Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Odzyskane relacje

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
romanroman1
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 88
Dołączył(a): 06.08.2004
Odzyskane relacje

Nieprzeczytany postnapisał(a) romanroman1 » 11.02.2006 23:47

Admin usunął mnóstwo starych postów w tym to, czego najbardziej szkoda - nasze relacje. Obiecał, że błąd naprawi ale nie naprawił. Krzychu_72 podpowiedział, że można próbować je odzyskać poprzez google. Próbowałem, próbowałem i udało się. Wrzuciłem w google charakterystyczne zdanie, które pamiętałem z tej relacji i pojawiła się m.in. właściwa strona naszego forum, oczywiście pusta, ale wszedłem w kopie i relacja jest. Zawodowiec proponował, żeby te odzyskane relacje umieszczać tu ponownie, więc zaczynam. Poniżej moja relacja z wyjazdu do Igrane w 2005r. Czekam na inne odzyskane relacje a admina proszę ponownie, żeby założył nowy dział z relacjami, których nigdy nie należy usuwać. To jest przecież to, co najcenniejsze w naszym forum.

Pozdrawiam wszystkich

Paweł


Wysłany: 11-07-2005 03:09 Temat postu: Relacja z wyjazdu do Igrane i nie tylko...

W sobote 9 lipca wrócilem z Igrane na Riwierze Makarskiej. Oto moja relacja: Do wyjazdu przygotowywałem się od roku śledząc Forum - wielką skarbnicę wiedzy o Chorwacji. Nie można mieć i robić wszystkiego, więc przyjąłem następujące priorytety i ograniczenia: - wszystko jest podporządkowane mojej żonie a przede wszystkim córkom (4 lata i 8 lat); więc minimum objazdów, zabytków a maksimum wody, fauny i flory, - podróż jest częścią wakacji, nie może być uciążliwa i niebezpieczna a w jej trakcie szukamy dodatkowych atrakcji, jedziemy więc w dzień, w kilku etapach, - szukamy atrakcyjnego miejsca i terminu; wybór padł więc na Igrane na Riwierze Makarskiej przed głównym sezonem, aby było niezbyt tłoczno, hałaśliwie i drogo. Do ubrania zabieramy tylko niezbędne minimum (rok temu na Słowację wieżliśmy masę niepotrzebnych ciuchów), żywność kupujemy w Polsce, załatwiamy E-111, ubezpieczamy się (PZU Woyager) i sprawdzamy stan techniczny pojazdu (Nissan Primera Kombi) Przy tych założeniach przygotowałem i zrealizowałem nastepujący plan: W podróż wyruszyliśmy z Torunia w sobotę 25 czerwca o godzinie 9.00. Granicę przekraczaliśmy w Cieszynie, gdzie kupiłem 600 EURO, 5500 SKK, 400 HRK i 30000 HUF. Odcinek przez Czechy na Słowację był krótki, nie jest konieczna winieta. Na Słowację wjechaliśmy w Svrcinowcu, gdzie kupiłem winietę na autostrade (150 SKK). W Powazskiej Bystrzycy w motorestauracji zjedliśmy obiad i wjechaliśmy na autostrade a stąd prosciutko i bez problemów dojechaliśmy do Trnawy 45 km przed Bratysławą. Tutaj znależliśmy nocleg w hotelu Maly Rim ( www.malyrim.sk ). Było trochę drogo (2700 SKK ze śniadaniem) ale luksusowo. Przed snem pojechaliśmy jeszcze do miejscowego Tesco, gdzie kupiłem piwo (polecam Gambrinus), soki, 2 bochenki chleba a żona buty trekingowe (1100 SKK). W niedzielę o ósmej rano, po śniadaniu ruszyliśmy do Bratysławy. Granicę przekroczyliśmy o 8.30 w Jarowcach, kierując się na Wiener Neustadt, tak aby od południa ominąć Wiedeń. Winietę kupiłem na pierwszej austriackiej stacji benzynowej (7,60 EURO). Niestety, jeszcze przed autostradą dopadli mnie policjanci (pościg na kogutach a nie tak jak u nas lizak w krzakach) za przekroczenie prędkości o 50 km. Niedobrze, ale mandat wyniósł tylko 30 EURO i dostałem nawet pokwitowanie. Autostrada w Austrii to bajka. Średnia prędkośc to 150 km a wielu kierowców jedzie szybciej. Mimo mandatu nie jechałem raczej prawym pasem. Dalej