Dzień 34
18/10/2007 czwartek
odległość: 280 km
trasa: Zlatibor - Mokra Gora - Uzice - Pozega - Valjevo - Lazarevac - Beograd
Dzisiejszy poranek, podobnie jak ten wcześniej na Hvarze, upływa pod silnym reżimem czasowym. W normalnych warunkach, wieczorem dnia poprzedniego określamy sobie, o której wyjazd i na tą godzinę staramy się być gotowi do drogi. Przeważnie nie ma musu i przysłowiowego pożaru. Jeżeli nawet pojawi się mniejsze lub większe opóźnienie, nie powoduje to tragedii. Dziś jednak jest inaczej. Dziś musimy być bardzo punktualni i najpóźniej o 9:30 wyruszyć spod hotelu
, bo inaczej nie zdążymy na pociąg, który na nas czekać nie będzie
...
Plan udaje się wykonać nawet z lekkim zapasem czasu. Zlatibor opuszczamy przy dość ładnej słonecznej pogodzie, acz lekkie chmurki na niebie są. Kierujemy się na północ, aby następnie odbić w lewo na zachód w drogę prowadzącą ku granicy z BiH i dalej do Sarajeva. Można by rzec, że niewiele brakuje do zamknięcia tegorocznej bałkańskiej pętli
. Naszym celem nie jest dziś jednak BiH, a jedynie mała miejscowość czy może raczej większa wioska o nazwie Mokra Gora, znajdująca się zaledwie kilka kilometrów od granicy. Widoki ładne, droga szeroka i pusta. Wygląda, że na miejsce dojedziemy dużo wcześniej niż zakładałem. I całe szczęście, że mamy ten zapas czasu, bo kiedy dojeżdżamy do tunelu znajdującego się kilka kilometrów przed Mokrą Gorą, ten okazuje się być zamknięty i w remoncie. Objazd wiedzie starą drogą, trawersującą i objeżdżającą zbocze masywu górskiego, a przejechanie tego odcinka trwa już znacznie dłużej. W bilansie końcowym, na miejsce docieramy planowo, czyli 15 minut przed odjazdem pociągu
.
Naszym oczom ukazuje się ładnie odrestaurowana stacyjka kolei wąskotorowej, która w latach swej świetności łączyła Beograd z Sarajevem. Dziś ta linia, rzecz jasna, już nie funkcjonuje, ale na sporym odcinku górskim, prowadzącym przez liczne tunele i szereg zakrętów, po odrestaurowanych torach kursuje skład wagoników z lokomotywą dieslowską, dzięki któremu turyści mogą zasmakować klimatu podróżowanie tym środkiem lokomocji. Cały ten fragment nosi nazwę Sarganska Osmica za sprawą 'ósemki', jaką na trasie przejazdu wyznaczają tory, które pnąc się ostro do góry wznoszą pociąg o 300 metrów, dzięki czemu z powodzeniem pokonują pasmo górskie
. Odbieram z kasy rezerwowane wcześniej, telefonicznie z Polski, bilety. Tym razem płacimy za dwa dorosłe po 500 CSD oraz jeden dziecięcy dla Lenki po 250 CSD, a Jasiek jedzie gratis
. W sumie daje to 1250 CSD = 15 EUR. Kiedy kończymy wysiadać z samochodu, na peron wjeżdża pociąg, kończący właśnie ranny bieg. Nasz odjazd przewidziany jest na godzinę 10:30 i stanowi jedyny codzienny regularny kurs dla turystów indywidualnych. Dodatkowe przejazdy są organizowane wcześniej albo później w ciągu dnia i przeznaczone są głównie dla wycieczek zorganizowanych, co w praktyce oznacza grupki młodzieży szkolnej
. Naszym składem takowa młodzież też jedzie, ale ulokowana jest w osobnych wagonach, stąd my, siedząc bezpośrednio za lokomotywą, nie mamy 'przyjemności' z nią obcować. Lenka i Jaś są cali rozentuzjazmowani wizją jazdy ciuchcią, ale grzecznie siedzą na swoich miejscach. Wnętrze wagonu wyłożone jest drewnem, a cały pociąg, no może z wyjątkiem współczesnej lokomotywy, swą stylistyką zdaje się przypominać tabor używany do podboju dzikiego zachodu Ameryki Płn.
