,
My sobie ilość zwiedzanych wszelakich obiektów sakralnych dawkujemy, co by lepiej docenić te, które odwiedzamy ... a bardziej na poważnie, ograniczamy się do tych świątyń, które są najbardziej znakomite w swoim rodzaju, a inne pomijamy z braku szczególnego pociągu w tym kierunku ... Monastyr w Rile jest w planach, a do tej pory nie było nam tam po drodze ...
caal napisał(a): W Kazanlaku ominęliście niestety wspaniały zabytek, jedyny w swoim rodzaju tracki grobowiec królewski, o interesujacej konstrukcji, ze wspaniałymi malowidłami przedstawiającymi m.in. tracką parę królewską
Ciekawa jestem czy odwiedziliście jeźdźca z Madary?
caal,
To mamy kolejny powód do listy aby okolice Shipki odwiedzić po raz kolejny ...
Co się tyczy jeźdźca, to czytałem coś o tym i widziałem zdjęcia i doszedłem do wniosku, że może innym razem ... acz przypuszczam, że Ty masz w tej materii diametralnie inne zdanie ...
Jechali my nad to morze i jechali, ... ale wreszcie dojechali, ... po 11 dniach od wyjazdu z domu . Z połączenia doświadczeń z roku poprzedniego, kiedy tempo całej wyprawy było mocno wyśrubowane, oraz wrażeń z pobytu w Bułgarii w 2006 roku, narodził się pomysł. Polegał zasadniczo na tym, aby tym razem, będąc już nad morzem, troszku zwolnić tempa i jak normalni ludzie troszkę fizycznie odpocząć, a przy okazji lepiej i dokładniej poznać bułgarskie wybrzeże, które poprzednio jedynie 'musnęliśmy'. Jako się rzekło tak i plan szczegółowy został zbudowany , a to w praktyce oznacza, że najbliższe trzy dni koszarujemy w Sozopolu, więcej leniuchujemy, a dla urozmaicenia robimy krótkie wypady w teren ...
Kiedy wieczorem docieramy na miejsce, jest już ciemno. Bez problemu znajdujemy hotel Tabanov Beachhttp://www.tabanovhotel.com/index_en.html położony w nowej części miasta, z którym miałem chyba najdłuższą wymianę mailową ze wszystkich obiektów na tegorocznej trasie. Powód Zmieniające się daty pobytu w Sozopolu wynikające ze zmian w planie szczegółowym, o których będzie więcej w kolejnym odcinku . W recepcji wita nas pani recepcjonistka oraz ... syn głównego właściciela hotelu, który cierpliwie poprawiał kilka razy moją rezerwację. Jeżeli ktoś na bezdechu oczekuje w tym miejscu narastającej dramaturgii ... to niech weźmie oddech, bo nie ma czego oczekiwać . Witamy się miło jak starzy znajomi, a ja jeszcze raz przepraszam za zamieszanie, które z uporem tworzyłem. Dostaję klucz do pokoju i mądrzejszy o doświadczenia z lat minionych, tradycyjnie już udaję się na inspekcję nim dokonam zapłaty. Wjeżdżam na górę windą, a kiedy otwieram pokój, mam wrażenie, że jest ... większy niż miał być , a do tego stoi już w nim rozłożone kempingowe łóżko dla Jaśka. Wiem też, że gdzieś ten pokój już widziałem . No właśnie, na stronie internetowej hotelu . Przy cenie 40 EUR za noc ze śniadaniem, taki pokój w takim hotelu i w takiej lokalizacji wydaje się być bardzo ciekawą propozycją. Jakby powiedział Kubuś Puchatek, niespodzianki są miłe, kiedy są ... miłe ...
