Plaża, Makarska.
W nocy trochę pokropił deszcz. Rano wygramoliłem się z namiotu, a na niebie deszczowe chmury... No, no, czyżby? Ale nie, zanim zjedliśmy śniadanie na niebie był już tylko błękit! W sumie to zastanawialiśmy się czy nie ruszyć na Hvar, ale w końcu stwierdziliśmy, że jutro wstaniemy wcześniej i podjedziemy do Drvenika na prom... Czyli dla odmiany plaża, Czech, 4 maty...
, skład w zatoczce taki sam, w okolicznych zatoczkach podobnie! Wieczorem Makarska, nie zauważyłem żadnych istotnych zmian w miejscowości, poza tym, że wszędzie stoją parkomaty. Plaża, stare miasto, kawiarnia. W porcie duży ruch, statki wycieczkowe, jachty, prom na Brac. Patrzyłem w stronę Biokova, strasznie męczył mnie wjazd na Sv. Jure, jeszcze tam nie byłem, ale Asia była zdecydowanie na nie! No nic wjadę następnym razem!
Hvar.
Zrywka, godz.7 rano, chcieliśmy zdążyć na prom na godz.9, pobiegłem po świeży chlebek, potem jeszcze dwa kroki do sklepu po jakiś drobiazg... a tu Czech, bez 4 mat, ale za to z prawie już pustą butelczyną Karlovacko, gasi poranne pragnienie... a może on mnie śledzi...?
. No i jeszcze ostro dyskutuje z panią ekspedientką, czyli nie niemowa!
O godz.8.30 byliśmy w Drveniku, kupiliśmy bilety, stało kilka samochodów czekających na prom na Korculę i kilka na Hvar, daleko na morzu było już widać "nasz" prom. W końcu podpłyną, jakiś taki mały... Zanim przycumował, obrócił się kilka razy wokół własnej osi, kapitan chyba jeszcze spał i nie był pewien jak cumować, żeby samochody wyjechały przodem
Załadunek odbył się błyskawicznie, raptem 30 samochodów. Ostatnie Volvo z Polski zostało odprawione, nie mieli biletów, ale jednak prom czekał, rodak błyskawicznie zakupił bilety w kasie, wrócił i załapał się na kurs. Przypilnował jeszcze marynarza zamykającego trap, bo wydawało mu się, że Volvo zostanie skrócone o przestrzeń bagażową
.
Pół godziny i byliśmy na wyspie. Mocno skoncentrowany ruszyłem w kierunku miasta Hvar. Świadomy z opisów na forum wiedziałem co czeka nas na tej drodze... Ale okazało się, że nie taki wilk straszny! Droga, owszem nie przyjemna, wąska, kręta, bez pobocza. Myślałem jednak, że będzie bardziej przepaścista i ekstremalna! Widoki fajne, ale tylko miejscami. Dzikie, surowe krajobrazy, maleńkie miejscowości. To oczywiście nasze subiektywne odczucia! W każdym razie po 1,5 godz. ostrożnej jazdy zajechaliśmy do Hvaru. I tu od pierwszego widoku na miasto byłem zachwycony!
Wjechaliśmy na wielki parking, 10 minut jeździłem w kółko, czekając, aż ktoś wyjedzie, bo wolnych miejsc nie było. W końcu ktoś wyjeżdżał. Ruszyliśmy w stare miasto. Główny plac, kamieniczki - bardzo ładnie, w porcie masa ekskluzywnych jachtów i masa anglojęzycznych turystów, nie wiem czemu, ale klimat tego miasteczka kojarzył mi się z Dubrownikiem. Zaglądaliśmy w różne zakamarki, wypiliśmy w małej kawiarence cappuccino i podeszliśmy w górę pod twierdzę. Widoki z tej drogi są świetne, miasto, port, wyspy! Niestety słonko świeciło prosto w obiektyw... i było baaardzo gorąco.
Po 3-godzinnym, bardzo przyjemnym spacerku opuściliśmy Hvar. Początkowo chcieliśmy zjechać do Stari Gradu, potem do Jelsy, ale już tam byliśmy. Miałem jeszcze ochotę przejechać słynny tunel. Ale Asia nie miała ochoty
i w końcu pojechaliśmy prosto na prom. Droga powrotna wydała mi się jeszcze prostsza, może dlatego, że był bardzo mały ruch. Jakiś rodak w srebrnej Octavi jadącej z naprzeciwka, pomrugał mi długimi i pomachał przyjaźnie
. Zajechaliśmy do Sucuraju. Do odpłynięcia promu mieliśmy jeszcze pół godziny, plątałem się po nadbrzeżu, a w tym czasie do samochodu podszedł facet i zapytał czy nie możemy podrzucić na przystanek w Drveniku dwójki starszych osób. Trochę się zdziwiłem, bo z portu na przystanek jest może 200-300 metrów, ale on wytłumaczył, że ci ludzie są mocno starsi. Prom był prawie pusty! Po zjeździe w Drveniku podeszli do nas starsi, eleganccy państwo z wielką walizą. Zanurkowałem w bagażnik, zrobiłem miejsce, wrzuciłem walizę, państwo zaczęli pakować się do samochodu, facet z drugą panią był mile zaskoczony, że pakuję walizę... Młodsi ruszyli piechotą . W międzyczasie ktoś zaczął wydzierać się w niebogłosy, no więc podniosłem głowę znad bagażnika i okazało się, że to na mnie się drą, bo stanąłem w miejscu cumowania następnego promu, który właśnie podpływał z opuszczonym trapem samochodowym
Ruszyłem, starsi państwo jechali do lekarza w Dubrowniku, mieszkali na Hvarze, byli Australijczykami, a rodzicami pana byli Rosjanka i Polak
20 sekund i byliśmy na przystanku, pan dziękował mi ze sto razy i wyściskał na pożegnanie
Po powrocie na kemp zdążyliśmy jeszcze skoczyć nad morze i trochę pomoczyć się w wodzie.