kawałek autostrady w Słowenii do Mariboru (0,80 EURO płatne przy wjeżdzie). Potem 50 km w tempie spacerowym do granicy chorwackiej. Do Chorwacji wjechaliśmy w Cvetlinie, gdzie każdy dostawał małą mapę Choracji, taką jaką przysyła bezpłatnie ich Osrodek Informacji Turystycznej. Od Krapiny zaczyna się autostrada płatna. Przy wjeżdzie wyciągamy z automatu bilet, na podstawie którego płacimy przy wyjeżdzie. Odcinek płatny był do Zagrzebia a dalej do Ogulina przejechałem za darmo. Nie wiem dlaczego; bramki zjazdowe były puste a szlabany podniesione. Tam zjechaliśmy na Plitwickie Jeziora, bo w ulewym deszczu, w Karlowacu przegapiłem wcześniejszy zjazd. Plitwice zwiedzaliśmy od 16-tej do 19-tej. Jak na małe dzieci, to wystarczy. Warto. Wrażenia niezapomniane; wodospady, mnóstwo ryb, przejażdzka statkiem i kolejką drogową. Całość kosztowała 160 HRK. Dalej ruszyliśmy na południe i po 20 km w Kapeli Komarnickiej (mnóstwo noclegów) znalezlismy pokój z łazienką i tarasem za 35 EURO za noc. W poniedziałek o ósmej rano ruszyliśmy w dalszą drogę. Wróciliśmy na autostradę i dojechaliśmy do jej końca w okolicach Splitu. Stamtąd trochę okreżną drogą dotarliśmy do Riwiery Makarskiej i do celu naszej podróży - Igrane ( www.igrane.com ). Była godzina 11.30. Samochód zaparkowaliśmy na parkingu przy plaży i ruszyliśmy na rekonesans miejscowosci. To było to czego się spodziewaliśmy; żaden kurort ale też nie wiocha zabita dechami. Cała miejscowość jest zlokalizowana nad spokojną zatoką na zboczu Gór Biokovo z widokiem na wyspę Hvar a dalej góry Półwyspu Peljeśac. Jadranka jest położona nad miejscowością. Plaża jest żwirowa, przy niej mała promenada (200-300 m) z apartamentami i restauracjami. W miejscowosci jest kilka sklepów i jeden duży hotel Punta. Po obejrzeniu kilku apartamentów wybraliśmy ten właściwy w odległosci 50 m od plaży. Apartament ( www.igrane.com/sulenta ) A3+2 (dwa duże pokoje, aneks kuchenny, dwie łazienki , taras z widokiem na morze , telewizor) wynajęliśmy na 9 dni. Miał kosztować 45 EURO ale utargowaliśmy do 40-tu. Właścicielka Nela i jej syn mówią po angielsku i byli bardzo, bardzo mili. Mieszkali tam również inni Polacy, Czesi i Słowacy. Żylismy zgodnie popijając nawet wspólnie z Neli rakiję i wino. Czas spędzaliśmy na miejscowej plaży, gdzie nigdy nie było kłopotu ze znalezieniem miejsca. Nie było śmieci. Woda była ciepła, bardzo spokojna a dno łagodne ale żwirowe z jeżowcami kilkanaście metrów od brzegu. Konieczne było więc obuwie do wody. Najlepiej kupić je na miejscu - wybór większy i ceny niższe niż w Polsce (45 HRK). Było tak gorąco ,że po obiedzie urządzaliśmy sobie dwugodzinną sjestę. W nocy nie przykrywałem się nawet prześcieradłem. Wieczorem chodzilismy na lody (4 HRK gałka), zwiedzaliśmy okoliczne miejscowosci; Tucepi ( piękna plaża i promenada ale dla małych dzieci trochę za wysoka fala), Podgora (piękna promenada ale plaża trochę oddalona od apatramentów), Makarska ( zgiełk, tłok, blichtr - to nie dla nas), Drvenik (spokojna osada ale widoczne góry Peljeśacu tworzą wrażenie przebywania nad górskim jeziorem a nie nad morzem), Zivogosce ( wjazd a potem wyjazd zbyt stromy i wąski - odradzam). Gdy zabrakło kun, to z bankomatu w Tucepi wyjąłem 600 HRK (nie wiem jeszcze jaki będzie przelicznik), a w kantorach w Igrane i w Podgorze 270 zł wymieniłem na 456 HRK po kursie 1,68 i 1,72 - to o wiele bardziej opłacalne niż kupowanie kun w Polsce. W czwartek 30 czerwca wybraliśmy się na cały dzień do Omisia ze względu na piaszczyste plaże, o których marzyły dzieci. Piasek był ale sprawiał wrażenie