Rano budzik ma wolne, więc budzimy się, kiedy większość ekipy nie daje już spać reszcie, ale dzięki temu na śniadanie załapujemy się ledwo ledwo. Na szczęście cierpliwi ojciec z synem wykazują zrozumienie. Kilka wymienionych zdań potwierdza, że to interes rodzinny. Widać to z resztą po tak zwanych szczegółach wykończenia, na które mam szczególnie wrażliwe oko. Mimo, że parę wpadek i braków idzie się dopatrzyć, to widać również, że ten dość nowy budynek był budowany z sercem i z pomysłem . Jak pokazują nasze dotychczasowe bałkańskie doświadczenia, od Chorwacji po Bułgarię, nie jest to normą u naszych bałkańskich kuzynów , więc tym bardziej cieszą takie pozytywne wyjątki. W tle słychać ojczystą mowę ... jak się później okaże, lubiących imprezować młodych rodaków, spalonych słońcem na heban ...
Dziś mamy oficjalny dzień bez samochodu, więc po powrocie do pokoju, jak normalni ludzie przysposabiamy się do wymarszu na ... plażę. Młodzież z radością stroi swoje łopatki, grabki i wiaderka, Małżonka smaruje się kremem, a ja ... czuję, że najchętniej uciąłbym sobie w zaciszu pokoju miłą drzemkę . Cóż jednaka robić. Trzeba z nimi iść, aby dopilnować, co by się nie potopili i znaleźli drogę powrotną do pokoju . Z samochodu zaparkowanego tuż przy recepcji wydobywamy Jaśkowy wózek, upychamy w nim i na nim wszelkie potrzebne akcesoria, i ruszamy w drogę. Daleko nie mamy, bo najbliższa plaża Harmani, jedna z dwóch głównych w Sozopolu, jest widoczna z okna. Sęk w tym, że dojście jest trochę dookoła, ale i tak w ciągu 10 minut, idąc po płaskim, bez wspinaczki po schodach czy stromych zboczach, docieramy na miejsce ...
nasz hotel
Plaża jest wybitnie miejska, to oczywiste, więc jakby ktoś szukał ciszy i kontaktu z dziką natura, to zdecydowanie będzie zawiedziony. Dla nas nie stanowi to dziś jednak zmartwienia. Narodu wszelakich nacji troszku jest, ale z umiarem, bez tłoku, mimo godziny 12:00. Inna rzecz, że kiedyś Rysio twierdził, że Polacy zdecydowanie wolą Chorwację od Bułgarii. Bez wdawania się w debatę na ten temat, muszę jedynie stwierdzić, że tylko tego jednego dnia i tylko na tej jednej plaży widzimy więcej rodaków niż podczas całego pobytu w HR w 2007 roku . Są też nasi wschodni gazowi bracia i siostry, a także przedstawiciele narodu nas goszczącego. Wzdłuż wody ciągną się rozstawione parasole, za korzystanie z których pobierana jest opłata przez czujnego parasolowego . My mamy swój własny, a poza tym chcemy mieć trochę przestrzeni wkoło oraz nieskrępowany dostęp do piasku dla młodzieży, więc rozbijamy swój obóz na tyłach. Czas płynie leniwie, wszak słonko dopieka zgodnie z regulaminem. Lenka jako najbardziej uwodniona istota w naszej ekipie ciągnie do wody, więc chciał nie chciał muszę tam pójść i ja . Jaś dla odmiany kontentuje się zabawą w piasku i z piaskiem przy naszej 'bazie'. W kierunku wody nie daje się zaciągnąć, ale za to po dłuższej perswazji werbalnej Małżonki pozwala nawet ... zdjąć sobie buty . W pełni go rozumiem, wszak plaża nie jest również i moim żywiołem. Nie zmienia to jednak faktu, że w mej wyobraźni jednoznaczny ideał takiego miejsca mam. Ideały, jak wiadomo, są względne i subiektywne, ale dla mnie plaża bez drobnego piasku, szerokiego pasa przestrzeni oraz fali to nie plaża ino zwyczajny brzeg morza Zgodnie z tą definicją, dzisiejsze miejsce, acz dalekie od ideału, jednak bliższe mu jest niż to, co udawało się nam znaleźć w roku minionym ...
