Śnieżka...czyli każdy może wejść.
Tak, modlitwy o pogodę były i ranek ukazał się pełnym blaskiem. Słonecznie...ba, z okna widać nawet Śnieżkę. Pogoda wymarzona jak na spacer w góry...szybkie śniadanie, żeby nie marnować czasu i w drogę. Na początek taki sam spacer jak dzień wcześniej, chwila postoju przy zaporze. Ładne widoki:
A gdzieś między drzewami widać:
Tak, to Śnieżka, najwyższy szczyt Karkonoszy - 1602 lub 1603 metry. Podobno ta góra "rośnie", to tak jak Mount Blanc. O ile mnie pamięć nie zawodzi, Alpy i Karkonosze to ten sam górotwór...ale dawno to było na lekcjach geografii.
Dalej ten sam szlak, co dnia poprzedniego...o jest i Wang, dziś ładnie go widać - może oprócz moich zdjęć, gdyż akurat większość "pozycji" pod słońce...
Podobnie jak dzień wcześniej, wybieram szlak niebieski - taka brukowa droga. Dlatego Śnieżka i ten szlak, to chyba najbardziej komercyjna górka ze wszystkich wyższych w naszych górach. Wejść dałoby się na nią i w szpilkach - skoro są nawet robione zawody sportowe dla pań startujących w takim obuwiu...spaceruje się bardzo miło, w zasadzie pusto, cicho, można podziwiać jesień, widać ją bardzo pięknie.
Powoli dochodzę do Polany i co z niej widać???
Hehe, prawie jak Meteory...nie, nie, to nasze Pielgrzymy. Dziś widać je jak na dłoni, ale ja idę dalej niebieskim, choć gdzieś we mnie jest myśl, aby zejść na żółty, podejść pod Pielgrzymy i Słonecznik, żeby też ujrzeć Wielki Staw...ale rezygnuję z tego pomysłu. Nie trzymam się również bruku, wolę trochę nadrobić i przejść niebieskim przez Mały Staw i Samotnię...warto, bo widoki bardzo fajne...
I...tu właśnie zakończyła się moja, wczorajsza modlitwa o dobrą pogodę. Od tego miejsca, w zasadzie wszystko wróciło do normy, nagle schowało się słońce, a szczyty zaczęły chować się wśród chmur...
Nie zraziło mnie to jednak, spacer trwał dalej...obok Strzechy Akademickiej, potem dalej brukiem aż do Domu Śląskiego. Tam już było dosyć tłoczno, podobnie jak na szlaku na Śnieżkę. Większość osób wybierała czarny, zdecydowanie trudniejszy niż obok bruk...choć sporo osób jednak idzie brukiem.
A im bliżej szczytu tym więcej śniegu...ale to "stary" śnieg, który leżał tam już od jakiegoś czasu. Kilka osób "męczy się" z podejściem...wzmaga się też wiatr i widoczność spada. Rzadko kiedy zza chmur pojawia się obserwatorium na Śnieżce. A na samym szczycie, to już prawdziwa "piź...awka". Wiało jak diabli...a widać to było, tylko, to co w najbliższym otoczeniu.
Na Śnieżce trzeba też uważać, aby nie przekroczyć granicy...hehe, celników nie ma, ale to przecież granica. Polsko - czeska, o czym informują znaki:
Po czeskiej stronie mniej tłoczno, w naszym barze aż tłumnie, w czeskim prawie pusto, A i ceny niższe niż w naszym, choć wybór dań zdecydowanie mniejszy. Ponadto, jakby co, to trzeba uważać, tam można płacić jedynie "korunkami"...można też wypić czeski browarek-Budvarek:
Ot, takie internacjonalne towarzystwo...
Co do zejścia, to wybrałem już te prostsze brukowane...po pierwsze, bezpieczniejsze i mniej tłoczne. W drodze powrotnej zrobiłem sobie krótką przerwę w Domu Śląskim...planowałem wrócić czerwonym przez Słonecznik i Pielgrzymy -w nadziei, że uda się zobaczyć Wielki Staw, ale napotkani turyści poinformowali mnie, że zupełnie nic nie widać. Czyli nihil novi, tak jak wczoraj...
Na zejście w dół od Strzechy Akademickiej wybrałem szlak żółty...trochę tam niekiedy widoki "księżycowe":
Po drodze znalazłem też coś dla naszej Planinarki:
Chyba w sam raz dla naszej Uli...prawda? mogłaby zabierać chałupinkę z sobą na różne górskie wyprawy
Pod koniec szlaku natrafią się na potok...
To pewnie Łomnica...wzdłuż niej dochodzę do Białego Jaru i na tym kończę wędrowanie po Karkonoszach w tym dniu. Plan na kolejny dzień już jest...Chojnik, czyli to...co tygrysy lubią najbardziej - ZAMKI. Ale o tym, to w kolejnym odcinku...zapraszam...