Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Powrót do korzeni - i nie tylko...

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
antek
Cromaniak
Posty: 1031
Dołączył(a): 21.05.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) antek » 14.03.2007 21:27

dzięki Jola za dobre rozpoczęcie sezonu......
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 14.03.2007 21:28

Jolu bardzo ładnie to opisałaś. :wink: :D
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 15.03.2007 14:02

to ja ewa napisał(a):oj,westchnienie się wyrywa na wspomnienie tego "pierwszego razu",bo choćby niewiem ile razy bylo się potem,to i tak najbardziej mocne i "esencjonalne"-że się tak wyrażę -są te wspomnienia z pierwszego razu.Przynajmniej ja tak mam :)

Z "drugiego razu" też fajne. Ale faktycznie - inne. :D
O tym już niedługo... :wink:


Pozdrav svima
Jola
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 16.03.2007 07:53

Hej!
Czas na tytułowe "i nie tylko..." :wink:

No to... w drogę.



TRZY LATA PÓŹNIEJ - CHORWACJA 2006


1. Kierunek - Chorwacja


Wyjazd do Chorwacji zaplanowaliśmy 3 lata temu wyjeżdżając z... Chorwacji. Powód - urzekła nas bardzo. Właśnie minęły trzy lata. Mało co udało się nam tak perspektywicznie zaplanować, a TO się udało. Żadne przeszkody na drodze nie stanęły.

Zastanawiamy się, którą drogą jechać. Mam ochotę jechać drogą Žilina - Prievidza - Vrable - Komarno - Szekesfehervar - Szekszard - Mohacs - Osijek - Tuzla - Sarajevo - Gacko - okolice Dubrovnika. Trochę to nielogiczne, zważywszy, że będziemy nocować u przyjaciół niedaleko Nowego Sącza. Druga alternatywna droga biegnie przez Piwniczną i dalej Poprad - Rožnava - Banreve (SK/H) - Eger - Jaszbereny - Kecskemet - Baja - Mohacs - Udvar (H/HR) - Osijek...

Przed wyjazdem otrzymuję wiadomość od Kamila, żeby nie jechać przez Komarno, bo przejście zamknięte z powodu remontu mostu. Sprawa się sama wyjaśnia. Będziemy jechać drogą "logiczną" omijając Budapeszt od wschodu.



Dođi u Vinkovci
3 - 5 sierpnia 2006

Wreszcie nadchodzi ta długo oczekiwana chwila. Pakujemy się w czerwono-miodową corollę i ruszamy. Kilka kilometrów za Olsztynem doganiamy wielką ciężarówkę. W oczy rzuca mi się znajoma rejestracja - ZG, szachownica... i jakieś numery. - Będą w Chorwacji szybciej niż my - komentuje Jurek. Pewnie tak, bo my będziemy jechać aż cztery dni. Jeszcze jeden rzut oka na miłą rejestrację i wyprzedzamy.

Jest ciepło, ale nie za gorąco, słońce tylko czasem wygląda zza chmur, czasami spada kilka kropli deszczu. Niezła pogoda na drogę.

W Mławie przy "siódemeczce" witają nas dwa świerki. Obydwa z wygiętymi czubami do złudzenia przypominają cedry wywołując miłe skojarzenia. Za Mławą, jak zwykle, droga się prostuje i wyrównuje. Wyjeżdżamy z naszych falisto-lesistych terenów. W mijanej wiosce widzimy śmieszny szyld "Tłuste 37 - sprzedaż olejów i smarów". Uważając, żeby się na tych tłustościach nie poślizgnąć, jedziemy dalej.

Pierwsza noc u mojej ciotecznej siostry na połowie drogi między Warszawą a Łodzią. Druga - u przyjaciół niedaleko Nowego Sącza. 5 sierpnia planujemy dojechać do Vinkovci.

Wyruszamy jak na nas wcześnie rano - o 7:30. Na polsko-słowackiej granicy kilka samochodów, ale jakoś długo trwa ich odprawa. Wreszcie ruszają. Nam sprawdzają tylko paszporty i machają na drogę. Droga przez Słowację wije się serpentynami, ale to dopiero preludium do tego, co nas jeszcze czeka.

Na Węgrzech mijamy najpierw winnice położone na górkach, potem winnice na równinach, na przemian ze słonecznikami i kukurydzą. Eger to znany winny region - nic dziwnego - ale te pagóry trochę mnie zaskakują - musiałam kiedyś uciec z jakiejś lekcji geografii. Patrząc na te winne górki uśmiecham się. Zresztą jak się nie uśmiechać, skoro jesteśmy coraz bliżej Chorwacji.

