Dzień 5
19/09/2007 środa
odległość: 40 km
trasa: Sarajevo i okolice
Z oceną pogody jest jak z oceną ilości wolnej przestrzeni w tym kawale o kozach. Po dość ładnej, ciepłej i słonecznej wtorkowej pogodzie, pochmurny i chłodny środowy poranek powinien spotkać się z naszą silną dezaprobatą. Jednak w kontekście opadów deszczu jakie występowały za oknem w nocy i nad ranem, widząc tylko chmury, czuliśmy ulgę i względne zadowolenie, gdyż dzień ten mieliśmy spędzić głównie 'na nogach' i 'na zewnątrz' ...
Po spożyciu śniadania w towarzystwie głównie przybyszów zza oceanu, zapakowaliśmy wózek, Jaśka do wózka, Lenkę ustawiliśmy obok wózka i ruszyliśmy 'w miasto'. Już sam początek wzmógł wytwarzanie się adrenaliny, ponieważ aby dojść do głównego skweru Bascarsiji, trzeba było pokonać około 200 m chodnika składającego się z betonowych platform tworzących coś na kształt dużych schodów. Każdy, kto choć raz obsługiwał załadowany wózek dziecięcy wie, jaka to frajda szarpać się z w/w sprzętem po takiej drodze z przeszkodami. Wobec powyższego panie poruszające się na nogach postanowiły pokonać ów chodnik zgodnie z założeniami budowniczych, zaś panowie, hołdując prawom fizyki, zdecydowali się pokonać omawiany odcinek po równi pochyłej, co oznaczało wybranie objazdu prowadzącego środkiem ulicy pomiędzy zaparkowanymi, po prawo, a śmigającymi z górki, po lewo, samochodami
...
Wspomniany powyżej główny skwer dzielnicy Bascarsija, stanowiący główny symbol miasta w większości folderów i przewodników turystycznych, faktycznie ma swój klimat. Nie jest może przesadnie wielki, ale bliskie sąsiedztwo meczetu, licznych brukowanych uliczek wypełnionych tematycznie podzielonymi sklepikami i kramami, oraz centralnie umieszczonej fontanny, wszystko to daje intensywne poczucie orientu. Pisało już o tym wielu forumowiczów, ale ja zbierając informacje przed wyprawą zetknąłem się jeszcze z opinią Turka, który twierdził, iż to miejsce ma bardziej autentyczny turecki klimat niż większość miejsc w Turcji. Cóż, nam też się spodobało, acz zapewne przy lepszej pogodzie wyglądałoby jeszcze bardziej okazale
Nasyciwszy się aurą tego miejsca, odbijającą od skweru ulicą Saraci, ruszyliśmy dalej w kierunku bardziej współczesnej części miasta. Idąc głównym deptakiem Sarajeva, ulicą Ferhadija, mijaliśmy banki, markowe sklepy, meczet, synagogę, katedrę katolicką, a nad wszystkim dominował widok pokrytych chmurami gór. Mijali nas mieszkańcy miasta zajęci swoimi codziennymi sprawami. Kobiety w zakresie ubioru dzieliły się zasadniczo na dwie grupy, te 'zakryte' oraz te 'odkryte', przy czym, i to spostrzeżenie mej Małżonki, te 'odkryte' były bardzo gustownie i elegancko odziane, a w obydwu grupach przeważały w znacznej większości sylwetki smukłe. Na domach, z małymi wyjątkami, nie dawało się odnaleźć śladów zniszczeń. Aż trudno było sobie wyobrazić, że lekko ponad 10 lat temu miasto to było miejscem prawie cztero letniego oblężenia, gdzie zginęło ponad 11 000 ludzi. A wszystko to w imię chorych idei ...
