Nasza zatoczka Dla nas miejsce wymarzone
, chociaż niewątpliwie to, co my uznaliśmy za największe zalety, dla innych byłoby pewnie powodem do całkowitej dyskwalifikacji
wybranego przez nas miejsca. No i dobrze, że upodobania są różne
, bo wolę sobie nawet nie wyobrażać to by to było, gdyby każdy uznał to samo miejsce jako idealne na wypoczynek, a na dodatek zrobiłby wszystko, żeby swe marzenie zrealizować. Pewnie wkrótce byłby tam koszmar
.
Jedyna
wada spanka w naszej zatoczce (tu pewnie większość miałaby odczucia podobne) - to nie było tu tanio
, chociaż szczyt sezonu właśnie dobiegał końca. Z pewnością w tym samym terminie
można wybrać tańszy apartamencik o zdecydowanie wyższym standardzie i w równie pięknym miejscu, ale... No właśnie!
Gdy w trakcie poszukiwań okazało się, że z wybranego pierwotnie pobytu w Ivan Dolac nic nie wyjdzie, zaczęłam przerzucać strony www i szukać czegoś innego po południowej stronie Hvaru. Trafiłam wówczas na
takie obrazki i stało się dla mnie oczywiste
, że MUSZĘ ten sierpniowy tydzień spędzić w
Zaraće. Udało się, na dodatek w tej mniejszej, wymarzonej części. W czasie naszego pobytu przed dwoma laty był tam tylko jeden
ukończony dom, obok niego fundamenty kolejnego, był też trzeci obiekt tuż przy samej wodzie, chociaż ten sprawiał wrażenie nieco "porzuconej" inwestycji. Teraz sytuacja może tam być zupełnie inna
, bo już w zeszłym roku, kiedy w czasie rejsu zatrzymaliśmy się na godzinkę "na kontrolę" naszej zatoczki, prace przy budowie tego domu, co poprzednio były fundamenty, były bardzo zaawansowane. Cóż, trochę się tam zagęści
Sąsiednia (jakieś 300 m od nas) większa część - Velo Zaraće - to w zasadzie tylko kilka (no, może kilkanaście) domów, w tym
trzy restauracje! To pewnie one w znacznej mierze były powodem, że nie byliśmy na całkowitym odludziu i że zjawiało się tu trochę osób nocujących w innych miejscach na wyspie. Mieszkającym w centrum miasta Hvar wcale się zresztą nie dziwię, że na kąpiel i plażowanie szukali czegoś poza miasteczkiem
.
"Dzikich tłumów" zresztą i tak na szczęście
nigdy nie było (w szczycie sezonu - wiemy to od naszego gospodarza - jest jednak gęściej
), więc nie przeszkadzało nam zupełnie, że nie byliśmy całkiem sami. Za to o świcie i po zachodzie słońca rozkoszowaliśmy się kameralnością
miejsca i ciszą ... może nie tak do końca, bo na piniach tuż przy naszym balkonie mieszkała cykada
.
Plaża w zatoczce - z pewnością dla niektórych też żadne cudo: żwirek, kamienie, skałki, zero piasku, za to przy podwodnych skałkach trochę jeżowców. I jeszcze strome zejście - na szczęście po kamienistych schodkach, a nie "na dziko".
Dla nas - wprost bosko
A mnie po "barierkowej" plaży w Prizbie ta wydawała się rajem na ziemi, no i głębokość wody w pobliżu brzegu była akurat na moją
miarę. Każdy z pozotałych członków naszej grupki też znalazł dla siebie coś, co go w pełni zadowoliło
.
W kolejnych odcinkach będzie trochę fotek z zatoczki i jej najbliższych okolic. Wszakże to właśnie tu
spędziliśmy najwięcej czasu w czasie tego wakacyjnego tygodnia. Nie jest wykluczone, że któregoś roku jeszcze tam wrócimy