Jaś na plaży ...
... i jego kontakt z wodą morską
Drobny piasek, ...
... łagodnie opadający brzeg, ...
... ożywcza fala, ...
... oraz szmaragdowa woda
Mimo leniuchowego nastawienia, plażowa bezczynność, a także czerwieniejące od słońca plecy Małżonki, skutecznie wyganiają nas do pokoju po upływie dwóch godzin z lekkim okładem . Wczesno popołudniowy relaks przeplata się z owocowym posiłkiem i zbieraniem sił na spacer po starej części miasta. Kiedy widzimy pierwsze oznaki lekkiego ochłodzenia, zwieramy szyki i koło godziny 17:00 wyruszamy wcześniej zaplanowaną marszrutą. Idąc w kierunku 'szyi' oddzielającej Stary Sozopol od nowszej części miasta podążamy czymś w rodzaju deptaku otoczonego z obydwu stron drobnym handlem i usługami. Estetyką i zgraniem całości przypomina to polskie nadmorskie miejscowości, czyli pięknie nie jest, ale też nie ma owego mitycznego syfu, stanowiącego rdzeń stereotypu dotyczącego Bułgarii. Tu i ówdzie pojawiają się pojedyncze knajpki, ale ogólnie na ulicy jest raczej pustawo, bo widać plażowicze nie wyruszyli jeszcze na wieczorny podbój miasta ...
widok z tarasu
spacer
kolejny polski akcent
Ulica łącząca starą część miasta z nową, a za razem z resztą Bułgarii, to zadrzewiony brukowany bulwar. Po jego prawej stronie jest coś na kształt małego parku graniczącego z drugą główną plażą miejską. Podchodzimy do niewielkiej skarpy, z której rozciąga się szeroka panorama na obie części Sozopola, położone na lekko wyniesionych ponad poziom wody cyplach. O ile nowa część, leżąca po naszej prawej ręce, charakteryzuje się większą różnorodnością zabudowy, o tyle stara enklawa wygląda na bardziej jednorodną i spójną architektonicznie, gdzie mieszanina brązu dachów i bieli ścian ujawnia charakterystyczną dla Bułgarii stylistykę domów. Idziemy dalej. Aleja przeradza się w szeroki deptak, wolny od ruchu samochodowego. Po prawo mijamy małą cerkiew, teraz wyglądającą na zamkniętą, która zapadła nam w pamięci po wizycie w 2006 roku. Oprócz morza świec i barwnej ornamentyki wyjątkowe było to, że do wnętrza wchodziło się po schodkach prowadzących kilka stopni ... w dół . To jak rozumiem pozostałość po czasach dominacji tureckiej, kiedy prawosławne budynki sakralne nie mogły przekraczać pewnej wysokości, jeżeli mnie pamięć nie myli, wyznaczanej przez czubek głowy jeźdźca siedzącego na koniu ...
droga do Starego Sozopolu
Nowy Sozopol
Stary Sozopol
deptak
Mijamy duży stragan z tradycyjną bułgarską ceramiką, na widok której Małżonce oczy świecą się z wrażenia. Ceny, które wydają się być relatywnie wysokie, skutecznie jednak chłodzą zapał konsumencki . Kawałek dalej odnajdujemy również już nam znaną smażalnię ryb i zatrzymujemy się tu na szybki posiłek. Mowa ojczysta dobiega znad pobliskiego stolika, szczęśliwie bez łacińskich wstawek , skutkiem czego nie musimy się szybko ewakuować z troski o czystość języka polskiego naszej córci . Po zakończonej konsumpcji młodzież odświeża sobie ręce mokrymi chusteczkami oraz z własnej inicjatywy ... czyści nimi stół .
