Dzień 4
18/09/2007 wtorek
odległość: 350 km
trasa: Osijek - Vukovar - HR/BiH Orasje - Tuzla - Kladanj - Vlasenica - Sarajevo
Zgodnie z planem, wtorek miał być dniem przejazdu z Osijeku do Sarajeva. Ponieważ jednak poprzedniego dnia nie udało nam się zobaczyć mauzoleum w Ovcarze, stąd musiała nastąpić lekka modyfikacja planu. Lekka, bo przez Vukovar i tak mieliśmy przejechać kierując się na Vinkovci, więc nie spowodowało to wielkiej rewolucji.
Ranek, jak jeszcze wiele innych poranków podczas tej wyprawy, zaczynamy od pakowania naszego dobytku do samochodu. Przy tej okazji dokonuję kilku modyfikacji sposobu upakowania rzeczy, lecz zgodnie z wyprawową normą zajmuje to około 2 godzin
. Pogoda jednak dopisuje, jest fajnie ciepło, nie pada, więc noszenie toreb i innych klamotów można nawet potraktować jako poranny fitness. Spożywamy śniadanie, żegnamy się z Eleonora, właścicielką pensjonatu, i koło 9:30 wyruszamy w drogę.
Do mauzoleum w Ovcarze docieramy sprawnie, jeszcze raz przejeżdżając przez Vukovar. Z racji obawy o widoki z kategorii 'nie dla dzieci' decydujemy, że mauzoleum zwiedzać będziemy na raty, tak aby jedno z nas mogło zostać z młodzieżą na zewnątrz. W bilansie obawy nie potwierdzają się, ale z racji możliwości lepszego skupienia się, opcja zwiedzanie bez dzieci i tak okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Całe mauzoleum to wnętrze hali magazynowej, w której przywiezione ze szpitala ofiary były bite i przetrzymywane. Wiszące na ścianach hali wypełnionej mrokiem zdjęcia tych, którzy tu trafili, podświetlane pojedynczo i przemiennie, akcentują to, że to suma ponad 200 pojedynczych cierpień i tragedii. Obecny w mauzoleum młody człowiek opowiada odwiedzającym po chorwacku lub angielsku historię całego zdarzenia. Podłoga wykonana jest z łusek karabinowych zalanych w betonie, a wzdłuż ścian biegną korytka wymoszczone słomą, w których wyłożone są pamiątki po zamordowanych, przekazane przez rodziny lub odnalezione podczas ekshumacji zwłok. Na środku płonie wieczny ogień.
Miejsce gdzie w 1991 pogrzebano ciała zastrzelonych znajduje się około kilometra od mauzoleum i łatwo tam dojeżdżamy. Po odzyskaniu tych terenów przez Chorwację w 1996 roku, po śladzie zeznań tych, którym udało się zbiec z tej krwawej jatki, zaczęto prace nakierowane na odnalezienie tej masowej mogiły. Ekshumacja zwłok potwierdziła najczarniejsze przypuszczenia. Teraz w tym miejscu, pośród pól uprawnych, stoi mały pomnik upamiętniający te wydarzenia. My jesteśmy tam we wrześniu, kiedy jest jeszcze ciepło i przyjemnie, ale myśli moje lecą do tego jesiennego dnia w 1991 roku, pewnie chłodnego, może pochmurnego, deszczowego, może już o zmroku, kiedy to dla zagnanych tu ludzi była to 'stacja końcowa' ich życia ...
Ze sporym opóźnieniem czasowym względem oryginalnego planu wyruszamy na południe w stronę granicy z Bośnią i Hercegowiną. O ile ta część była nam już trochę znana, o tyle BiH to całkowicie 'dziewicze tereny' dla nas. Z opisów znalezionych tu i tam, w tym na cro.pl
, wnioskujemy, że tam nie gwałcą i nie mordują
, ale jednak jakiś dreszczyk emocji przed nieznanym pojawia się. Na granicy w miejscowości Oracje bośniacki pogranicznik patrzy na nas trochę ze zdziwieniem i sprawie wrażenie niedowierzać, że przybywamy w celach turystycznych (w sumie nie on ostatni, ale o tym w kolejnych rozdziałach
), jednak już po chwili mkniemy w głąb BiH. Uczulony uwagami tych co już tu byli, bacznie przestrzegam wszelkich ograniczeń prędkości
. I okazuje się to być baaaaaardzo trafna strategia, bo stróże prawa czają się często i gęsto po różnych krzakach, wiaduktach, i innych zakamarkach. Na marginesie powiem, że ten stan rzeczy będzie w praktyce trwał przez całe Bałkany, a przepisowa jazda ustrzeże mnie od kilkudziesięciu spotkań z panami w mundurach
. Jak tak sobie teraz o tym myślę, to dochodzę do dwóch bardzo 'twórczych' refleksji:
1) gdyby nasza rodzima policja tak pilnowała ograniczeń prędkości, jak to ma miejsce tam, to pewnikiem od dawna nie byłbym posiadaczem prawa jazdy, a wcale nie zaliczam się do piratów drogowych, którzy wyprzedzają na ciągłej czy przejeżdżają na pasach przed nosem staruszce czy matce z dzieckiem ...
2) nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w RP któregokolwiek numeru przez
tyle dni pod rząd nie złamał żadnego ograniczenia prędkości ...
