Dzień 18
02/10/2007 wtorek
odległość: 260 km
trasa: Zabljak - kanion Tary - Zabljak - Savnik - Niksic - Podgorica - Sv Stefan
Po długim wieczorze z komputerem i internetem, kiedy rano zaczyna dzwonić budzik w komórce, czuję się jak w domu ... chcę go czym prędzej wyłączyć i jeszcze chwilę pospać
. Wstawać jednak trzeba, bo kolejny fajny dzień przed nami. Rozchylam lekko grubą zasłonę w oknie, a tam, cholerka, znowu ... świeci słońce
. I to jakie
Takie na totalnie bezchmurnym niebie
Na szczęście ekipa jest bardziej wyspana ode mnie, więc pakowanie idzie sprawnie. Ja dobudzam się do reszty przy noszeniu, wszak na dworze jeszcze dość rześko po nocy jest. Na koniec zasiadamy przy stole w hotelowej restauracji, bowiem dziś, jak rzadko na tej wyprawie, mamy śniadanie w cenie pokoju
.
Płacę porannemu portierowi, odbieram nasze paszporty, i wyruszamy w kierunku naszej pierwszej dzisiejszej atrakcji, czyli Czarnego Jeziora. Jakieś 2 albo 3 kilometry od skrzyżowania w centrum Zabljaka dojeżdżamy asfaltową drogą do szlabanu, obok którego parkujemy samochód. Ubieramy młodzież w szelki, od strażnika parkowego siedzącego w budce kupujemy dwa dorosłe bilety i zaczynamy tuptać asfaltem dalej w stronę jeziora. Jest fajnie rześko, ale już nie chłodno, a przez drzewa porastające wzdłuż drogi przebijają od czasu do czasu promienie słońca. Młodzież biega i gania się nawzajem, śmiejąc się i spalając przy tym sporo kalorii. Dzieciaci to wiedzą, ale dla tych, którzy dopiero mają to przed sobą, mała porada praktyczna. Taki spacer, oprócz walorów widokowych czy zdrowotnych, bo świeże górskie powietrze, ma jeszcze tą istotną zaletę, że pozwala młodzieży wyszaleć się przed resztą dnia w samochodzie, i zwiększa prawdopodobieństwo, że podczas jazdy nasze potomstwo zaśnie smacznie, dając nam przez to chwilę odpoczynku od siebie
...
Od budki do jeziora jest jakieś półtora kilometra, a góry okalające wodę są widoczne pomiędzy gałęziami drzew jeszcze przed dotarciem do brzegu. Mijamy tablicę ze strzałkami na poszczególne szlaki i wychodzimy na ... polanę zalaną dużą kałużą wody. A przynajmniej tak to wygląda za naszej bytności. Dopiero dalsza obserwacja prowadzi do spostrzeżeń, że tylko część przybrzeżna jest bardzo płytka i delikatnie opadająca w dół. Parę czy paręnaście metrów dalej jezioro staje się zdecydowanie głębsze, czego najlepszym dowodem jest jego zmieniająca się w turkus barwa. Wkoło jeziora rozciąga się kołnierz wzniesień porośniętych iglastym lasem, a zza niego wystaje niczym nasz Giewont, lokalny śpiący rycerz, z tą jednak różnicą, że u niego widać tylko profil twarzy oraz rąk splecionych na klatce piersiowej
. Lenka i Jaś nie wzruszeni pięknem tego miejsca szaleją nad brzegiem, w kulminacyjnym momencie rzucają kamykami do wody.
Powrót do samochodu jest już lekko mniej sympatyczny, gdyż za sprawą zmęczenia Jasio staje się lekko upierdliwy i nie bardzo chce sam iść. Jadąc do miasta zatrzymujemy się jeszcze na chwilę koło hotelu Jeziera i z jego tarasu podziwiamy piękną panoramę Durmitoru.
Kolejny nasz cel to most przecinający kanion Tary, więc na głównym skrzyżowaniu w mieście skręcamy w lewo i kierujemy się na wschód. Zgodnie z mapą droga jest główniejsza od tej, którą wczoraj dojeżdżaliśmy do Zabljaka od południa. Dzięki temu jest i lepsza, co zaś pociąga za sobą pokusę głębszego wciśnięcia pedału gazu. Ja jednak zdobywam się na daleko idącą samodyscyplinę i ... bardzo dobrze robię, bo na drugim ograniczeniu prędkości za miastem na poboczu stoją znudzeni panowie mundurowi, opierając się oraz swój radar o samochód marki Lada
. W ich spojrzeniach widać spore zdziwienie, kiedy mijając ich mamy na liczniku tyle ile ma być, zgodnie z ograniczeniem. Droga do mostu nie urzeka, a spora jej część prowadzi zygzakami w dół zbocza , jak rozumiem, górnych partii kanionu. Mostem przejeżdżamy na drugą stronę i tam przystajemy na kontemplowanie widoku, który ... z nóg nie powala, szczerze mówiąc. Może to kwestia światła, a może zestawienia z wczorajszymi widokami. Dla nas to pagórki po lewo, pagórki po prawo, a środkiem woda płynie. Mnie o wiele bardziej intryguje sam most i jego konstrukcja. Jasiek, zgodnie z założeniami teoretycznymi, smacznie śpi w swoim foteliku, zaś Lenka pała chęcią udania się za potrzebą, w czym jej asystuję ... nad brzegiem urwiska opadającego w dół ku rzece.