stragan z garnkami
Lenka i Jaś sprzątają po sobie
Posileni ruszamy dalej. Trzymając się kamiennej ścieżki, prowadzącej wzdłuż południowo-wschodniego brzegu cypla, podążamy w kierunku najdalej wysuniętego w morze jego fragmentu. Widoki mamy dwojakie. Po drugiej stronie wody obserwujemy Nowy Sozopol oraz plażę, zmieniające swe barwy w świetle zmierzającego ku zachodowi słońca. W bliższym planie nasz wzrok ściąga na siebie skaliste wybrzeże stromo opadające ku wodzie oraz widniejące w kilku miejscach fragmenty murów obronnych, wzniesione na grzbietach skał.
plaża o zachodzie
kraniec cypla
mury obronne
cypel po raz drugi
zachód słońca
Nowy Sozopol
Dzień bez adrenaliny byłby jednak dniem straconym. Kiedy wydaje się, że już nic się zdarzyć nie może, to właśnie dzieje się ... i to w zestawie . Na początek odpada lewe przednie koło wózka. Sprzęt ma już swoje lata i zrobił więcej kilometrów niż jego producent mógł sobie wyobrazić w najczarniejszych snach. Kółka mocowane są na osiach za pomocą drucianych klamerek wykonanych z aluminium, a te z czasem przecierają się. Złośliwość losu sprawia, że czynią tak zazwyczaj w trakcie dalekich spacerów, kiedy nie ma pod ręką potrzebnych narzędzi. Przetarta klamerka daje się przeważnie prowizorycznie użyć ponownie i pozwala na ostrożny powrót do domu. Sęk w tym, że taką klamerkę trzeba wpierw mieć, a dzisiejsza odpadła, gubiąc się po drodze . Z nosami przy ziemi, skupiając uwagę na ostatnich metrach przebytej drogi, przystępujemy do gorączkowych poszukiwań, zwieńczonych ... cudownym odnalezieniem . Instalacja ułamanej klamerki przy użyciu kluczyków od samochodu mogłaby posłużyć za pomysł na scenariusz do kolejnego odcinka MacGyver'a, ale po 15 minutach zmagań i kultywacji mowy ojczystej kończy się wynikiem zadowalającym. Nim jednak udaje mi się lekko ochłonąć z wrażeń, pojawia się nowy problem. W geście dezaprobaty Jasiek ciska swój mały samochodzik wysoko w powietrze, wprost na skały . Kiedy wzrokiem próbuję go zlokalizować, okazuje się, że spadł na sam dół skarpy i leży tuż nad brzegiem wody . Kawałek w dół prowadzą schody wiodące do punktu widokowego. Dalej jednak muszę pełzać po skałkach, szukając łagodnego zejścia. Pośpiech okazuje się zgubny, bo w pewnym momencie chwilowo tracę równowagę i prawie odklejam się od ściany . Strach pomyśleć, co by było gdybym nad tym nie zapanował. Podejście idzie łatwiej, gdyż szlak jest już wytyczony. Kiedy wracam na górę, czuję jak mięśnie drżą mi z wrażenia ...
Po osiągnięciu zwieńczenia cypla opuszczamy nabrzeże i wchodzimy w głąb starówki. Kluczymy wąskimi uliczkami, starając się poczuć klimat tego miejsca. Stare domy, w znaczniej części drewniane, z kondygnacjami na poziomie pierwszego piętra wysuniętymi ponad ulicę, stanowią sporą część zabudowy. Reszta to mniej lub bardziej wierne współczesne imitacje, w znakomitej większości zagospodarowane jako baza noclegowa dla turystów. W kilku miejscach wystawione są kramy obsługiwane przez plotkujące ze sobą seniorki, sprzedające śliwki z przydomowych drzewek, miód, czy ręcznie haftowane serwety. Poza tym jest cicho i spokojnie, a ulice są dość puste.
