I byłoby całkiem fajnie
, gdyby nie to, że zaczęło padać
. Prognozy pogody częściowo się sprawdziły - pogoda pogorszya się zdecydowanie, tyle że jednak nie ma burzy!
Korzystamy z oferowanego przez marinę komfortu: prysznice z gorącą wodą
. Jak jest upał, to na jachcie nie ma problemu, na rufie jest prysznic. Wewnątrz są też co prawda dwie kabinki WC + prysznic, ale kąpiel w takiej ciasnocie
to żadna frajda. Ciuchy i ręcznik trzeba byłoby zostawiać przed wejściem do tego przybytku aby mieć pewność, że się tego nie pomoczy, bo kabiną prysznicową jest całe małe pomieszczenie . No i z odpływem wody w podłodze też czasem bywa problem, trzeba czyścić filtry żeby pompa dobrze działała.
Ale poza tym nasz jacht (Oceanis 411 Clipper) jest super wygodny , zwłaszcza jeśli porównuję go z jedyną kabinówką , w jakiej do tej pory pływałam. Nasz stary wysłużony orion wydaje się przy tym małą łupinką! Rejsowe lokum ma 4 kabiny dwuosobowe i obszerną mesę z kuchnią.
Postanawiamy, że dzisiejsza obiadokolacja będzie wreszcie na jachcie, bo już minęła połowa rejsu i to najwyższa pora
, żeby zacząć upłynniać zabrane z kraju zapasy. Mamy w słoikach domowe mięciutkie mięsko
i leczo (niestety
sklepowe) , to tego gotujemy makaron i z miejscowych jarzyn przygotowujemy suróweczkę.
Z pełnymi brzuchami wyruszamy na spacer po miasteczku. Na szczęście deszcz już nie jest ulewny.
W miasteczku dajemy się skusić tylko na lody, sprzedawane przez wprawnego żonglera
(niektórzy z Was w swoich relacjach na forum już dokładnie opisywali podobne sztuczki). Na winko wracamy na naszą łódkę,
mamy przecież spore zapasy z porannych zakupów w Vela Luce.