Jasiek w pozie 'na Małysza' oraz znudzona życiem Lenka
W jednym z banków wymieniliśmy garść EUR na lokalną walutę, czyli Marki, po czym skierowaliśmy się ku rzece noszącej wdzięczną nazwę Miljacka, aby wzdłuż jej brzegu powrócić do Bascarsiji. Tu zniszczenia i zaniechania konserwatorskie okazały się być bardziej widoczne, lecz mnogość prowadzonych prac remontowych pozwala przypuszczać, iż obraz tej części miasta będzie ulegał stałej i szybkiej poprawie
. Na nas szczególne wrażenie zrobił budynek poczty głównej gdzie trafiliśmy 'za potrzebą' nabycia znaczków na pocztówki. Pięknie odrestaurowany pokazywał jeszcze inna twarz Sarajeva. Most łaciński, na którym w 1914 roku zastrzelony został Franciszek Ferdynand, nie powalił nas swym widokiem, ale przypomniał o jeszcze jednym ważnym wydarzeniu z dziejów miasta. Zniszczony pożarem oraz serbskim ostrzałem gmach Biblioteki Narodowej, wciąż czekający na swój czas, w którym spłonęło około 2 milionów książek, w sporej części stanowiących dziedzictwo kulturowe i narodowe Bośni i Bośniaków, to smutny ale autentyczny świadek bezwzględności oraz barbarzyństwa serbskiego oblężenia ...
Renowacja w trakcie ...
Stare i nowe ...
Renowacja w trakcie ...
Rzekę Miljacka ...
Most łaciński ...
Sarajevski tramwaj z Biblioteką Narodową w tle ...
Kangurzyca Lenka i reszta Ekipy
Biblioteka Narodowa
Biblioteka Narodowa
Ten etap zwiedzania kończymy powrotem do pokoju, celem dokarmienia głodnej młodzieży oraz zezwolenia jej na kilka chwil igraszek. Po zrealizowania w/w założeń, odpalamy samochód i ruszamy w dalsze zakątki Sarajeva. Jadąc ze wschodu na zachód, w poprzek całego miasta, kierujemy się na dzielnicę Ilidza znajdującą się w pobliżu lotniska. Długi i szeroki bulwar, pełen samochodów i otoczony współczesnymi blokami mieszkalnymi oraz innymi gmachami z czasów Jugosławii to też jedno z bardziej znanych miejsc w Sarajevie. Tyle że ta sława jest zdecydowanie ponura, bo wiąże się oblężeniem miasta, kiedy to 'rezydujący' na wzgórzach otaczających dookoła miasto serbscy snajperzy bez skrępowania traktowali to miejsce jako dużą strzelnicę, a poruszających się po nim ludzi, jako żywe cele. Wiele osób tu zginęło, gdyż nie sposób było to miejsce ominąć chcąc przedostać się jednego końca miasta na drugi. Stąd przydomek tej ulicy ... aleja snajperów
. Swoiste tutejsze ikony, czyli hotel Holiday Inn, w którym mieszkali podczas wojny zagraniczni dziennikarze, czy dwa wieżowce, które były w całości wypalone i zdewastowane ostrzałem, dziś już są całkowicie odnowione i nie noszą żadnych śladów zniszczeń. Jednak na większości bloków mieszkalnych, spod kolorowych reklam dalej wystają zniszczone elewacje.
W Ilidzy kierujemy się wzdłuż pasa startowego do wyjątkowego miejsca, gdzie rodzina Kolar prowadzi w swoim domu prywatne muzeum tunelu, który został wybudowany w ciągu 4 miesięcy na początku 1993 roku, a przebiegając w poprzek pod pasem startowym lotniska i mając 800 m długości, aż do końca 1995 roku stanowił jedyne okno na świat dla otoczonego przez Serbów miasta. Lotnisko pozostające w rękach ONZ było jedynym miejscem na obwodzie 'pierścienia' zaciśniętego wokół miasta, poprzez które istniał kontakt Sarajeva z terenami pozostającymi w rękach bośniackich. Pokonywanie tej przestrzeni drogą 'na powierzchniową' było jednak szalenie trudne i niebezpieczne, ponieważ na potencjalnych śmiałków czyhała z jednej strony bezduszna skostniała ONZ-owska biurokracja odsyłające każdego z powrotem i niepozwalająca na przekroczenie pasa lotniska, z drugiej zaś ostrzał serbskich snajperów. Stąd też zrodził się pomysł budowy tunelu pod pasem startowym, który pozwalałby na sprawniejszy i bezpieczniejszy transport 'z' i 'do' miasta. Początkowo, po zakończeniu budowy, tunel służył do ruchu pieszego ludności cywilnej i wojska, z czasem zainstalowano w nim zaś tory służące do poruszania się w nim małych ręcznie pchanych wagoników, w których transportowano rannych, żywność, amunicję czy inne materiały budowlane, aż wreszcie poprowadzono w nim linię telefoniczną, kabel energetyczny pozwalający na przesyłanie 12 megawatów prądu, oraz rurociąg służący do transportu paliwa. Głównym problemem, obok serbskiego ostrzału obydwu wejść, była zalewająca go zwłaszcza wiosną woda, którą bez przerwy trzeba było wypompowywać, a mimo to kilka razy tunel został całkowicie zalany na kilka dni. Jak podają źródła, tunel ocalił życie około 300 000 ludzi.
