Myśleliśmy, że zatoczka będzie całkiem bezludna, ale się przeliczyliśmy. Inni też mieli pomysł, żeby się tu zatrzymać...
Z tym, że to bardziej oni byli zmartwieni faktem, że ktoś jeszcze pojawił się w Lojišće
. Kapiel na golasa sprawiała im pewnie wielką przyjemność, ale raczej nie chcieli, żeby mieć wtedy obok obce i na dodatek tekstylne
towarzystwo, bo
zebrali się czym prędzej i odpłynęli. Mamy więc jednak zatoczkę tylko dla siebie
.
Tym razem usługi przewoźnika zaoferował Zbynek, do pontonu zabiera mnie i Iwonę. Płyniemy na sam koniec zatoczki, tam będzie z pewnością zacisznie i cieplutko
Niezbyt głęboką wodę do zanurzania się miałabym co prawda nieco bliżej, chociażby przy skałkach, do których już dotarła wpław część naszej ekipy.
Miejsce na samym końcu też jest jednak dobre, zarówno na kąpiel jak i na łapanie słonecznych promieni, na dokładkę mamy stąd widok prawie na całą zatoczkę.
Pozostała część załogi ma wreszcie w Lojišće to, czego nie udało im się w pełni doświadczyć na Susaku
. Życie podwodne jest tu dość bogate, dno pełne różnych zakamarków - więc mają co tu obserwować
. Chociażby taka rozgwiazda, która zostanie wyciągnięta na moment z wody, żeby pozować do fotki, a wkrótce potem wróci sobie tam, gdzie jest jej miejsce.
Rybek też tu trochę jest, a czasem można zajrzeć w oczy jakiejś ośmiornicy lub kałamarnicy...
Nic więc dziwnego, że nikt nie spieszy się z powrotem na pokład, pluskanie trwa i trwa... W końcu jednak burczenie pustych brzuchów przypomina o tym, że najwyższy czas wrócić na łódkę i upichcić obiadek.
Może słoiczkowe mięsko specjalnie egzotyczne nie jest, ale za to jak wszystkim smakuje! Zbynkowa Madzia, która nam te specjały przygotowała przed wyjazdem (cały czas jest z nami duchem, już drugi rok z rzędu, chociaż ciałem nie chciała dołączyć do załogi), jest przez nas wychwalana pod niebiosa
.
Najedzeni, wymoczeni, opaleni ... to
możemy płynąć dalej. Kierunek
BOJKA!