Ruszamy w drogę powrotną do Zabljaka. Jadąc w tą stronę jest o wiele ciekawiej, gdyż w tle stopniowo wyłaniają się góry Durmitoru. W pewnym momencie wyprzedza nas lokalny samochód. Robimy zakłady czy panowie policjanci jeszcze tam stoją gdzie stali i czy go zatrzymają. Po paru kilometrach okazuje się, że stać stoją i że zatrzymać zatrzymali, ale ... dialog władza - obywatel wygląda raczej na sąsiedzką pogawędkę niż na wymierzanie kary
. Zresztą po paru kolejnych chwilach ten sam samochód wyprzedza nas po raz drugi, a my przez cały czas jedziemy jak lokalny ustawodawca przykazał
. Ponieważ mamy już południe, a w perspektywie jazdę przez dzikie pustkowia aż do Niksica, decydujemy się na spożycie obiadu w Zabljaku. Z porannego przejazdu przez miasto wiemy, że kiepsko tam z bazą gastronomiczną, więc bez tracenia czasu i szukania jedziemy prosto do naszego hotelu Javor. Kiedy barmano-portier, który przyjmował nas wieczorem, dostrzega nasz samochód przed budynkiem, wychodzi nam na powitanie. Niby drobiazg, a cieszy, nawet jeżeli jest 'podszyty' motywacją wyłącznie handlową. Pan zachwala baraninę, ale w sumie tylko ja się na nią decyduję. Dla reszty uczestników wyprawy bierzemy coś bardziej 'klasycznego'
.
Najedzeni ruszamy w dalszą drogę, kierując się na południe, przez Savnik, do Niksica. Oznacza to, że początkowo jedziemy kawałek wczorajszą trasą, mając po prawo Durmitor. Przez dłuższy czas przecinamy rozległą równinę bardzo skąpo zaludnioną. Droga jako taka ma lepsze i gorsze odcinki, ale przez cały czas jest dość wąska. Z czasem zaczynają się zakręty. Jedziemy wolno i relaksowo, bacząc aby na dziurach nie uszkodzić samochodu. Od czasu do czasu jakiś lokalny rajdowiec bardzo chce nas wyprzedzić, nie zawsze czekając na bezpieczne miejsce. Przed Savnikiem droga ostro opada w dół zakosami, aby po pokonaniu rzeki znów ostro się wspinać. Budzi to chęć Lenki do oddychania, profilaktycznie zwalniam więc jeszcze bardziej. Na szczęście Lokomotiv w syropie zaaplikowany po obiedzie zaczyna działać, skutkiem czego Lenka błogo i na długo usypia. W między czasie wjeżdżamy na zmodernizowany odcinek drogi, która przez to traci na urodzie, ale zyskuje na warunkach jazdy. Zasadniczo do samego skrzyżowania z drogą granica BiH / MNE - Niksic można jechać ile fabryka dała, gdyż jest prosto, szeroko, równo, i pusto. My aż tak się nie 'puszczamy' z racji obciążenia, ale trochę sobie pozwalamy
.
Need For Speed Montenegro Edition
Pytanie: Co na ten widok mówi Lenka
A co mówi Jaś
Po dojechaniu do drogi głównej, odbijamy w lewo na Niksic. Tu już panuje większy ruch, ale droga dobra, szeroka i równa. Mijamy sprawnie miasto, będące miejscem wytwarzania najpopularniejszego czarnogórskiego chmielowego napoju i kierujemy się dalej na południe do stolicy kraju Podgoricy. W planie mamy odwiedzenie monastyru Ostrog, znajdującego się kawałek w bok od głównej drogi. Jednakowoż, w momencie, kiedy Małżonka dostrzega, że droga do monastyru prowadzi po dość eksponowanych zboczach, zaczyna stawiać czynny opór i protestować. Wiadomo, że strach ma wielkie oczy i trudno z nim polemizować
. Wobec braku innej sensownej alternatywy rozwiązania tego problemu, zapada decyzja o odwrocie. Zadawalam się widokiem monastyru z oddali, a jego bliższe zwiedzanie zostawiam sobie, bo chyba nie nam wszystkim
, na kolejną okazję. Mkniemy więc dalej. Ja chłonę po porażce negocjacyjnej, zaś Jaś wykorzystuje osłabioną snem czujność Lenki i dobiera się do jej teczki plastycznej, wyciągając z niej kredki i delektując się ich trzymaniem. Gdyby to Lenka widziała
...