spokojne uliczki Starego Sozopolu
przydomowe kramy z miodem i śliwkami
Im bardziej zbliżamy się ku głównej ulicy biegnącej wzdłuż środka cypla, tym robi się bardziej gwarno i tłoczno. W pewnym momencie feralne koło odpada od wózka po raz drugi, i niestety, w sposób bardziej skuteczny . Cholernego drucika nie udaje się tym razem odszukać , mimo cierpliwych poszukiwań. Jazda bez klamerki po brukowej nawierzchni oznacza, że co chwila koło zsuwa się z osi. Nie ma więc sensu kombinować. Pakuję koło do schowka pod wózkiem i przełykając gorzki smak porażki, przystępuję do sterowania trójkołowym pojazdem . Przyjemnością tego nazwać nie sposób, bo wehikuł zdecydowanie ściąga w lewo, a i wagę Jaśka dociskającą lewy przód do ziemi trzeba kompensować odpowiednim naciskiem na tylną rączkę wózka. Czując na sobie wzrok obserwujących to nietypowe zdarzenie przechodniów mam świadomość obciachu, na który w tej konkretnej chwili nic więcej zaradzić nie mogę ...
Otaczające nas widoki ulegają dalszej zmianie. Boczne kramy i sklepiki oferują już typowo pamiątkarski asortyment. Pojawiają się ładnie wyglądające restauracje oraz całe mnóstwo kawiarni ze stolikami i miękkimi kanapami wystawionymi do przyległych 'ogródków'. Zdecydowanie zapada zmrok, a ludzie zdają się pączkować w oczach. Nabywamy lody, dokładnie upewniając się wpierw co do ich ceny . Prowadzenie wózka w tej chwili to zdecydowanie sport siłowy, więc kierowanie jedną ręką nie wchodzi w grę. Stajemy zatem przy jednej z licznych agencji ... pośrednictwa w sprzedaży nieruchomości . Przeglądam liczne oferty wywieszone w witrynie. Są domy i apartamenty, różne różniste. Z wcześniejszych obserwacji domniemam, że główna klientela to emerytowani Brytyjczycy. I mimo, że wiem, że wyspiarska pogoda potrafi być upiorna, a posiadanie domu w 'ciepłych stronach' może mieć swoje istotne zalety, to dalej nie do końca rozumiem, czemu ktoś chciałby mieć wakacyjny dom akurat w BG, gdzie zima jest dalej zimą a nie chłodniejszą wersją lata ...
zachód z północnej strony Starego Sozopolu ... rok 2006
widmo ... rok 2006
Stary Sozopol po zmroku ... rok 2006
Rozpoczynamy odwrót w kierunku hotelu, wszak dziś dalsze spacerowanie z naszym wózkiem ma więcej wspólnego z sadomasochizmem niż relaksem. Dochodząc do skrzyżowania kończącego drogę wiodącą przez 'szyję Sozopola' widzimy niecodzienną scenę. Duża biała łódź, niczym ogromny wieloryb wyrzucony na ląd, stoi po środku ulicy. Z bliska widać, ze nie stoi na ziemi, tylko jest transportowana na równie długiej przyczepie. Całość ciągnie mniejszy, ale za to wielce muskularny amerykański pick up z napędem diesla. W koło biega kilku mężczyzn pokrzykujących do kierowcy sprawnie sterującego owym zestawem. Warkot silnika oraz ogólne poruszenie szybko przyciąga rzeszę gapiów. Nie muszę dodawać, że Jasiek siedzi w wózku z rozdziawioną buzią i podziwia całość niczym cud jaki . Bliższa obserwacja wskazuje na to, że owa ekipa, transportująca tego morskiego kolosa, nomen omen też z Ameryki rodem, próbuje w tym miejscu dokonać manewru zawrócenia zestawu. Jasne jest, że ten kto projektował to skrzyżowanie nie przewidział, że pojazdy tej długości będą próbowały się tu zmieścić. Pomysłowy układ betonowych wysepek otoczonych wysokimi krawężnikami przywodzi skojarzenie nawigowania pomiędzy rafami. Mnie się łezka w oku kręci i przypomina jazda z przyczepą kempingową oraz liczne manewry cofania i parkowania 'co do centymetra' na kempingach. Ten kierowca ewidentnie wie co robi, bo pomimo ciemności, która jest dodatkowym utrudnieniem, robi ze sprzętem to co chce. Przyczepa 'składa się' dokładnie tak jak powinna, wykorzystując dostępną przestrzeń, i omija brzegi krawężników o rzeczone centymetry . Całość trwa raptem parę minut, ale wrażenia zostają na cały wieczór ...