. Daje to wyjątkowy klimat i przysparza uroku przejażdżce.
na zaspokojene Jasiowego pragnienia
Na znak pani dróżniczki, dość punktualnie ruszamy. Po opuszczeniu stacji, prawie od razu pociąg zaczyna swą mozolną wspinaczkę w górę zbocza, którym ma się wspiąć o 300 metrów wyżej. Wkoło pełno zieleni, pól i łąk. Im wyżej tym widoki stają się bardziej spektakularne, gdyż przez okno widać ekspozycje ciągnące się wzdłuż torów. Przejeżdżamy przez szereg tuneli. W najdłuższym z nich, liczącym lekko ponad 1,5 kilometra, można poczuć się jak w metrze
. Przez cały czas jazdy z głośników słychać odtwarzaną w dwóch językach, serbskim i angielskim, narrację opisującą losy budowy kolejki oraz obrazującą najbliższą okolicę. W przerwach między tekstem naszych uszu dochodzi żwawa bałkańska muzyka, popularyzowana swego czasu w Polsce prze Bregovica, która dobrze harmonizuje z oglądaną scenerią oraz widokiem ciężko pracującej lokomotywy. Jazda do stacji krańcowej Sargan Vitasi znajdującej się na drugim końcu linii trwa coś około 40 minut i odbywa się bez postojów. Na stacji pociąg ma około 15 minut przerwy, podczas której pasażerowie mogą opuścić pokład czy to w celach fizjologicznych czy nikotynowych. Oglądać czy zwiedzać nie bardzo jest co, bo stacja położona jest akurat w mało widokowym miejscu. Na marginesie należy dodać, że stację tą mija się jadąc samochodem od wschodu do Mokrej Gory, nie można jednak tu rozpocząć podróży kolejką. Podczas postoju lokomotywa jest przepinana na drugi koniec zestawu, skutkiem czego nasz wagonik z pierwszego zmienia się raptem na ostatni. Ma to swój duży plus, bo po chwili, podczas jazdy w dół zbocza, możemy bez problemu podziwiać z 'ambony' kończącej pociąg widok zostawianych w tyle torów, tuneli, czy gór.
Sargan Vitasi
harce i zabawy
Jazda powrotna ma też ten plus, że pociąg w jej trakcie zatrzymuje się
. Dwa razy na punktach widokowych, kiedy to można wysiąść na chwilę celem podziwiania panoramy z pobliskich platform, oraz raz na około 20 minut na stacji Jatare, przerobionej na swoisty punkt kafeteryjno - serwisowy. Podczas tego dłuższego postoju, widoku na najbliższą okolicę nie ma, ale jest za to mały wodospad, chyba sztucznie stworzony, który spadając z pobliskiej skały tworzy atrakcję dla wysadzonych z pociągu pasażerów. My wykorzystujemy ten czas na lekkie wybieganie się Lenki i Jasia wzdłuż peronu, wszak jazda pociągiem fajna jest, ale nie daje zbyt dużo opcji ruchowych dla naszej młodzieży. Chodząc po peronie, docieramy do lokomotywy ciągnącej całość i poddajemy ją wzrokowej analizie. Maszyna okazuje się być lekko wiekowym dieslem produkcji rumuńskiej. Jeżeli wierzyć bocznej plakietce, ma równo 20 lat, ale sprawia wrażenie być zadbana i w dobrym stanie technicznym, dzięki czemu z powodzeniem radzi sobie na tak wymagającej trasie. Podczas spaceru mamy również sposobność przebywać w fizycznej bliskości ze współtowarzyszami podróży, jak należy domniemać, wyłącznie Serbami. Mamy przekrój prawie całego społeczeństwa. Są osoby starsze i młodsze, kobiety i mężczyźni, blondynki i macho