brudnego, wszędzie włazi i klei się. Wolę żwirek ale moje córki były innego zdania. W Omisiu przy ujściu Cetiny daliśmy się namówić na dwugodzinną wycieczkę stateczkiem w jej górę (70 HRK). Ładne widoczki ale to samo można zobaczyć też z samochodu jadąc drogą równoległą do Cetiny. Przy przystani łodzi, u dziadka stojącego w drzwiach w swoim kantorku, kupiłem jednak najlepszą i najtańszą rakiję (25 HRK za litrową butelkę a przy kupnie kilku butelek i targowaniu cena zeszła do 23). Sam Omiś jest uroczy; wąskie uliczki z wieloma restauracjami, główna ulica ze zgiełkliwym targowiskiem i piękny widok z górujacych nad miastem ruin Mirabelli - starej siedziby miejscowych piratów. Warto to zobaczyć ale mieszkać lepiej jednak w Igrane. W Igrane żywilismy się sami gotowymi potrawami przywiezionymi z Polski. Polecam zupy i gołąbki w puszkach ze Strzelina. W lodówce turystycznej przywieżliśmy masło, twaróg, mleko, wędliny, mięso mielone z Morlin (idealne na spagetti bolognese) i hit programu maślankę - oczywiście wszystko hermetycznie pakowane. Dwa razy byliśmy na pizzy i raz na wystawnej kolacji. Zamówiliśmy wielki półmisek owoców morza ( krewetki królewskie, małże, kalmary i ryby) plus zapiekane ziemniaki, surówki, kilka piw i wino plus kosmiczny rachunek (520 HRK), ale warto było. Niestety, w środę 6 lipca musieliśmy ruszyć w drogę powrotną. Wyjechalismy o 9 rano i po godzinnej przerwie w Omisiu (dodatkowe zakupy rakiji, słodkiego pieczywa i wody cytrynowej Jana) dojechaliśmy autostradą do Zagrzebia i dalej do granicy węgierskiej w Letenye. Kolejne pół godziny i przed 18-tą bylismy w Zalakaros ( www.zalakaros.hu ) - za Nagykaniszą 5 km lokalną drogą w lewo. Znowu objazd miejscowości i szukanie apartamentu. A miejscowośc to ośrodek wypoczynkowy zlokalizowany wokół kompleksu kilkunastu basenów termalnych. Znależliśmy nie tylko apartament ale cały dom, jakich wiele jest tam do wynajęcia. Nasz dom miał dwie sypialnie , duży hol , kuchnię i łazienkę a całość za 30 EURO za dobę. Z właścicielem jak i z wszystkimi Węgrami w tej miejscowości można porozumieć się tylko po niemiecku. Z ich ege szege nic nie rozumiałem. Niemców i to takich starszych wiekiem jest tam mnóstwo. Chyba lubią wygrzewać swoje stare kości i cała infrastruktura jest nastawiona na nich. Nam to absolutnie nie przeszkadzało. Cały czwartek spędziliśmy na basenach ze zjeżdzalniami, rwącą rzeką, biczami wodnymi itp. Wejście na wszystkie atrakcje w części krytej i otwartej kosztowało 5400 HUF. Wieczorem zjedliśmy kolację w jednej z wielu restauracji z niemieckim wystrojem, niemieckim menu i niemieckojęzyczną obsługą ale z węgierskimi - czyli przystępnymi cenami. W piątek 8 lipca o 8.30 ruszyliśmy w dalszą drogę do Budapesztu , od połowy Balatonu autostradą M7 (winieta 1460 HUF). Naszym celem było Oceanarium ( www.budapeszt.infinity.waw.pl/rozrywki/oceanarium ). Dojechać tam łatwo ale trzeba mieć bardzo dokładny plan miasta. My trochę błądziliśmy, bo zamiast na ulicę Nagytetenyi pojechaliśmy na ulicę Tetenyi. Oceanarium zlokalizowane jest na terenie wielkiego centrum handlowego Campona (wielka galeria i hipermarket Tesco). Do samego Oceanarium (Tropicarium) nie prowadzi żaden drogowskaz, żadna reklama. Oceanarium zrobiło wielkie wrażenie na dzieciach. Czteroletnia córka z zachwytu aż piszczała. Widzielismy krokodyle, swobodnie fruwające ptaki, mnóstwo egzotycznych ryb na sztucznej rafie koralowej, rekiny przepływające nad nami w szklanym tunelu i płaszczki , które można było dotykać i głaskać a całość za 4400 HUF. Przy wyjściu jest sklep z pamiątkami. Potem obeszliśmy