To co dziś można zobaczyć to zbiór wszelakich pamiątek z tamtego okresu, zdjęcia ukazujące okupowane Sarajewo, oraz zachowany kilkudziesięciometrowy fragment autentycznego tunelu. Wszystko to robi niesamowite wrażenie oraz ukazuje ludzką zaradność i pomysłowość. Rozmowa z jednym z właścicieli / kustoszy uzmysławia dodatkowo osamotnienie narodu bośniackiego w tym konflikcie. Na moje pytanie czy i jak ONZ chroniło ich przed serbską agresją, pada odpowiedź, że gdyby ONZ ich chroniło, nie musieliby budować tunelu. Smutne, ale prawdziwe
. Szczerze polecam odwiedzenie tego miejsca wszystkim, którzy interesują się historią i którzy będą potrafili w trakcie wakacyjnej beztroski i relaksu zdobyć się na chwilę zadumy i refleksji. Dojazd jest bardzo prosty, więc nawet Ci przejeżdżający przez Sarajewo tylko tranzytem nie będą mieli problemu tu dotrzeć
. Poniżej mapka.
Mapka dojazdu ...
Mapa oblężonego Sarajeva ...
Dom rodziny Kolar ... a obok niego wejście do tunelu ...
Widok na dom z drugiej strony ...
Zachowany fragment tunelu ...
Tabliczka na sąsiednim domu ...
Wpisujemy się do księgi gości, kupujemy płytę DVD z unikalnymi materiałami z tamtego czasu, i kierujemy się z powrotem do centrum. Szukamy czegoś do zjedzenia. W zamyśle ma to być McD, w którym jest ulubione danie wakacyjne Lenki, czyli ... frytki. Takiego przybytku nie udaje nam się jednak znaleźć, zadawalamy się więc lokalną 'hamburgerownią'. I tu duże pozytywne zaskoczenie. Zakupione kurczakoburgery są pyszne i smakiem przewyższają te z McD. Do tego smaczna sałatka i ... frytki. Posileni ruszamy dalej ...
Kolejnym celem, jaki obieramy są znajdujące się w północnej części miasta obiekty olimpijskie, czyli stadion Kosevo z przyległościami. Jako że jest jakaś 16:00 - 17:00, więc ludziska wylegają powoli z pracy, co powoduje, że ruch na ulicach nasila się i przejazd staje się bardziej powolny. Trochę błądzimy chcąc pojechać na skróty, dzięki czemu zapuszczamy się w dzielnicę domków jednorodzinnych położonych na wzgórzach z pięknym widokiem na miasto.
Wreszcie docieramy w okolice stadionu, mijając ogromny teren ambasady USA i pierwsze, co rzuca nam się w oczy to ... ogromny cmentarz, który 'wspina' się na okalające go wzgórze. Podobnie jak w Vukovarze, cmentarz ten istniał już przed wojną, a w jej trakcie znacznie zwiększył ilość swoich 'lokatorów'
Stadion i pobliska hala sportowa przypominają o latach świetności miasta w socjalistycznej Jugosławii. Patrząc na jego płytę oraz pobliski cmentarz, który powstał w trakcie wojny w jego bezpośrednim sąsiedztwie, przypominam sobie reportaż, który widziałem dawno temu w telewizji, obrazujący jak w szczytowym momencie oblężenia miasta, z braku innych opcji i z obawy o życie tych jeszcze żyjących, zmarłych chowano na płycie stadionu ...