. Nasza młodzież, a zwłaszcza Jasiek na szelkach, przyciąga tradycyjnie uwagę. Ktoś zagada, ktoś uśmiechnie się. Jak to mam w zwyczaju, z uwagą przyglądam się ludziom oraz obserwuję ich rozmaite zachowania. Są głośni, jak to południowcy, ale poza tym to normalni ludzie, jak wszyscy ci, na których natykaliśmy się przez ostatnie prawie pięć tygodni. Kiedy na nich patrzę, zastanawiam się jak by to było, gdybyśmy my w Polsce te naście lat temu trafili na bardziej nawiedzonego i nacjonalistycznego przywódcę. Czy, tak jak oni, dalibyśmy się omamić i wspieralibyśmy, a w najlepszym razie tolerowalibyśmy fakt, że polscy żołnierze z orłem na mundurach wraz z samozwańczymi bandziorami mordują i czynią zło, czy też przepędzilibyśmy takiego chorego wodza za pomocą mniej lub bardziej demokratycznych środków? Czy dziś bylibyśmy tu gdzie jesteśmy czy też podobnie jak Serbia cierpielibyśmy na izolację? W pewnym sensie pytania te zdają się również odnosić do najbliższej polskiej przyszłości, wszak jesteśmy w przededniu wyborów, które określą czy nawiedzony tercet egzotyczny z pięknym Romanem, rumianym Jędrkiem, i małym Jarkiem dalej będzie nam miłościwie dzielił i rządził, oraz czy 'fobiczna' IV RP dalej będzie budowana
...
Pociąg rusza dalej. Na kolejnym postoju widokowym w oddali pojawia się w dole stacyjka w Mokrej Gorze, do której będziemy za moment definitywnie zmierzać. Po prawo, na wzgórzu, widać zabudowania wioski filmowej Mecavnik, stworzonej na potrzeby kręcenia filmu 'Życie jest cudem' Emira Kusturicy. Kolejne naście minut jazdy i docieramy do stacji początkowo - końcowej
. Mimo, że cała przejażdżka trwała dwie godziny, nie czujemy się ani zmęczeni ani znudzeni. Czujemy za to głód
. Zajmujemy więc miejsce w restauracji mieszczącej się w budynku stacji, wybierając miejscówkę na świeżym powietrzu z widokiem na peron oraz stojący tam pociąg. Kiedy my wybieramy nasze dania, a potem na nie czekamy, tam odbywa się zmiana 'warty'
. Współtowarzysze naszej podróży rozchodzą się do swoich samochodów i autokarów, a w ich miejsce napływają nowi. Tym razem jest to jedynie zorganizowana młodzież szkolna, która swą bytnością dodaje życia tej małej stacyjce. Kiedy pani dróżniczka ponownie daje znak, pociąg rusza kolejny raz w swoją marszrutę, a wraz z nim oddala się wszelaki gwar i hałas
. Zostają tylko cisza i spokój
, które dodatkowo podkreślają niepodważalny klimat tego miejsca. Delektujemy się nim spożywając nasz posiłek, a ja przypominam sobie zdanie, które gdzieś wyczytałem podczas zbierania informacji o tej kolejce. Z perspektywy odbytej wycieczki w pełni je podzielam, łącząc się w szacunku dla tych, którzy w wyniszczonym wojną kraju potrafili znaleźć siły, finanse, i energię, aby wskrzesić, i to z jakim skutkiem, ten odcinek kolejki ponownie do życia ...
stacja w Mokrej Gorze i Mecavnik po prawo ...
