Cieśnina Mali Ždrelac to sztuczny kanał pomiędzy wyspami Ugljan i Pašman. Dawniej była to mielizna, po której można było przechodzić piechotą. Kanał wykopano pod koniec XIX wieku, a później (jakieś 20-30 lat temu) pogłębiono na środku do około 4 metrów. Dzięki temu można znacznie
skrócić drogę pomiędzy Zadarem i archipelagiem Kornatów, bez konieczności opływania dość długich wysp. Jest tylko jeden mały problem
- prześwit mostu przerzuconego ponad cieśniną - 16,5 m. Niestety, nie każdy
jacht mieści się pod tym mostem. Łódki tej długości co nasza bardzo często mają zbyt wysoki maszt, aby skorzystać z tej drogi między wyspami. Na przyszły rok planowana jest przebudowa mostu, przez co prześwit ma się zwiększyć o jakieś 2 metry, poprawi to znacznie obecny stan
.
Nasz Oceanis powinien jednak przepłynąć
, bo obserwacje w portach wskazywały, że jego maszt jest niższy, niż jachtach podobnej długości. Kapitan na wszelki wypadek potwierdził to jeszcze w dokumentacji, jaką mamy na pokładzie - powinniśmy mieć zapas
nieco powyżej metra. Dziś morze nie jest aż tak bardzo wzburzone, nie będzie więc takiej fali, która zdecydowanie zaburzyłaby nasze przewidywania w zakresie możliwości pokonania przeszkody na trasie . Niemniej jednak, w miarę zbliżania się do mostu, czujemy jakiś malutki niepokój, bo złudzenie optyczne
wskazuje na coś zupełnie innego, niż dane z dokumentacji.
Po chwili jest już po strachu
i w blasku zachodzącego słońca wpływamy w rozszerzenie cieśniny - w zatokę Mali Ždrelac.
Przy końcu zatoki, na cyplu Zaglav, mijamy małą kaplicę Matki Boskiej Śnieżnej z początku XVI wieku.
Skąd taka kapliczka nad Jadranem? Wydaje się to nieprawdopodobne
- ale ponad 400 lat temu spadł w tym miejscu śnieg
w samym środku lata !
Od tamtej pory corocznie 5-go sierpnia mają miejsce uroczyste obchody święta patronki, połączone z procesją statkami i przenoszeniem figury Matki Boskiej Śnieżnej z parafialnego kościoła w Kukljicy do kaplicy w cieśninie.
Wpływamy w Zadarski Kanal i przed nami ukazuje się już meta naszego rejsu.
Jeszcze kilka spojrzeń do tyłu na oddalające się wyspy i pożegnanie z falami, a potem nieubłagalnie zbliżamy się do mariny w Sukošanie.
Uzupełniamy paliwo, które pożarł
nam silnik w momentach, kiedy wiatr był zbyt słaby aby dotrzeć na żaglach do wyznaczonego na początku rejsu celu - i przybijamy do naszej kei.
Kapitański drink ma zakończenie tygodniowego pływania, potem kąpiel w cieplutkiej
wodzie pod prysznicami w marinie, a jako kulminacja wieczoru - spacer w kierunku miasteczka na ostatnią w tym roku prawdziwie dalmatyńską
obiadokolację, uzupełnioną winkiem i gruszkówką.
Potem już tylko powrót na jacht i ostatnia
noc na wodzie. Na szczęście jutro też jest dzień i pewnie
coś miłego jeszcze nam przyniesie.