Dzień 2
31/08/2008 niedziela
odległość: 350 km
trasa: Satu Mare - Sapanta - Sighetu Marmatiel - Borsa - Moldovita - Sucevita
Dziś do przejechania też mamy całkiem sporo, acz trasa wytyczona jest nie pod kątem szybkości przejazdu czy najkrótszej drogi, a zdecydowanie krajoznawczo
. O ile w 2006 po minięciu Satu Mare kierowaliśmy się na Cluj Napocę, Turdę, Tirgu Mures, aby ostatecznie dotrzeć do Sighisoary, o tyle dziś zapuszczać się będziemy w nieznane dla nas tereny północnej Rumunii, przecinając je z zachodu na wschód. Z mapy i wyszukanych opisów wynika, że będzie górkowato
, acz nie wysokogórsko. Zapowiada się ciekawy dzień, zwłaszcza, że pogoda od rana wyśmienita, z radosnym słońcem bezkonkurencyjnie dominującym na niebie
...
Plan zakłada wyjazd około 8:00, ale tradycyjnie plan planem a wykonanie wykonaniem
. O dziwo największe śpiochy w dniu dzisiejszym to Lenka z Jasiem
. Kiedy noszę klamoty do samochodu, po weselu nie ma już ani śladu
. Wszystko idealnie wysprzątane, a na parkingu oprócz naszego stoją jeszcze ze dwa samochody. Śniadanie w cenie pokoju, więc kulturalnie spożywamy je w hotelowej restauracji.
ranne śpiochy
nasz hotel
Spod hotelu ruszamy około 10:00. Na pierwszej spotkanej stacji Petrom karmimy nasz samochód paliwem, które jest tańsze od tego w mijanych wczoraj krajach, wliczając w to RP. Płacę kartą bez żadnych problemów, acz swoiste kuriozum polega na tym, że oprócz wprowadzenia numeru PIN muszę jeszcze kwitek podpisać
. Pamiętam jak w 2006, kiedy w Polsce wprowadzanie PIN nie było jeszcze powszechnie praktykowane bo wystarczał sam podpis, na pierwszej stacji w RO 'poległa' moja karta kredytowa, gdyż okazało się, że nie pamiętam do niej numeru PIN. Teraz nie dałem się jednak zaskoczyć
. Kręcimy się autem trochę po mieście. Cele są dwa. Pierwszy to znaleźć bankomat, aby wyjąć z niego trochę lejów, a dokładniej nowych lejów, w skrócie RON. Żeby nie tracić zbędnych pieniędzy na opłaty bankowe, od razu wyjmuję całą kwotę zabudżetowaną na pobyt w Rumunii i potrzebną na wszelkie planowane wydatki gotówkowe. Drugi to podróż sentymentalna, jeśli można tak to nazwać. W 2006 roku przejeżdżając miasto bladym świtem mieliśmy spore wątpliwości czy dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając do RO
. Drogowskazy były prawie nieistniejące, Rovinietkę trudno było kupić, most przez rzekę był w tak opłakanym stanie, że obawiałem się o zerwanie zawieszenia. Jeżeli dodać do tego wycieńczenie 15 godzinami w drodze i nieprzespaną nocą, to nasz strach miał istotnie wielkie oczy. Dziś chcemy za dnia zobaczyć, co się pozmieniało. I istotnie widać wielkie zmiany, oczywiście na lepsze
. O znakach już pisałem, a wiadukt wygląda tak, że trudno go poznać
. Centralny plac pełen jest zieleni, a całość robi bardzo pozytywne wrażenie.