Na odcinku drogi do Tuzli dwie rzeczy rzucają się w oczy. Po pierwsze teren staje się bardziej pofalowany w porównaniu do węgierskich czy wschodnio chorwackich równin, co stanowi źródło przyjemnych doznań dla oka. Po drugie, po obydwu stronach drogi kwitnie wszelaki biznes, który jednak 'średnio' szanuje okoliczne środowisko naturalne, co dla odmiany stanowi źródło mniej przyjemnych doznań dla oka. Dominują składy budowlane wszelakiej maści oraz place z samochodami całymi, w kawałkach, oraz takimi co już lata swojej świetności mają za sobą. Koniec końców, dostrzegam na twarzy szanownej Małżonki wyraz lekkiego przestraszenia, który zdaje się pytać 'gdzie myśmy przyjechali.
Na szczęście 'za' Tulą zagęszczenie biznesów zmniejsza się i górę biorą naturalne krajobrazy. Tam też po raz pierwszy i nie ostatni, kulturalnie przepuszczam próbującego mnie wyprzedzić na ciągłej lokalnego jeźdźca apokalipsy. Tyle, że ten nie ma zbytniego szczęścia, bo zaraz po zakończonym manewrze, z krzaków wyskakuje pan władza i zgrabnym ruchem lizaka zaprasza delikwenta na pobocze, a ja utwierdzam się w przekonaniu, że tutejsza drogówka jest
WSZĘDZIE ...
W nadziei na ładniejsze widoki i mniejszy ruch na drodze, przed Kladanj odbijamy na wschód na Vlasenicę. Tu też pojawia się wola damskiej części wycieczki na zrobienie dłuższego postoju na rozprostowanie kości i spożycie małego 'conieco'. Szukamy więc właściwego miejsca, a że pobocza wąskie i droga dość kręta, to los tym razem na postój wyznacza nam placyk w małej wiosce. Lenka tupta w okolicach samochodu, zupki-zalewajki w kubkach 'dochodzą', Jaś oddaje się konsumpcji jakiegoś słoika, a ja obserwuję okolicę. W pobliżu sklepiku wielobranżowego trzech panów raczy się napojami, jak domniemam, o wzmocnionym działaniu, a na drewnianym mostku opodal pojawiają się trzy dziewczynki i jeden chłopiec. Dzieci ewidentnie z dużym zainteresowaniem przypatrują się przybyszom. Z naszym bagażnikiem na dachu musimy dla nich istotnie wyglądać przynajmniej jak UFO
. W miarę trwania obserwacji ich śmiałość narasta, bo zaczynają się skradać w naszym kierunku. Lenka nawiązuje z nimi kontakt wzrokowy, a kiedy są już na wyciągnięcie ręki, próbuje z nimi rozmowy. Bariera językowa jest obecna, ale na poziomie podstawowych danych osobowych jakoś sobie radzimy
. Dzieci są w wieku od 5 do 10 lat, a najstarszy z nich jest chłopiec o imieniu Ali. Z tego wnioskuję, że jesteśmy jeszcze w części bośniackiej, wszak z mapy wynika, że Republik Srpska jest już tuż tuż. Na pożegnanie Lenka wręcza dzieciom po czekoladzie (z Polski i polskiej, a jakże
), co wyzwala na twarzach dzieci uśmiechy łączące się ze zdziwieniem. A nam pozostaje tylko lekki żal, że w zamęcie jedzenia i 'dialogu młodych' nie uwieczniliśmy tego ani aparatem ani kamerą
...
Drewniany mostek, na którym 'czaiły' się dzieci ...
Odcinek drogi od Vlasenicy do Sarajeva obfituje w zakręty i ładne 'górkowate' widoki, droga jest bardzo dobra, a naszym jedynym zmartwieniem jest nieubłagalnie zmierzające ku zachodowi słońce. W planie było jeszcze pojechanie do Srebrenicy, ale oczywistym staje się, że tego punktu programu nie damy rady tego dnia zrealizować
. No nic, będzie dodatkowy powód aby wrócić jeszcze w te strony
Do Sarajeva docieramy już po zmroku, wszak pamiętajmy że w połowie września zmrok nastaje już o 19:00
, co stanowi istotny minus podróżowania o tej porze roku. Naszą kwaterę na kolejne dwie noce, czyli
Pansion Stari Grad, odnajdujemy bez większych problemów. Sam pokój można zaliczyć do jednych z mniejszych na naszej trasie, ale świetna lokalizacja parę kroków na północ od dzielnicy Bascarsija, będącej starówką Sarajeva, oraz parking strzeżony, z którego de facto wchodzi się do hotelu, co zapewnia spokojny sen bez obaw o losy samochodu i jego zawartości, wszystko to powoduje, że cenę 45 EUR za noc ze śniadaniem przyjmujemy jako rozsądną. Na tle innych opcji, jakie udało mi się wyszukać, będących czy to hotelami w odleglejszych częściach miastach, czy to hostelami ze wspólnymi łazienkami bez możliwości parkowania, ta okazała się być strzałem w dziesiątkę, stąd szczerze polecam. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, oto i link:
http://www.sgpansion.co.ba/english.html
Jeszcze tylko wypakowanie z samochodu części dobytku, karmienie i kąpanie młodzieży ... i będzie można chwilkę odsapnąć i odpocząć. Jutro bowiem czeka nas zwiedzanie Sarajeva, znów głównie na nogach ... ale o tym już w kolejnym rozdziale
...
Aby obejrzeć pokaz slajdów z pełnowymiarowymi zdjęciami z tego odcinka, kliknij TU ...
C.D.N.