2.09. niedziela
Opór trwał do 9.00!
Wstajemy, za oknem mleko. No fajnie się zaczyna, dobrze chociaż, że nie pada deszcz.
Już w trakcie śniadania mgła unosi się do góry i wychodzi przepiękne słońce. Humory nam się poprawiają. Pijemy kawkę i jedziemy zwiedzać okolice.
Postanawiamy, że dziś pojedziemy nad jezioro Bohinjskie, bo w Bled może być dużo ludzi.
Focimy trochę nasz dom, chwilę rozmawiamy z gospodarzem o tym co warto zobaczyć w okolicy i w drogę.
Dojeżdżamy do jeziora do miejscowości Ribćev Laz, gdzie znajdują się pensjonaty i hotele.
Z auta podziwiamy
piękne widoki, jedziemy wzdłuż południowego brzegu jeziora, w kierunku wodospadu Savica.
Po drodze widzimy kilka autokarów, trochę samochodów osobowych, ale na szczęście tłumów nie widać.
Jezioro BOHINJ znajduje się na terenie Parku Narodowego Triglav.
Wg naszej oceny jest mniej skomercjalizowane niż Bled. Nazwa parku pochodzi od najwyższego szczytu Słowenii TRIGLAV ( tzn. trzy głowy ) 2864 m n.p.m. Jak piszą w przewodnikach góra o trzech wyraźnie zarysowujących się szczytach zafascynowała pierwszych Słowian, którzy wierzyli, że jest to siedziba boga o trzech głowach, władającego niebem, ziemią i światem podziemnym.
Dojeżdżamy do końca drogi asfaltowej, zostawiamy auto na parkingu w miejscowości o nazwie Ukanc. W zasadzie to taka osada domków letniskowych i pensjonatów.
Robimy trochę zdjęć, wykorzystujemy tez nasz nowy nabytek w postaci statywu.
Przydaje się bardzo, przy nakręcaniu przy wielokrotnym zbliżeniu wodospadu Savica.
Do wodospadu z parkingu mamy ok. 4 km spaceru.
Robimy jeszcze kilka zdjęć kolejce linowej na VOGEL ( ok. 1537 m n.p.m.) , no nie wiem czy pojadę, mam lęk wysokości.
Na Kasprowym Wierchu tez nie byłam i żyję.
Zabieramy sprzęt, polary i ruszamy w drogę do wodospadu. Po kilkunastu minutach spaceru, zerwał się wiatr i zaczęło ostro padać.
Co robimy? No cóż wracamy do samochodu i przeczekamy.
W tym dniu jeszcze raz mieliśmy pecha, ale o tym potem.
Po przymusowej przerwie postanawiamy, że nie idziemy nad wodospad, tylko nad jezioro, potem WJEŻDŻAMY na Vogel, a potem zobaczymy . Jest już południe, a dzień we wrześniu nie należy do najdłuższych. Ja mam astmę, więc szybko nie mogę chodzić, bo mi tchu zaczyna brakować.
Jezioro przepiękne, woda krystalicznie czysta, na wodzie stada pływających ptaków, i mimo, że spaceruje dużo ludzi - cisza. Wspaniałe miejsce na wypoczynek. I na piwko słoweńskie
za całe 2 euro za puszkę
0,5 l.
Idziemy wzdłuż jeziora, dochodzimy do autokempingu i przystani stateczków. Kilka z nich pływa po jeziorze.
Napawamy się pięknymi widokami, robimy następne zdjęcia, jednak po deszczu jest pochmurno i nie ma już tak wspaniałych widoków jak wcześniej.
Janusz daje hasło " idziemy do kolejki i jedziemy na górę".
Nawet mój błagający wzrok nie pomógł. Idziemy.
Na miejscu okazuje się, że:
1.trzeba czekać, ponad godzinę, bo sprzedali bilety. Maja rezerwacje jakiś grup niemieckich turystów.
2.bilet kosztuje 17 euro /za osobę
Jest ok. 15-tej, pogoda kiepska, cena tez nie zachęca, więc rezygnujemy.
To ten drugi pech w tym dniu. Dla Janusza
, bo dla mnie szczęście.
Jak potem z innej perspektywy popatrzyłam przez lornetkę na kolejkę, to stwierdziłam, że Opatrzność Boska nade mną czuwała.
C.D.N.