......Dziękujemy gospodarzom za miłe przyjęcie i idziemy spać.
Rano budzimy się ok. 9- słodkie lenistwo.Teraz dokładnie w świetle dnia możemy zlustrować okolice naszej kwatery.Jest pięknie-do morza dwa kroki,doskonale , funkcjonalnie zaprojektowany i wyposażony ogród,z tarasu rozciągają się piękne widoki.
Jemy śniadanko i idziemy na plażę.Obok schodków z naszego tarasu mamy niewielką zatoczkę wcinającą się w skaliste wybrzeże.Zatoczka ocieniana jest przez wysoką półkę skalną.Tutaj do końca pobytu plażujemy,grzejemy ciała ,plumkamy się w wodzie,od czasu do czasu chowamy się w cieniu.Drobny żwirek i łagodne zejście do morza tworzą idealne warunki kąpieli dla dzieci.
Pierwszy dzień upływa nam na radowaniu się ciepłą wodą,słońcem i widokami.
Wieczorem dowiaduję się od gospodarza,że Francuzi wygrali mecz i są w finale.
Dostaję też od niego telewizor - będę teraz sobie mógł wygodnie i spokojnie dooglądać mistrzostwa do końca.
Na drugi dzień niebo wita nas całkowitym zachmurzeniem,co nas trochę zaskakuje.Wczoraj obiecaliśmy sobie,że po atrakcjach dnia pierwszego siedzimy w Zavali i nie ruszmy się nigdzie dalej.Jednak z powodu braku plażowej pogody decydujemy się na wycieczkę do Hvaru.
Droga do Jelsy nie wydaje mi się już taka straszna-cóż podobno do wszystkiego się można przyzwyczaić.Tunel Pitve też jest już tylko małym urozmaiceniem drogi(dobrze,że działają światła).
Kiedy dojeżdżamy do Hvaru zza chmur zaczyna wyglądać słońce,robi się piekielnie gorąco.Chodzimy po mieście,zaglądamy w różne zakamarki,kupujemy pamiątki.Niestety nie udaje mi się namówić rodzinki na wejście do twierdzy - pewnie przez ten upał.
Na koniec robimy jeszcze zakupy w Konzumie i wracamy do Zavali.Po drugiej stronie wyspy nadal pochmurno,a nawet zaczyna padać deszcz.Troche nas to martwi, bo nie możemy realizować naszego planu byczenia się na plaży,ale pogoda szybko się poprawia,więc szybciutko zbiegamy po schodkach i wskakujemy do wody.
Kolejne dni upływają nam na słodkim lenistwie- spanie, posiłki, plaża, kąpiele,wąchanie lawendy,
wieczorne spacerki nadmorską "promenadą",
lody,
czasami pizza,owoce morza,
potem samotnie(do czasu)pite Karlovacko(Alinek jest zdeklarowaną abstynentką).
Jedynym odstępstwem od zupełnego nic nie robienia są moje codzienne wymarsze do sklepu- kilometr pod stromą górkę.Alinek mówi,że dobrze mi to zrobi patrząc na dolne partie mojego tułowia .Sklep w Zavali jest tylko jeden i pewnie dlatego wystarcza mu tylko taka reklama przybita gwoździem do słupa(brak konkurencji)
Na dzisiaj tyle.W kolejnym odcinku wyjaśnię dlaczego w zdaniu o samotnym piciu piwa napisałem - do czasu.Jak mnie jeszcze nie macie dość to za kilka dni chyba już ostatnia część mojej pseudoliteratury.
Pozdrawiam.