Stadion ... w oddali po lewo nowy cmentarz ...
Nowy cmentarz ... w oddali hala sportowa ...
W słabnącym korku kierujemy się do naszego pokoju, celem ponownego dokarmienia młodzieży oraz cieplejszego ubrania się. Samochód pozostawiamy na nocny spoczynek i z wózkiem ponownie ruszamy 'na miasto'. Szybko mijamy główny skwer Bascarsiji, pokonujemy rzekę Miljacką, udając się na ulicę Franjevicką. Naszym celem jest ... browar
I to nie taki w butelce czy puszce, ale taki, który te cudeńka produkuje
, a zowie się Sarajevska Pivara. Zabytkowy budynek podziwiamy z zewnątrz, podglądamy ich logistykę widoczną za sprawą ładowanych na rampach samochodów, zaglądamy na chwilkę (sekund kilka) do bardzo ładnej pubo-restauracji, powstałej bardzo niedawno, ale skutecznie wzorowanej na starych piwnicach piwnych, i na koniec w przy fabrycznym sklepie nabywamy 'mokry prowiant' do zabrania do domu jako pamiątka
, który trafia gdzie? ... no oczywiście do Jaśkowego wózka
... jak tu się potem dziwić, że Lenka wypytuje się z zaciekawieniem z czego robi się piwo ...
Dzieło Sarajevskich mistrzów
Powracamy do Bascarsiji i nasze kroki kierujemy do jednej z czołowych 'świątyń' cevapcici, czyli do małej kameralnej restauracji
Cevabdzinica Hodzic 2. Zamawiamy na próbę jedną porcję cevapcici zachęceni opisami innych i ... kolejne bardzo miłe zaskoczenie. To, co jemy nie jest dobre, jest zwyczajnie pyszne. Nie jestem smakoszem i generalnie, jeżeli coś nie ucieka z talerza, potrafię to zjeść i nie grymaszę, ale te cevapcici z delikatnego nie tłustego mięsa, z posiekaną cebulką, podane z czymś co wyglądało jak duża bułka, to był po prostu 'raj w gębie'
. Do pełni szczęścia brakowało tylko schłodzonego piwka, ale że tuż za oknem znajdował się meczet, o piwku mogłem co najwyżej pomarzyć
, tudzież zaplanować sobie jego konsumpcję we własnym zakresie po powrocie do pokoju
. Szczerze polecam tą restaurację, gdyż cevapcici, które tu zjedliśmy śmiało można określić jako najlepsze na całej naszej trasie
To
TRZEBA odwiedzić
Mając jeszcze pyszny smak w buziach wracamy powolnie do pokoju. Po drodze spędzamy jeszcze chwil kilka na zrobieniu paru nocnych zdjęć. O ile mnie czas mija na dostrajaniu statywu i aparatu oraz wyczekiwaniu właściwego momentu, żeby nikt nie przechodził w tle, o tyle młodzież głośno chichocze za sprawą Lenki biegającej wokół Jasia siedzącego w wózku i bawiącej się z nim w 'a kuku'.
Biblioteka Narodowa
Meczet
Meczet i fontanna
Fontanna z bliska
Meczet i fontanna z bardzo bliska
Dotarcie do pokoju oznacza kąpiele młodzieży, degustację dzieła lokalnych mistrzów piwowarstwa, zapiski w dzienniku wyprawy oraz zlegnięcie na spoczynek. Wszak kolejny dzień też wróży liczne atrakcje, czyli Mostar, Blagaj, Pocitelj, wodospad Kravica, Medugorje. Jak czas pokaże, będzie też wątek jak z Coben'a wyjęty
... ale nie wyprzedzajmy biegu wydarzeń
... o tym będzie w kolejnym odcinku ...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.