Jak dostać się na..., przemieszczać się po..., wydostać się z...
Jak powszechnie wiadomo, żeby dostać się na Hvar jest jedna możliwość (oczywiście jakby ktoś się uparł, to tych sposobów może być nieskończenie wiele - kwestia wyobraźni, kreatywności, a czasami grubości portfela
)
Ja mówię o tej jednej, najbardziej typowej - przeprawie promowej. Jadąc z Dubrownika było dla nas oczywiste, że na prom wsiądziemy w
Drveniku. Wiedzieliśmy również, że zanim wsiądziemy na ten prom, należy zatankować... (samochód, oczywiście
).
Jesteśmy już na Jadrance, jedziemy, jest miło, słonecznie, chorwacko...; mijamy jedna stację benzynową... mijamy drugą... i nic, luzik, przecież zatankujemy w Drveniku. I jak się możecie domyślać nasz spontaniczny plan legł w gruzach
, bo w Drveniku stacji nie było
a raczej my jej nie znaleźliśmy.
I tu nasz luzik zamienił się w
. Tempo akcji gwałtownie wzrosło.
Wracamy na Jadrankę. Jedziemy na poszukiwanie jakiejkolwiek stacji, bo benzyny coraz mniej... Jedziemy w kierunku Makarskiej, i prawie byśmy do niej dojechali... Uf, widmo spacerów z kanisterkiem po benzynę oddalone
.
Wracamy do Drvenika. Ustawiamy się w samochodową kolejkę. Idziemy do kasy po bilety (i tu Was zaskoczę rzeczowością
- cena promu w jedną stronę za 2os. dorosłe, jedno dziecko (dzieci do lat 3 bezpłatnie) i samochód osobowy wynosiła 130kn), a ponieważ mamy jakieś dwie godziny wolne, idziemy coś zjeść.
I tak sobie jedząc, obserwowałam turystyczny fragment Drvenika i tak sobie pomyślałam, że zdecydowanie nie jest to miejsce dla mnie na wakacje, bo ścisk na metr kwadratowy na plaży był największy ze wszystkich tych chorwackich, które widziałam. Dla porównania i zobrazowania dodam, że najbardziej tłoczna plaża na Ciovo się nie umywa do tej drvenickiej.
Wracamy do samochodu, i jednocześnie do kolejki na prom. Następnie wszystko odbywa się "po Bożemu" - wjeżdżamy, odpływamy, przypływamy. Po jakiś 25min. jesteśmy już w Sućuraju na Hvarze.
I jeszcze tylko pozostał mały drobiazg
- przejechać słynną
hvarską drogą, a raczej jej fragmentem (dla mnie - na szczęście - tylko fragmentem) z Sucuraju do
Gdinj.
I tu kilka słów wytłumaczenia - przejazdu tą trasą troszkę się bałam, bo lęk wysokości mam i do panikarzy drogowych raczej należę. Więc po wyjeździe z promu zaklinałam męża, żeby tylko jechał wolno i nie tak blisko krawędzi...(generalnie typ żony marudnej
)
Mąż zrozumiał (pewnie bardziej dla świętego spokoju). Jedziemy i jedziemy i jedziemy i nie jest źle (pomyślałam), bo jechaliśmy po "wewnętrznej"; stronie jezdni, więc zagrożenia żadnego nie odczuwałam .
Katastrofa nadeszła innego dnia, kiedy przyszło mi się zmierzyć z odcinkiem Gdinj - Jelsa, bo okazało się, że najciekawsze odcinki drogi były dopiero przed nami
Dla mnie najgorszy fragment zaczyna się w miejscowości Poljice i kończy się w okolicy ruin hotelu, bo jedzie się od "zewnętrznej" strony jezdni głównie serpentynami połączonymi z asfaltem zakończonym przepaścią w miejscu barierek
Co widać na załączonym obrazku:
A to przybliżona szerokość jezdni (w niektórych jej fragmentach).
A to stopień nachylenia jezdni (w niektórych jej fragmentach).
Przy okazji dodam, że droga powrotna (Jelsa- Poljice) należała do przyjemniejszych, bo jedzie się od strony skal i gór, więc jak kogoś się mija, to w razie czego nie my lecimy w dół
, tylko pozostaje nam opcja obtarcia samochodu
a to znacznie ciekawsza perspektywa
I można wtedy nawet zauważyć takie widoki
:
I takie
:
Ale się rozgadałam. Do temtu.
Dojechaliśmy do miejscowości Gdinj, skręciliśmy w prawo, przejechaliśmy jeszcze węższą drogą do rozwidlenia - w prawo miejscowość
Pokrivenik:
Widok z drogi na Pokrivienik:
w lewo nasze miejsce docelowe - Uvala Zaraće:
Widok z drogi na Uvala Zaraće:
Jak powszechnie wiadomo, żeby wydostać się z Hvaru jest jedna możliwość.... ale Wy już wiecie jaka