w prawo i do przodu ...
wzdłuż krawężnika i po łuku ...
w lewo i do tyłu ...
i w siną dal ...
Wracamy do pokoju. Lenka pomaga kąpać Jasia, a Jaś zalicza swe pierwsze zanurzenie w wodzie w dniu dzisiejszym . Mimo godziny 22:00 młodzież nie rwie się do snu i szaleje w łóżkach jak stado zajęcy. Ja przynoszę z auta skrzynkę z narzędziami i wcześniej sprawdzoną techniką przystosowuję słusznej grubości gwóźdź do pełnienia roli klamerki w kole . Dla zmniejszenia tarcia spryskuję newralgiczny kawałek osi WD-ą i wózek jest nówka sztuka . Z zewnątrz dochodzą zachęcające odgłosy muzyki. Wychodzę na taras i zasłuchuję się w odgłosy dobiegające z dziedzińca sąsiedniego kompleksu apartamentów. Nie wiem czy to koncert jaki czy jakaś inna impreza dla mieszkańców, nie wiem nawet co to za muzyka i kto może ją wykonywać, ale jakość dźwięku oraz melodyjność utworów przywodzi jednoznaczne skojarzenia z twórczością z Yanni'ego i idealnie komponuje się z ciemnością ciepłego wieczoru ...
(dla muzykolubnych trzy przykłady twórczości rzeczonego twórcy greckiego pochodzenia
)
Jaś kąpany przez Lenkę
nasz pokój ...
... i wózek przed naprawą
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknijTU ...
C.D.N.
Ostatnio edytowano 07.04.2009 23:48 przez PAP, łącznie edytowano 1 raz
Sozopol podobał mi się, oczywiście ten stary. Oczywiscie bylo to jeszcze w czasach towarzysza Żiwkowa i jakkolwiek turystyka była rozwinięta, były kompleksy hotelowe, to jednak wszystko wyglądało trochę inaczej. Ale nie jestem pewna czy ogromne "hotelowiska" dodają tym miejscom uroku.
PAP napisał(a):Co się tyczy jeźdźca, to czytałem coś o tym i widziałem zdjęcia i doszedłem do wniosku, że może innym razem ... acz przypuszczam, że Ty masz w tej materii diametralnie inne zdanie ...
Pozdrawiam,
PAP
No ja mam bardzo poważne skrzywienie w tym kierunku Nie jestem pewna wcale czy to co ciekawe dla mnie, ciekawe dla innych Ale gdyby akurat, to tak tylko podpowiadam.
PAP napisał(a):Co się tyczy jeźdźca, to czytałem coś o tym i widziałem zdjęcia i doszedłem do wniosku, że może innym razem ... acz przypuszczam, że Ty masz w tej materii diametralnie inne zdanie ...
Pozdrawiam,
PAP
No ja mam bardzo poważne skrzywienie w tym kierunku Nie jestem pewna wcale czy to co ciekawe dla mnie, ciekawe dla innych Ale gdyby akurat, to tak tylko podpowiadam.
caal,
Każdy ma jakieś skrzywienia ... wystarczy poczytać różne relacje i widać to jak na dłoni co kogo 'boli' ... co nie zmienia faktu, że twoje archeologiczne 'wtręty' co warto zobaczyć są więcej niż mile widziane ... każdy sobie oceni czy to jego / jej bajka czy nie ...