Droga leci prosto jak strzelił. Gdyby zapomnieć na chwilę gdzie się jest, można by sądzić, że to droga gdzieś na Mazowszu. Nawierzchnia nic nie lepsza, szerokość też, czasem dziury i wyrwane pobocza. Przydrożne napisy i winnice nie dają tylko zapomnieć gdzie jesteśmy. I oznaczenia o niebo lepsze niż w Polsce. Chyba to konieczność, bo Węgra trudno by było zapytać o drogę, i większość by omijała ten kraj szerokim łukiem. Drogowskazy kierują konsekwentnie na daną miejscowość. Ciężko się na początku przyzwyczaić, że często kierują na najbliższą miejscowość, choćby to była maleńka wioseczka. Ale szybko się przyzwyczajam. Zawsze ponadto podany jest numer drogi. Węgierskie drogowskazy uwzględniają, że można być gapowatym, zamyślonym i roztargnionym. Najpierw jest drogowskaz zapowiadający, a przed samym skrzyżowaniem drugi - właściwy.

Nasza droga biegnie przez wszystkie miejscowości, najczęściej przez samo centrum. Ja z mapą na kolanach pilotuję. Idzie mi całkiem nieźle, ale w pewnym momencie ponosi mnie fantazja, bądź nadmiar pewności siebie. Nie zauważam na mapie "drobnego szczególiku" i chcę skrócić nam drogę. Wyjeżdżamy w Mohaczu... prosto na Rzekę - mostu nie ma. To był ten drobiazg, którego nie zauważyłam. Funduję nam przeprawę promową przez Dunaj. Na szczęście na prom nie trzeba długo czekać. Ale trzeba wysupłać kilka euraków. Dobrze, że chcą przyjąć, bo nie mamy ani forinta. Jurek dogaduje się z Madziarami "po włosku" czyli na migi. Udaje się. Euraki poszły sobie, a my płyniemy promem przez Dunaj trzymając się za brzuchy ze śmiechu.

Jest coraz później, ale do granicy już niedaleko. I wreszcie... dobrodošli - jesteśmy w Pierwszej Chorwacji. Zbliża się wieczór. Jedziemy wąską drogą przez równinę. Po obu stronach słoneczniki bądź kukurydza. Wioski jak wymarłe - ludzie gdzieś się pochowali, mimo nie tak późnej jeszcze pory. Prawie na każdym mijanym domu powiewa chorwacka flaga, ale nie napawa mnie to jakoś optymizmem. Ta pustka jest przerażająca. Skąd tyle flag? Nagle uświadamiam sobie, że jest 5 sierpnia - chorwacki dzień zwycięstwa.

Zapada noc. Wiemy, że do Vinkovci już nie dojedziemy, bo za daleko. Trzeba poszukać czegoś bliżej. Przypomina mi się, że Bilje przed Osijekiem było na forum polecane jako miejscowość noclegowa. Usiłujemy coś znaleźć. Przy wielu domach napisy - "sobe". Mimo częstej informacji, że przyjmują gości do 24:00, a nawet dłużej, drzwi zamknięte na głucho. Dzwonienie, stukanie, nie pomaga. Ta wioska też wygląda na wymarłą. Niebo jest czarne, gwiazd nie widać, do tego dosyć chłodno - nie uśmiecha nam się spanie pod gwiazdami, a w samochodzie nie ma miejsca, aby spać we trójkę w pozycji innej niż siedząca.

Wreszcie stukanie do drzwi kolejnego domu przynosi oczekiwany efekt, bo ktoś jest na zewnątrz i mnie zauważa. Prowadzi mnie do szefa. Jestem już na tyle zdesperowana, że całkowicie przejmuję inicjatywę. Po chorwacku dogaduję się z gospodarzem. Chce 40 euro za pokój, lub 50 ze śniadaniem. Mamy już dość kołatania do drzwi, zgadzamy się na warunki i zostajemy.