Monastyr Ostrog w zbliżeniu
Monastyr Ostrog w oddali
Objeżdżamy Podgoricę południowymi obrzeżami i obieramy drogę na Petrovac. Jaś kieruje razem ze mną, podobnie jak ja kiedyś, kiedy byłem w jego wieku
. Na przedmieściach stolicy, wzdłuż drogi dostrzegamy zagęszczenie sklepów wszelakich, w tym straganów z owocami i warzywami. Na jednym z nich kupujemy po trochu różnych rzeczy, mając na uwadze, że najbliższe cztery dni będziemy wiedli żywot bardziej stacjonarny. Od początku wyprawy Lenka ma jedno powracające marzenie ... kupić ARBUZA. Staramy się ją delikatnie studzić, wszak nie spodziewamy się, aby na początku października gdzieś spotkać arbuza. Na jednym ze straganów Małżonka dostrzega jednak obiekt marzeń naszej córci
Gwałtowne hamowanie, nawrót z piskiem opon, no prawie
, i stajemy przed rzeczonym straganem. Lenka cała rozentuzjazmowana, prawie jakby miała zaraz wyjść i PASIĆ owieczki
. Wysiada więc ze mną i idziemy wybierać ARBUZA. Poza rozrywką dla Lenki, okazuje się to być również słuszne posunięcie strategiczno - handlowe, gdyż pani sprzedająca widząc małoletnią wielbicielkę ARBUZÓW, wybiera ze spodu egzemplarz bardziej świeży
. ARBUZ ląduje w samochodzie u Lenki pod nogami, dzięki czemu ma ona zajęcie do samego hotelu, wszak ARBUZEM trzeba się teraz opiekować
Od pani kupujemy jeszcze pyszny miód i ruszamy w drogę. Zaczyna powoli zmierzchać, a my mamy jeszcze kawałek do przejechania.
Z lewej strony mijamy jezioro Szkoderskie, a następnie rezygnujmy z możliwości przejechania dość nowym tunelem i kierujemy się na starą drogę przez góry. Jest z pewnością dalej, ale zdecydowanie bardziej widokowo, a jak wygląda tunel od środka to potrafimy sobie wyobrazić
. Głodny Jaś robi 'dym', zmuszeni zatem jesteśmy do przymusowego 'lądowania', celem uzupełnienia zawartości jego brzucha. Po przekroczeniu przełęczy Poljice na wysokości 665 m n.p.m. droga zaczyna prowadzić w dół, dając nam pierwsze widoki na czarnogórski Adriatyk. Widoczność nie jest rewelacyjna, gdyż nad wodą unosi się lekka mgiełka
. Kiedy docieramy do Magistrali i odbijamy w nią w prawo kierując się na północ do Sv Stefana, jest już prawie ciemno.
Nasza kwatera na kolejne pięć noclegów, czyli
hotel Adrovic, znajduje się przy samej Magistrali, przy zjeździe do Sv Stefana. Ponieważ jednak hotel zbudowany jest na skarpie, to pokoje de facto znajdują się poniżej recepcji i poziomu drogi, stąd hałas nie stanowi żadnego zagadnienia. Obsługa hotelu w ewidentnie po sezonowej obsadzie ma lekkie problemy, aby odnaleźć moją rezerwację. Trochę to dziwne, wszak to jeden z dwóch noclegów na naszej trasie, gdzie wpłacałem przed wyjazdem zaliczkę. Po dwóch wykonanych przez nich telefonach sprawa się szczęśliwie wyjaśnia i dostajemy klucze do naszego apartamentu
. W cenie 33 EUR za noc bez śniadania to, co dostajemy zdaje się być dobrym wyborem, zwłaszcza, że jeszcze do końca września cena za noc wynosiła dwa razy tyle, a w sezonie nawet trzy razy tyle
. Uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że to właśnie od ustalenia terminu pobytu w tym hotelu rozpocząłem planowanie terminarza całej wyprawy
Dla zainteresowanych link:
http://www.hoteladrovic.cg.yu/en/map/sv.st.htm
Noszę nasze klamoty i wyjątkowo tym razem mam 'z górki' a nie 'pod górkę'
. W oddali widać światła Budvy, a tuż poniżej hotelu można dostrzec najsłynniejszą wyspę w Czarnogórze. Dziś panuje na niej jednak cisza i spokój, gdyż słynny hotel jest w tym roku zamknięty na czas remontu. Młodzież szaleje w apartamencie, delektując się metrażem. Rozbijamy bazę, odprawiamy wieczorne obrzędy wokół Lenki i Jasia, a następnie zasypiamy. Interior Czarnogóry spenetrowany. Od jutra będzie czas na wybrzeże ...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.