Makarską Riwierę znamy póki co tylko z przejazdu jadranką do Dubrovnika i z tego, co jest w "Pascalu", czyli słabiutko
. Decyzja, gdzie się zatrzymać na tę końcówkę naszego odkrywania Cro, nie jest więc łatwa.
Chcielibyśmy trafić w jakieś tak urocze miejsce jak korczulańska Prižba, ale szukanie spania po ciemku na jakimś uroczym zadupiu (o ile takie na Mararskiej jeszcze są?) mogłoby oznaczać konieczność spędzenia tej nocy w samochodzie, co raczej nam się
nie uśmiecha. Postanawiamy więc, że będziemy szukać łóżeczek w jakimś
kurorcie, bo tam pewnie wolnych miejsc pod koniec września nie powinno brakować. Przy okazji zobaczymy
, czy bylibyśmy w stanie spędzić w takim miejscu tydzień? Wiemy że nie
, przecież dlatego w kraju wypoczywamy na jeziorkiem na łące oddalonej kilka kilometrów od najbliższego asfaltu, a nie w Łebie na ten przykład
...
Ale na krótko można i do Łeby, tak więc i tu można i do
Baškiej Vody. Wybór tego miejsca stąd, że gdyby jednak nie udało się jednak trafić na wygodne łóżeczko pod dachem, to w pobliżu jest kamping w Baško Polje i awaryjnie rozbijemy mało wygodny (jak ma 4 osoby) niezbyt duży namiocik. Minęliśmy już samą Makarską i miejscowości z zaznaczonymi na naszej mapie kempingami na wschód od niej, więc jeśli chcemy się zatrzymać na Makarskiwej Riwierze, to
już ostatni dzwonek.
Zatrzymujemy auto w pobliżu portu. Tak, to jest kurort
. Odgłosy wieczornego życia w Baškiej Vodzie świadczą o tym wyraźnie. W Prižbie było już po sezonie, tu nie można tak powiedzieć: rozświetlony deptak, głośna muzyka i pełno ludzi... Jest 22 września , to jak tu jest
w środku sezonu? Lepiej nie wiedzieć
i w następnym roku od razu szukać znów jakiegoś wyspiarskiego
ustronia.
Postanawiamy szukać spanka w zachodniej części miejscowości, bo tam wydaje się być ciszej
. Gdyby się nie udało, to wtedy ruszymy w przeciwną stronę, skąd właśnie najgłośniej rozbrzmiewają dyskotekowe melodie...
Na szczęście długiego szukania nie ma, chociaż oczywiście nie jest to również pierwszy dom, do którego zaglądamy - ale trzeci.
Ulica Podluke, konkretnie niemalże na jej samym końcu, kilka domów dalej kończy się Baska Voda i zaczyna Brela
. Dom jest co prawda przy samej ulicy, ale za to plaża kilka kroków naprzeciwko i można wyjść od razu w wydaniu kąpielowym
. Hałas też nieduży - dyskoteki tu już właściwie nie słychać, a ruch samochodowy znikomy.
Bierzemy dwa pokoje 2-osobowe , cena po 9 euro od osoby. Duża kuchnia do dyspozycji też innych gości - ale ludzi zbyt wielu nie ma, więc czujemy się tak, jakby to było prawie tylko dla nas
. Na dodatek nie zamierzamy stać przy garach, trzeba jeszcze
porozkoszować się przysmakami Dalmacji, przygotowanymi przez specjalistów
A dziś jeszcze spacer wieczorny w stronę hałaśliwej części miasteczka, żeby się upewenić na 100% że to nie dla nas, a na koniec niezdrowe
(bo godzina już późna) obżarstwo...
Następnego dnia ja i Grzegorz wstajemy wcześnie, idziemy na targowisko po śniadaniowe zakupy.
Na deptaku jeszcze mało ludzi, pewnie większość jeszcze śpi po wieczornych szaleństwach
.
A plaża jeszcze zupełnie pusta
, to niepowtarzalny dla nas widok, bo już jakąś godzinkę później będzie inaczej...
Śniadanie spożywamy na małym ganku przy wejściu na nasze pięterko - jest tu stolik i krzesełka w otoczeniu wspaniałego okazu wawrzynu, rozmarynu i kwitnącej bougenwilli
Zanim dołaczymy do wciąż przybywających plażowiczów, ruszamy - już w czwórkę - na spacer po mieścinie. Jak nie zrobimy tego teraz
, to Bašką Vodę będziemy pamiętać tylko z plaży.
Podchodzimy na Gradinę z nikłymi resztkami pierwotnej tutejszej osady i z dużym pomnikiem upamiętniającym poległych w czasie II wojny światowej.
Panów oczywiście ciągnie do portu
, chociaż nie ma tu tylu wspaniałych jachtów, co w Dubrowniku czy Korčuli.
Jest tu jednak sympatycznie
i co najważniejsze, pięknie widać stąd centrum miasteczka i majestat Biokova
, dziś w dodającym mu uroku wianuszku obłoczków.
A nad wszystkim czuwa święty Mikołaj
Jeszcze wizyta w małym - ale za to pełnym wspaniałych okazów - muzeum muszli
A potem już do późnego popołudnia tylko plaża plaża i plaża.
Od brzegu dłuuuugo jest płytko, więc w końcu i ja
mogę się pochlapać do woli, a nie tylko stać przy drabince
. Ponieważ przy brzegu płytko, to i woda jest ciepluchna
. Całkiem fajnie, a w tej naszej części plaży nawet ludzi nieco mniej (choć i tak za dużo jak na wrzesień) niż w centrum kurortu. A jak patrzę na morze i na pobliski Brač, to i tych ludzi co są obok w zasadzie nie widzę
. Kurortowość wrześniowej Baškiej Vody da się jakoś przeżyć
, ale mimo to i tak wiem, że kocham wyspy
.
Grześkowi na tej plaży podoba się jednak trochę mniej, w Prižbie miał zdecydowanie lepsze miejsce do nurkowania z fajką i maską
. Leżeć plackiem nie za bardzo lubi, postanawia więc popatrzeć na okolice
od strony Jadranu z wypożyczonego roweru wodnego. Mnie też namówił
na godzinkę na wodzie, ale to jednak nie jest zabawa dla mnie
, zwłaszcza w momentach
gdy wzniecona przez motorówkę fala kołysze rowerkiem.
Jakoś to przeżyłam
, ale zdecydowanie bezpieczniej, nawet daleko od brzegu, czuję się na jachcie..