W całym domu unosi się zapach pasty do drewna, ale po jakimś czasie nosy się przyzwyczajają. Wnętrze stylizowane jest na chatę myśliwską - wszędzie pełno myśliwskich trofeów, na ścianach obrazy przedstawiające łowieckie sceny. Mahoniowe meble nadają elegancko-ponurawy wygląd. Mamy do dyspozycji jasny pokój, a właściwie dwa pokoje, tylko bez drzwi. W głębi sypialnia z szerokim dwuosobowym łóżkiem i szafą, bliżej pokoik dzienny z kanapą, ławą, fotelami i telewizorem. Do tego całkiem przyjemna łazienka z prysznicem.

Jesteśmy głodni. To, co było w podręcznym plecaku już zostało zjedzone po drodze. Jurek idzie do samochodu po torbę z jedzeniem, ale... nigdzie jej nie ma. Okazuje się, że musieliśmy zostawić ją u znajomych. Dogaduję się z gospodarzem i za chwilę jemy pyszne chorwackie jedzonko. Mielone mięsko duszone w jasnozielonych, moich ulubionych paprykach. Do tego chleb i gorąca herbata z limonką. Ta przyjemność też nas nieźle kosztuje - 12 euraków od łebka.

W telewizji leci program z okazji dnia zwycięstwa, na przemian - sceny z wojny i piosenki. Kojarzę nawet niektórych wykonawców. W trakcie krótkiej rozmowy gospodarz informuje mnie, że dziś właśnie jest narodowe chorwackie święto - Dan pobjedy.

Po smacznym śniadaniu - z pršutem, kulentem, paprykami, pomidorami i innymi zwyklejszymi produktami ewakuujemy się. Jeszcze tylko niedzielna Msza w miejscowym kościele i ruszamy dalej w drogę.
Ostatnio edytowano 16.03.2007 11:15 przez Jolanta M, łącznie edytowano 1 raz
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 16.03.2007 09:35

No to dalej! Dalej w drogę! :wink:

Sam zauważyłem, że gospodarze niechętni są późnym wieczorem lub wczesną nocą gościć podróżnych. Nawet jeśli tym się trudnią.
Ale pewnie i to święto maczało w tym palce.

Pozdrawiam!
drusilla
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2864
Dołączył(a): 18.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) drusilla » 16.03.2007 17:44

Tak jest Jolusia ! :mrgreen: W drogę ! :D Pisz pisz pisz ! :hearts:
Nie dość że czytając o Twoich przeżyciach można się poczuć jakby się tam było to jeszcze Twoje pisanie dodaje natchnienia do pisania innym 8) Tak ,że nie każ długo czekać na resztę ! Molim ! :mrgreen: :coool:
Iwona Baśka
Cromaniak
Posty: 1096
Dołączył(a): 15.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Iwona Baśka » 16.03.2007 18:44

Jolu,
Cudnie piszesz. To śniadanko aż pachnie świeżymi pomidorami i papryką... Z wielką przyjemnoscia przeczytałam Twoje wspominienia.
Pozdrav
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 17.03.2007 00:26

Dzięki! Upewniacie mnie, że warto dzielić się tymi wspomnieniami. :)

Janqes napisał(a):No to dalej! Dalej w drogę! :wink:

Nabierzemy sił, to ruszymy dalej. :wink:

Pozdrav
Jola
drusilla
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2864
Dołączył(a): 18.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) drusilla » 17.03.2007 07:25

Jolanta Michno napisał(a):Nabierzemy sił, to ruszymy dalej. :wink:


Obrazek
:devil: :mrgreen: Łyknij sobie Jolciu i ... w drogę ! :mrgreen: :lool:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 17.03.2007 21:17

Jak nie siedzisz za kółkiem to możesz coś lepszego :lol:
Obrazek
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 17.03.2007 21:30

Kochani jesteście! :D

Za kółkiem nie siedzę, więc mogę. :lol:
A crno vino... zawsze bardzo chętnie. :D


Z takim wspomaganiem, chyba rzeczywiście czas ruszyć dalej... :wink:

Puno pozdrava
Jola
drusilla
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2864
Dołączył(a): 18.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) drusilla » 17.03.2007 21:51

Jolcia ... no to ruszaj w drogę !!! :mrgreen: :lool:
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 17.03.2007 22:42

Przesrany dzień
6 sierpnia 2006

Pierwszą Chorwację mijamy szybko. Vinkovci zostaje z boku. "Dođi u Vinkovci" - kołacze mi się po głowie.

I wreszcie słynąca z pięknych dróg i suszarek Bośnia. Prawdą okazuje się i jedno i drugie. Liczę spotykane patrole i doliczam się dwunastu. Jest niedziela - czyżby to był jakiś szczególny dzień pracy? Parę razy mogli nas zatrzymać, ale albo za mało przekraczamy dozwoloną prędkość, albo w deszczu im się nie chce.