RON
Satu Mare
wiadukt po remoncie
wyjazd z miasta
Trochę po 11:00 mkniemy już ku północnemu wschodowi. Jest jeszcze płasko, ale na horyzoncie już widać góry
. Nawierzchnia drogi bardzo przyzwoita. Mijamy wsie i małe miasteczka. Wszędzie widać, że coś się dzieje, że coś się zmienia, buduje, remontuje. Styl wykończenia domów to kwestia gustu, ale widać na co idą pieniądze przywożone przez pracujących na zachodzie Europy. Na ulicach trudno dostrzec ludzi w wieku produkcyjnym. Są albo seniorzy albo małoletnia młodzież. Wyjątek stanowią kobiety pchające przed sobą wózki z bardzo małymi dziećmi. Jest sporo samochodów na zagranicznych rejestracjach, nawet takich jak karawan pogrzebowy z Italii czy sprzęt budowlany z Francji. Widać nikt sobie głowy nie zawraca przerejestrowywaniem tego po przewiezieniu w rodzinne strony. Inna kwestia, że dzięki temu doskonale widać, jakie kraje czy wręcz regiony upodobały sobie poszczególne wioski i ich mieszkańcy
. W pewnym momencie droga zaczyna wieść wzdłuż rzeki, za którą rozciąga się już Ukraina. Nie widać jednak żadnych przejść granicznych, nie ma ruchu transgranicznego. Mam wrażenie, że łatwiej by było tu znaleźć kogoś kto był w Rzymie czy Paryżu niż u sąsiadów za miedzą
. Globalizacja z perspektywy rumuńskiej prowincji ...
Docieramy wreszcie do
Sapanty, miejsca naszego pierwszego planowanego postoju. Jest lekko po 12:30, więc jadąc przez wioskę mijamy liczną grupę mieszkańców, jak należy wnioskować po kierunku przemieszczania się oraz odświętnych strojach, powracających z niedzielnej mszy. Panowie w ciemnych kapeluszach i czapkach, panie w każdym wieku w kloszowanych krótkich spódnicach przed kolana
. Nasz postój w tej wiosce nie jest przypadkowy. Chcemy odwiedzić słynny
wesoły cmentarz, popularny dzięki temu, że znajdujące się tu nagrobki nie są typowe. Nie dość, że są bogato zdobione i posiadają namalowaną podobiznę zmarłego utrwalającą zawód czy profesję uprawianą za życia, to jeszcze umieszczony poniżej tekst traktuje o nieboszczyku rzekomo w lekki, czasem zabawny i wesoły, sposób. Treść opisów trudno nam ocenić z oczywistych przyczyn lingwistycznych, ale część graficzna robi wrażenie. Na obejrzenie całości wystarcza nam kwadrans, ale nietypowość tego miejsca pozostanie w naszych wspomnieniach zdecydowanie dłużej. Widzimy tu pierwszych turystów, w sporej części zorganizowanych. Przed bramą jest kilka sklepików z pamiątkami, rzecz jasna lokalnego pochodzenia ...
cmentarz
pamiątki
Ruszamy dalej na wschód. Po jakimś czasie oddalamy się od granicy ukraińskiej, ale tylko nieznacznie. Widoki ładne, pagórkowate, z dużą ilością zieleni. Jest jakby bardziej dziko i dziewiczo, a wioski są rzadziej rozsiane. Pogorszeniu ulega również nawierzchnia, ale tylko na krótkich odcinkach można powiedzieć, że jest kiepska. Od rana, co jakiś czas, przewija się temat bólu głowy Małżonki, który to osłabia się to znów nasila, mimo stosowanych środków przeciwbólowych i towarzyszącej im zwiększonej senności
. Nasze tempo przejazdu nie jest zawrotne. Nie śpieszymy się, kojąc się zielenią i widokami. Z pobieżnych obliczeń widzę, że na miejsce dzisiejszego noclegu dojedziemy zbyt późno, aby coś jeszcze pozwiedzać
. A do zwiedzania jest całkiem sporo. Na zachód od miasta
Suceva znajduje się spore
skupisko małych kameralnych monastyrów rozsianych po małych górskich wioskach. Ich cechą wspólna jest to, że w jakimś sensie są warowne, czyli posiadają zewnętrzne mury obronne, oraz że posiadają bogate zdobienia ścian w postaci nabożnych malunków. Chciałoby się zobaczyć wszystkie, ale to wymagałoby przynajmniej jednego pełnego dnia. My tyle nie mamy
. W założeniu mieliśmy zobaczyć trzy, ale teraz widzę, że jutro rano ograniczymy się jedynie do dwóch, a resztę zostawimy sobie na kolejny raz
.
Sighetu Marmatiei
festyn w jednej z mijanych wiosek
najgorszy odcinek drogi w dniu dzisiejszym
...