panorama
kliknij aby powiększyć
Opuszczając Mokrą Gorę, zbaczamy na chwilę z trasy, aby stromym asfaltowym podjazdem zbliżyć się do widzianej wcześniej z pociągu stylizowanej wioski Mecavnik. O ile z daleka wyglądała całkiem ładnie, o tyle z bliska 'wieje' od niej sztucznością
. Jest to zwłaszcza widoczna na tle wczorajszego skansenu w Sirogojno. Pierwsze, co rzuca się w oczy to dość spory betonowy parking i wszechobecna komercja
. Potwierdza się opinia, na którą natknąłem się podczas prac planistycznych, stąd zdecydowanie i ostatecznie porzucamy myśl o ewentualnym zwiedzaniu tego obiektu. Zawracamy i obieramy kurs na Beograd. Do miejscowości Uzice wracamy tą samą drogą co rano, na chwilę 'wpinamy' się w dość zatłoczoną magistralę północ - południe, aby w miejscowości Pozega odbić w formalnie boczną drogą na Valjevo. Jakościowo droga jest, acz nie znacznie, gorsza od głównej. Rekompensują to jednak z nakładem korzyści płynące z przyjemnych 'górkowatych' widoków oraz prawie zerowego ruchu. Dodatkową atrakcją jest linia kolejowa Beograd - Bar, która i dziś biegnie równolegle do naszej drogi
. Wygląda jednak o wiele mniej ekstremalnie niż wczoraj, można by wręcz rzec, zwyczajnie. Przed Valjevem teren definitywnie wypłaszcza się, przypominając, że koniec wyprawy już blisko
.
Zanosi się na to, że do Beogradu dotrzemy dobrze po zmroku. Wykorzystując ostatnie blaski dnia, zjeżdżamy w boczną drogę celem znalezienia odpowiedniego miejsca na postój, podczas którego dokarmiamy młodzież, a głównie nienasyconego Jaśka
. Posesja, przed bramą której zatrzymujemy się, wydaje się być od dawna nie zamieszkana, a jej teren porastają wszelakie zielska i krzaki. Wygląda trochę jak z filmów grozy, i aż się prosi, aby ją spenetrować
. Ale to chyba innym razem
. Główna droga dalej biegnie równolegle do słynnych torów. W miejscowości Lazarevac wjeżdżamy ponownie na magistralę północ - południe, co w praktyce oznacza sznury samochodów, autobusów, i ciężarówek ciągnących się w każdym kierunku. Robi się szarówka, aż wreszcie nastaje wieczór. Tablica
Beograd wita nas w szczerym, ciemnym polu i mija jeszcze czas jakiś nim docieramy do pierwszych blokowisk okalających właściwe miasto. Kierujemy się do centrum, gdzie znajduje się nasz dzisiejszy
hotel Slavija (two stars
), w cenie 52 EUR za noc ze śniadaniem. Mamy zamiar spędzić w nim dwie noce, dzień jutrzejszy przeznaczając na zwiedzenie miasta. Wybór hotelu w stolicy Serbii to też była operacja sama w sobie, gdyż znalezienie czegoś na naszą kieszeń i w odpowiednim standardzie nie było rzeczą prostą
. Hotel Srbija, miejsce naszego ubiegłorocznego noclegu, tym razem nie miał już wolnych miejsc za sprawą odbywających się w mieście zawodów gimnastycznych. Dla zainteresowanych linki:
http://www.slavijahotel.com/indexe.php
http://www.hotelsrbija.com/index.php?setlang=en
W głowie mam jako taki plan miasta, wobec czego decyduję się nie wyciągać mapy i jechać ino na pamięć i orientację
. To powoduje, że pamiętając układ ulic 'mniej niż więcej' nie ustrzegam się kilku błędnych skrętów
, mimo to, docieramy do hotelu cali i zdrowi. Motywowani głodem i naleganiem Lenki, idziemy jeszcze z wizytą do McDonald's, pierwszego obiektu tej sieci widzianego od czasu opuszczenia Vukovaru dnia 18/09
. Pełni wrażeń, ale też zmęczeni fizycznie, wracamy do pokoju gdzie Lenka i Jasiek odbywają jeszcze spontaniczną, pamiątkową sesję zdjęciową, obrazującą jak wyglądają 'biedne dzieci' po tak długiej, wielotygodniowej wyprawie
. Delektujemy się też urokami i wyjątkowym klimatem naszego pokoju
... ale o tym będzie więcej już w następnym odcinku
...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.
P.S. Trochę linków dla zainteresowanych ..
Serbia
Sarganska osmica
Rozkład jazdy i cennik