Przy drodze na Tuzlę skupia się bośniackie handlowe życie. Stacje benzynowe jedna obok drugiej, duże sklepy, bazary i przydrożne stoiska. Arbuzy, papryki, ubrania i dywany. Mnóstwo ludzi. Im dalej od granicy, tym mniej.

Zaczyna boleć mnie głowa. Ciśnienie mocno poleciało do dołu, kiša sprema se, zanosi się na deszcz.

Jest około południa. Zatrzymujemy się w przydrożnej kafanie. Pijemy kawę z mlekiem - tę kawę będziemy długo wspominać - aromatyczna, bez odrobiny kwasu, przyjemnie gorzkawa, smaczniejsza niż te pijane gdzie indziej. Nie ma za to nigdzie żadnego przyzwoitego jedzenia. W sklepiku naprzeciw nie ma praktycznie nic, trochę podwiędłych owoców, mąka, cukier. Nawet pieczywa nie ma. Jurek w jakiejś budce kupuje trzy "gorące psy". Mało to tradycyjne jedzenie, ale głód daje się zaspokoić.

Jedziemy dalej. Mocna kawa podniosła mi ciśnienie - przestaje boleć mnie głowa. Ale jak nie urok, to sraczka. Tym razem zupełnie dosłownie. Nigdy to nic ciekawego, a w drodze tym bardziej. Na dodatek Piotr nie zawsze potrafi się powstrzymać. Zatrzymać nie zawsze się można na żądanie. Bośniackie kibelki też nie do końca zdają egzamin. Jednym słowem przesrany dzień. Piotr jest zmęczony, Jurek zmęczony, bo to on biega z Piotrem i mu pomaga, ja najmniej.

Patrzę z zachwytem na widoki z drogi. Jesteśmy już w górach. Droga biegnie serpentynami to w górę, to w dół. Jest wąsko, a nad nami wysokie skały. Jurek też jest zachwycony - zawsze takimi drogami chciał pojeździć.

Wjeżdżamy w dolinkę. Piotr sygnalizuje problem. Akurat jest jakiś przydrożny zajazd. Biegną prędko zostawiając mnie w samochodzie. Wychodzę rozprostować kości i lepiej się porozglądać. Niedługo chłopaki wracają. Chcemy jechać dalej, ale... nie ma kluczyków od samochodu. W stacyjce nie ma, obok nie ma, nie wypadły, w Jurkowych kieszeniach nie ma, ja nie wzięłam. Zaczynają się poszukiwania. Jurek sprawdza jeszcze raz w toalecie, badamy całą drogę, w jedną stronę, w drugą stronę. Nie ma. Do akcji włączają się Bośniacy z zajazdu. Szukają. Wszystko bezskutecznie. Ja i Jurek zachowujemy zadziwiający spokój, nie mówimy ani jednego ostrzejszego słowa, zero pretensji do kogokolwiek. Mijają minuty, pół godziny, dłużej. Nie ma. Zawsze niby można zadzwonić do Toyoty i przyjadą po nas - podobno. Ale jesteśmy w bośniackich górach, tu nie można szybko dotrzeć, nawet jakby się bardzo chciało. Jeszcze raz Jurek idzie obejrzeć toaletę - może jednak... Wzdychamy niezależnie od siebie do św. Antoniego. On nie raz nam już pomógł, raz nawet znaleźć Piotra. Po raz kolejny otwieram bagażnik. Nasze pudełka podróżne już dawno wyjęte, przepatrzone. Zaglądam do jakiejś reklamówki. Na dnie... leżą klucze. Uffffffff!!! Wołam Jurka. Informujemy Bośniaków, że zguba się odnalazła, dziękujemy za pomoc i jedziemy dalej. Godzina w plecy, ale jedziemy.

Drugą godzinę, a może mniej tracimy w Sarajewie. Miasto jest przepięknie położone - robi niesamowite wrażenie nawet z daleka. Niedawno też wybudowano chyba nową drogę, bo nie ma jej na naszej mapie. Jedziemy w złym kierunku. Kawał trzeba przejechać zanim nadarza się możliwość zawrócenia. Pytamy o drogę. Jurek pobiera u żony szybką lekcję - wiadomo, że nie będzie pytał o DROGĘ, tylko o cestę. Słowo-klucz działa. Ludzie rozumieją, o co pyta. Odpowiedzi też są zrozumiałe. Kierujemy się na Trnovo. Sarajevo znika nam sprzed oczu.