Kolejne kilometry, kolejne spostrzeżenia. Po wioskach widać spore ożywienie 'okołoweselne', mimo, że dziś niedziela. Domyślamy się, że na podobieństwo zjawiska zaobserwowanego w Albanii, emigranci formalizują swoje związki w rodzinnych stronach, a okres letni stanowi swoisty sezon na tego typu posunięcia, stąd i zagęszczenie jest iście imponujące. Na pewnym odcinku drogi mijane wioski posiadają specyficzny styl zdobienia elewacji, styl którego nie widzieliśmy wcześniej ani nie ujrzymy już później. I na koniec, w pobliżu miasteczek, ale nie tylko, bo i czasem w miejscach bardziej odludnych, na poboczach drogi można dostrzec ludzi ... piknikujących w pobliżu swoich samochodów
. Wkoło rozłożonego koca lub stolika widać całą rodzinę lub szersze grono biesiadników spożywających przywiezione ze sobą pożywienie, często 'obrabiane termicznie'
na dymiącym obok grilu czy nad rozpalonym ogniskiem
. W znacznej części przypadków wiele do życzenia pozostawia aspekt estetyczny takiej konsumpcji, realizowanej albo w bezpośrednim sąsiedztwie ruchliwej drogi albo obok zwałów śmieci pozostawionych przez poprzedników
. Jak się później dowiemy ta ucieczka w plener w poszukiwaniu odmiany od miejskiego zgiełku i hałasu nosi wdzięczną nazwę
popas i jest silną tradycją rumuńską ... Wobec braku widoków na znalezienie czegoś zachęcającego do spożycia, na mini popas
na poboczu drogi decydujemy się i my, posilając się zawartością naszej lodówki, w tym nie kończącymi się jajkami na twardo
...
zwierzyna, niekoniecznie dzika
...
specyficzne zdobnictwo na elewacjach domów
ślub
Kiedy docieramy do głównej drogi numer 17, którą zamierzamy przejechać jakieś 20 kilometrów w kierunku wschodnim, nim ponownie czmychniemy na drogę bardziej podrzędną w kierunku Moldovity i Sucevity, napotykamy na roboty drogowe, nazywane wedle widocznych znaków wdzięcznie jako
drumul in lucrum (czy jakoś tak
). Skala przedsięwzięcia jest poważna, z szeroko zakrojonymi pracami ziemnymi, bo droga jest de facto przebudowywana do współczesnych standardów. Na długim odcinku jedziemy po szutrze, momentami nawet wahadłowo. Tym większa nasza radość, kiedy docieramy do kawałka już wyasfaltowanego. Zjeżdżamy na drogę do
Moldovity i znów robi się bardziej sielsko i kameralnie. Na drodze pojawiają się, od czasu do czasu, zwierzęta hodowlane spędzane z pastwisk do zagród oraz pojazdy kołowe o mocy jednego względnie dwóch koni
...
drumul in lucrum ...
... i już po
lucrumie ...
boczna górska droga
inni użytkownicy dróg
Do naszego dzisiejszego noclegu położonego dwa kilometry przed wioską Sucevita docieramy koło godziny 19:00, kiedy jest jeszcze widno. Godny polecenia Kompleks
Popas Turistic Bucovina http://www.popas.ro/en/ od pierwszego spojrzenia robi bardzo dobre wrażenie, które potem ulega tylko potwierdzeniu
. Za cenę 50 EUR ze śniadaniem dostajemy bardzo obszerny i estetyczny pokój w jednym z kilku dość nowych domków wchodzących w skład kompleksu. Minusy są dwa. Hotelowa restauracja, która zapowiadała się być miejscem bardzo ładnym i klimatycznym jest zajęta przez ... rozpoczynające się tam, a jakże, wesele
. To raz. Oprócz nas w kompleksie nocuje również wycieczka (sentymentalna
) niemieckich seniorów. To dwa. Jedno plus drugie oznacza, że kolację dane jest nam zjeść w dużej 'bezpłciowej' sali przystosowanej do żywienia grup zorganizowanych w akompaniamencie pięknego języka niemieckiego w tle
. Dobrze, że w karcie jest chociaż
Ciuc, jedno z dwóch czołowych rumuńskich piw, którym można zrekompensować sobie te niedogodności
...
nasza baza na dziś
przed snem trochę lektury
...
Ciuc
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.