Poranek rozpoczynamy od prysznica, na który w nocy ochoty jakoś nie było. To pewnie najdroższy natrysk nad całym Jadranem, logiczne więc byłoby korzystanie z niego wielokrotnie , żeby wspomnienie ceny nie odbijało się czkawką. Ale Polak mądry po szkodzie - prysznicujemy się tylko raz i czkawka zostanie .
Srawka też dziś w komfortowych warunkach, a panowie mają dodatkowego bonusa w postaci widoku na port.
Pora wczesna, ale szkoda dnia! Zwłaszcza tak słonecznego , na jaki się zapowiada.
Dziś czasu mamy sporo, bo żeglarsko dzień będzie wyjątkowo luźny , trasa krótka. Wieczorem była burza mózgów w tej sprawie, pomysłów kilka, jak zwykle w takich przypadkach bywa. Kapitan musi to wszystko jakoś zgrać, pogodzić swój pierwotny plan (dobrze, że elastyczny, jak na tapera przystało ) i mocno urozmaicone widzimisię członków załogi. Na szczęście trzon załogi (wespół z kapitanem) mniej więcej
od ćwierćwiecza spędza ze sobą wypady różnorakie - skoro przez tyle lat jakoś dogadywaliśmy się, to i teraz damy radę . Przykładowe widzimisię w moim wydaniu: jeszcze w Polsce zamarzył mi się Osor i jego stareńkie budowle. Ale cóż - nie tym razem! "Kapliczkowego" bzika w całej załodze mam raczej tylko ja, więc nawet gdyby cała reszta bardzo chciała zrobić mi przyjemność i wybrałaby Osor zamiast dłuższego taplania się w jakiejś zatoczce, to i tak zwiedzanie byłoby w biegu i po łebkach, więc bez sensu. Ani ja nie byłabym do końca zaspokojona, ani oni... Lepiej wybrać taki wariant, który uradowałby chociaż kilkoro, a na dodatek czasowo nie zaburzyłby możliwości dotarcia do innych miejsc na ten rejs zaplanowanych. Co wybraliśmy ostatecznie, przekonacie się już niedługo . A teraz, do godziny około 11-tej, możecie potowarzyszyć nam jeszcze w Mali Lošinj.
Najpierw śniadanko, na które wreszcie udało mi się upolować burka . Dla tych, co smakoszami burków nie są, alternatyw mnóstwo - że już o cały czas dość pełnych schowkach w mesie nie wspomnę. Grzesiek wybiera się na targ rybny, ale wymarzonych koziczek i podobnych im stworzonek nie ma. Nie będzie też smażonej rybki, bo smaka mamy tylko na te z pierwszego gatunku, których ... też nie ma. Lošinj zawiódł nas pod tym względem całkowicie . Nadrabia za to piękną pogodą i ciepełkiem . Temperatura powietrza jest w końcu właściwa , szkoda tylko, że to tylko taki epizodzik na tym rejsie...
W słońcu wszystko wygląda milutko, zupełnie już nie przeszkadzają te ilości łódek w marinie (zaraz zresztą odpłyniemy w miejsca bardziej przytulne ) ani mnóstwo ludzi kręcących się po miasteczku już od samego rana. Taki już urok centrum Mali Lošinj. Szkoda, że nie mamy czasu aż tyle, żeby zafundować sobie spacer do którejś z mniejszych zatoczek, tak zachęcająco wyglądających, gdy patrzyliśmy na nie z jachtu przez lornetkę .
Dzienny Mali Lošinj podziwiamy wyjątkowo nie w komplecie całą załogą, lecz rozdzielamy się na podgrupy, gdyż pomysły na wykorzystanie wolnego czasu są różne.
Może tylko na poranną kawkę ochota jest podobna - pomimo tego, że nie ma już dodatkowych potrzeb w tej materii .