Od Sarajeva właściwie aż do Dubrovnika biegnie najbardziej malownicza droga. Jedzie się nią jednak dość wolno. Milimetr na mapie przejeżdżamy w prawie godzinę. Odległość jakoś się nie zmniejsza. Kanion, jakaś woda, serpentyny, góra-dół, tunele, wszystko, co potrzeba, by droga była ładna.

Zbliżamy się do słynnego Gacka, o którym tylko wiadomo tyle, że nie wiadomo jak tam jest. Droga przechodzi w szutrową i zwęża się. Położona jest co prawda nie wysoko, ale lepiej nie spaść i z wysokości 1 - 2 m. Dojeżdżamy do skrzyżowania w kształcie litery T. Skrzyżowanie położone jest na górce, droga zarówno w prawo, jak i w lewo biegnie w dół. Przed nami jedzie włoski terenowy samochód. Zatrzymują się. My zatrzymujemy się za nimi. Wysiadają z wymownie rozłożonymi rękami. Język "włoski" jest zdecydowanie zrozumiały. Jurek wysiada i w tym samym języku odpowiada, że też nie ma pojęcia którędy jechać. Oni mają trochę dokładniejszą mapę niż nasza, ale z niej również nic nie wynika. Przejeżdżające samochody nie chcą się zatrzymać, może uważają nas za bandę rabusiów. Wreszcie jakiś odważny kierowca zatrzymuje się. Uzyskując potrzebną informację ruszamy dalej.

Droga pomału się prostuje i zmienia charakter. Trochę odmiany po serpentynach, tunelach, wąwozach i szutrowej nawierzchni. Jurek przyśpiesza. Nie ma suszarek, więc uchodzi nam to na sucho. Czujemy, że już mamy niedaleko. Może tylko jedno pasmo do przejechania. Okazuje się, że jest więcej, nadal serpentyny, ale i tak jest jakoś inaczej. Nie robimy żadnych zdjęć, nikt nie ma do tego głowy, aż szkoda, bo cała droga jest niesamowita. Mijamy położone wśród gór jezioro. Aż nas korci, żeby się zatrzymać, by zrobić zdjęcie, ale robi się coraz później - nie mamy czasu.

Mijamy Trebinje - miasto położone na zboczu góry, pojawiające się nie wiadomo skąd. Też pytamy o drogę, bo nie ma dobrego oznaczenia. Droga znowu inna. Więcej prostych, ale za to wysoko. Mimo, że są barierki, mam wrażenie, że Jurek jedzie za szybko. - Ooo!!! Tamtędy będziemy jechać! - wołam w pewnym momencie. - Popatrz, Jurek! Nie, nie patrz lepiej! Ja też nie patrzę! - dodaję. Owszem, jest barierka, ale droga wznosi się wysoko. W dole pionowa ściana 100 metrów? 200? Przejeżdżamy.

Wierzchołki gór są już łagodne, porośnięte trawą. Wszędzie pełno białych kamieni. Widać Jadran, a na nim wyspy. Na skałach nad drogą rosną pinie, co w świetle zachodzącego słońca wygląda oszałamiająco. Granicę mijamy bez problemu - przejście jest całodobowe.

Słońce zachodzi. Na szczęście gdy robi się całkiem ciemno dojeżdżamy do Jadranki. Do "naszego" hotelu docieramy o 20:30. Szybkie mycie i jeszcze zdążamy na obiadokolację.

Jurek jest zmęczony dniem, Piotr tak samo. Ja nie czuję w ogóle znużenia. Taka droga nie nudzi. Noc jest ciepła. Czuję w sobie mnóstwo energii, chce mi się chodzić, biegać, ale nie mam z kim. Chodzę tylko trochę po najbliższej okolicy i zawracam. Jesteśmy w Chorwacji. Dojechaliśmy do Mlini. Jutro też jest dzień.
.
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108173
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 17.03.2007 22:59

Jolu opis piękny - a zdjęcia będą z 2006 r. :?:
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 17.03.2007 23:05

Będą - tylko w czasie drogi nie robiliśmy - a szkoda, bo droga piękna. 8)
No ale tak wyszło...




Pozdrav
Jola
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Powrót do korzeni - i nie tylko... - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone