Dzień szósty środa 17 września
Dzisiejszy poranek nie przynosi nam na szczęście żadnych niemiłych niespodzianek, jest piękna pogoda
W związku z tym nie chcemy stracić ani chwili, zbieramy się szybko i tak jak wczoraj wyjeżdżamy już około 8 rano. Naszym pierwszym celem na dziś jest Jelsa, a potem się zobaczy
jak nam się dzień ułoży. Jednak okazuje się, że jedna niespodzianka jest, niestety nie jest tak ciepło jak wczoraj i jak by się wydawało patrząc przez szybę. Tzn. po naszej południowej stronie wyspy, za górami jest całkiem fajnie, natomiast po wyjeździe z tunelu temperatura wyraźnie spada i można odczuć silne podmuchy wiatru. A my, rozochoceni wczorajszym ciepełkiem, nie mamy cieplejszych rzeczy ze sobą, no cóż, teraz trochę zmarzniemy a potem może coś się zmieni, może wiatr ustanie i będzie cieplej.
Dojeżdżamy do Jelsy, zostawiam auto w bocznej uliczce i szybkim tempem zaliczamy miasteczko. Jest oczywiście ładne, ale podobnie jak wczoraj Hvar nie powala na kolana, nie robi na nas wielkiego wrażenia. Na przystani, widząc porozstawiane reklamówki, zastanawiamy się nad ewentualnym jutrzejszym rejsem na Brac do Bolu żeby zobaczyć ten sławny Zlatni Rat, ceny nie pamiętam, ale nie była wysoka. Wiem, bo czytałem opinie, że nie warto, że to nic takiego, że przereklamowane........ ale to pisali ci, którzy tę plażę widzieli, a my chcielibyśmy się naocznie o tym przekonać. No ale nie tym razem, na rejs się ostatecznie nie zdecydowaliśmy, na pewno bardziej warto spędzić przynajmniej kilka dni na Bracu i poznać całą wyspę a nie tylko jedną plażę.
Idziemy wzdłuż wybrzeża mijając dość rozległą dzielnicę hotelową i jej skaliste plaże. Tu są one niczym nie osłonięte od lądu i dlatego wieje bardzo silny wiatr, na dodatek zimny w związku z tym marzniemy nieźle, no ale cóż, nie pierwszy w końcu raz
Podziwiamy fajne, wysokie fale rozbijające się o skały, tworzące piękne rozbryzgi. Mamy wspaniały widok na Biokovo a sv Jure i Sutvid wyraźnie się wybijają ponad całe pasmo. Granatowe niebo, wzburzone morze z białymi grzywami fal, zieleń pinii, naprawdę jest teraz tutaj tak pięknie, że aż zapiera dech, nie tylko od wiatru
I tutaj po raz pierwszy i podczas tego wyjazdu jeszcze nie ostatni, zadajemy sobie pytanie adekwatne do miejsca w którym się znajdujemy czyli krętego brzegu a nieobce wszelkiej maści podróżnikom i odkrywcom: co będzie za kolejnym zakrętem, jak jest tam dalej? W Chorwacji, jak się później okaże, pytanie to i dążenie do szukania na nie odpowiedzi, jest dość zdradliwe i może okazać się zgubne.........
W tym przypadku oczywiście nic takiego się nie zdarzyło
po prostu idziemy wciąż dalej i dalej, droga wiedzie wzdłuż kolejnych zatoczek, aż w końcu stwierdzamy, że nie warto się już wracać, że po prostu dojdziemy sobie do Vrboskiej pieszo. No i w końcu zamiast jechać autem, dochodzimy na własnych nogach
Najpierw mijamy marinę gdzie wzdłuż brzegu przycumowanych jest sporo pięknych jachtów, potem jest już centrum miasteczka.
Pamiętamy o
relacji Bubera z Hvaru, urzekły nas piękne zdjęcia z Vrboski, zresztą nie tylko z niej, z innych miejsc również
. My niestety nie mieliśmy tak bezwietrznej pogody podczas naszej wizyty, zatem nie udało się nam zrobić takich zdjęć jak Buberowi.
Nie odkryję tu Ameryki jeżeli powiem, że Vrboska, ta mała hvarska Wenecja, jest po prostu piękna
. Urzeka nas i zaskakuje swoim urokiem, spokojem i ciszą. Puste są o tej porze dnia i roku jej uliczki, puste mostki nad mini fiordem czy też weneckim kanałem, puste przydomowe ławeczki. Siadamy sobie na jednej takiej ławce i długą chwilę odpoczywamy, jemy, grzejemy się południowym słońcem wysoko operującym na bezchmurnym niebie. Potem zachodzimy jeszcze w okolice kościoła sv Marije, tego podobnego do okrętu i w ogóle o zdumiewających jak na kościół kształtach
.
Informacje o kościele znalezione w sieci:
''Najcenniejszym obiektem spuścizny architektonicznej wyspy Hvar jest Kościół (twierdza) św. Marii od Miłosierdzia z XVI wieku, która została wzniesiona przez mieszczan do obrony przed Turkami. To najlepsza twierdza w Chorwacji i jednocześnie jedna z najbardziej atrakcyjnych w Europie spośród twierdz pochodzących z tych czasów''
''Najstarsze domy znajdują się w centrum miasta, w pobliżu kościoła św. Marii, który jest najbardziej znanym i jedynym w swoim rodzaju obiektem Vrboskiej. Powstał na bazie wcześniejszego kościoła z XI w. a ok. 1575 w obawie przed ponownym najazdem tureckim budowlę umocniono, tworząc rzadko spotykany kościół -twierdzę z charakterystycznym bastionem. Budynek jest prawie pozbawiony okien, ma dwie masywne wieże obronne. Schody w górę (niedaleko ołtarza) prowadzą na mury obronne kościoła i do dzwonnicy, skąd roztacza się widok na zatokę i miasto.''
Wolnym krokiem ruszamy w drogę powrotną do naszego zaparkowanego w Jelsie samochodu.
Uliczka w Jelsie
Mieliśmy jeszcze dziś zwiedzić Stari Grad, cóż po prostu już nam się nie chce. Wolimy znaleźć sobie jakieś fajne miejsce, plażę na spędzenie tych kilku popołudniowych godzin. Wyruszamy ponownie do Vrboskiej, ale teraz już autem i główną drogą i zmierzamy na koniec półwyspu Glavica ograniczającego zatokę od północy. Są tam jakieś domy, hotele, na samym końcu duży parking w lasie. Ku swojemu zaskoczeniu stwierdzamy, że na pobliskiej plaży jest całkiem sporo ludzi, to chyba dlatego Vrboska była taka pusta, po prostu wszyscy wygrzewają się korzystając z pewnie jednego z ostatnich słonecznych i ciepłych dni. Idziemy i idziemy, mijamy grupki i pary plażowiczów, jedni są w plażowych strojach, inni bez nich
, dochodzimy do samego cypelka a fajnego, pustego miejsca nie było
Tu, na odsłoniętej przestrzeni już mocno wieje, nie ma szans na rozłożenie, no cóż, trudno, dziś nie będziemy na plaży sami. Rozkładamy się i na płaskich warstwowych skałach które świetnie ochraniają od wiatru leżymy jakieś 4 godziny, potem słońce już jest zbyt nisko i robi się chłodno. Tym razem nie udało mi się wykąpać
bo woda, wymieszana wiatrem wydaje się za zimna, wieje, brrrrr, lepiej było się powygrzewać w słońcu na rozgrzanych skałach. Wędrujemy ścieżką dookoła półwyspu, wybrzeże jest fantastyczne, nigdy takiego nie widzieliśmy, pełno płaskich, skalnych półek, super widoki na Brac i Biokovo, piękne morze............tak naprawdę dopiero teraz powoli zaczynamy rozumieć na czym polega urok Chorwacji i to, co dla nas jest i będzie odpowiednie w tym kraju i na takim wybrzeżu
Jak tak sobie leżeliśmy osłonięci od wiatru, wspominamy zeszłoroczną burę
która pokazała nam swoją siłę, zastanawiamy się, skoro tu, na Hvarze wieje aż tak mocno, to jak musi być bardziej na północy, np. na Pagu
. Widząc jachty mknące po morzu wśród fal wspominamy też Danusię która zapowiadała swój rejs
po bardziej północnych rejonach CRO, jak też będzie wyglądać jej tegoroczna wyprawa, pewnie już szykuje się do wyjazdu
Widzimy też dość o tej porze pusty camping Nudist ogrodzony wysokim murem oraz jedyną w tej okolicy wysepkę Zecevo (również podobno opanowywaną latem przez naturystów) porośniętą gęstym lasem piniowym, powoli dochodzimy do samochodu. Co prawda słońce jest już dość nisko nad hvarskimi górami, ale postanawiamy jeszcze zaglądnąć do którejś z zatoczek do których drogę wskazują stojące co kawałek przy drodze znaki. Nie pamiętam nazw, w każdym razie wybieramy tę, do której idzie się przy samotnie stojącej na wzgórzu na wpół zburzonej wieży, sprawiającej na tle nieba i pinii bardzo romantyczne wrażenie. Widoki są stąd również cudowne, a jeszcze o tej porze dnia to już w ogóle, błękit, zieleń, granat, luz, sielanka, nasz urlop i wśród tego my...................
Schodzimy w dół, zatoczka, jakby dla kontrastu nie jest szczególnie piękna, ale może trochę dlatego że nie jest już oświetlona słońcem, do kolejnej dochodzimy wybrzeżem i ta też nas nie zachwyca, dla odmiany jest trochę zaśmiecona.
Wracamy do samochodu i do domu. Jak co dzień szybki obiadek, zwykle od wejścia do domu do umycia naczyń nie zajmuje to więcej niż godzinę. Siedząc na tarasie snujemy plany na jutro i na następne dni. Zza wielkich gór wznoszących się tuż za naszymi plecami zaczyna wychodzić księżyc i rozświetla nocne niebo. Jest tak pięknie, że postanawiamy spróbować to uwiecznić, wyciągamy statyw i przytwierdzamy do niego nasz wypasiony sprzęt
Wykorzystując różne ustawienia, bawiąc się i ucząc spędzamy ponad godzinę. Zabawa była przednia, lecz efekty............ marne
Zdjęcie tarczy księżyca zrobione canonem 710 jest zadziwiająca dobre jak na mały kompaktowy aparacik, którym zostało zrobione. Prawda
c.d.n.