galerię i weszliśmy na salę hipermarketu, gdzie wydaliśmy ostatnie forinty na salami i marynowaną paprykę czyli węgierskie specjały oraz ciepłą pizzę z colą. O 16-tej ruszyliśmy w dalszą drogę. Musieliśmy przebić się przez cały Budapeszt. W Peszcie było to przebijanie się w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ruch był ogromny ale dosyć płynny a oznakowanie miasta wcale nie jest takie złe, gdy ma się w ręku plan miasta a obok sprawnego pilota. W Budapeszcie w samochodzie wysiadła klimatyzacja - tragedia. Klimatyzacjo, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił... Drogą nr 2 a potem 2A oznaczonymi na zielono dojechaliśmy do granicy słowackiej w Sahy. Tutaj zaraz za szlabanem wymieniłem 100 zł na 900 SKK i kupiłem winietę (150 SKK) na odcinek drogi ekspresowej Zvolen - Bańska Bystrzyca. W B.B. wjechalismy do Tesco, gdzie kupiłem 50 puszek Gambrinusa i Złotego Bażanta, karton czekolady Studencka (horka czyli gorzka). Nocowaliśmy 15 km dalej w motelu Stare Hory w górskiej miejscowości o tej samej nazwie (nocleg 1206 SKK ze śniadaniem). Tam zjedliśmy kolację i nastepnego dnia śniadanie. W sobotę 9 lipca o 9.00 rozpoczęliśmy ostatni etap podróży do domu. Granicę przekraczaliśmy w Chyżnem i tu jedyny raz na graniny - i to nasi pogranicznicy - skrupulatnie sprawdzali w systemie komputerowym wszystkie paszporty, ale to pewnie przez zamachy w Londynie. Ostatnie zakupy zrobilismy w Rabce - oscypki, które bardzo lubi moja żona, dalej autostrada krakowska (11 zł), droga ekspresowa nr 1, obiad w Łodzi i o 20-tej wróciliśmy do Torunia. Niestety, polski odcinek podróży był najgorszy. Nasze drogi są złe a polscy kierowcy jeżdzą jak szaleni. Nam dopisało szczęście. Bez problemów dotarliśmy do domu. Cały wyjazd był bardzo udany. Jechaliśmy w ciemno ale wiedzieliśmy dokąd i po co. Nic nas nie rozczarowało a odwotnie wszystko urzekało i ciekawiło. Najchętniej jutro wyjechalibyśmy do Chorwacji ponownie. Całkowite koszty to 6700 zł w tym zakupy żywności w kraju (400 zł ), ubezpieczenie turystyczne (180 zł), mandat (120 zł), alkohole, napoje przywiezione do kraju (300 zł), paliwo (1300 zł). Tam, gdzie mogłem płaciłem kartami VISA (stacje benzynowe i hipermarkety). Nie było z tym żadnych problemów. Cały plan wyjazdu i pobytu powstał dzieki forumowiczom, cromaniakom i Wam z wdziecznosci dydykuję tą przydługą relację a zainteresowanym chętnie odpowiem na wszelkie pytania. Teraz idę spać a rano wracam do szarej rzeczywistości. Pozdrawiam Paweł :wink: :wink: :wink:
romanroman1
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 88
Dołączył(a): 06.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) romanroman1 » 11.02.2006 23:52

Spróbuję jeszcze dołożyć zdjęcia...

http://www.album.astral.pl/album/ i tutaj należy wybrać podróże i wakacje > Europa > na drugiej stronie galeria - Chorwacja 2005 i nie tylko

lub bezpośrednio tutaj http://www.pawelpawel.ao.pl/

Paweł
Ostatnio edytowano 13.02.2006 22:31 przez romanroman1, łącznie edytowano 2 razy
paolo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 405
Dołączył(a): 12.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) paolo » 12.02.2006 00:10

Świetna relacja i brawa dla ciebie że odzyskałeś.
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108192
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 12.02.2006 14:58

Też udało mi się odzyskać przez "google" moje wrażenia z Chorwacji.
Były w temacie"Chorwacja 1997-2004" i był to mój pierwszy założony temat i uaktywnienie sie na forum.
Opisy były w kilku kolejnych postach, które zebrałem tu w jedną całośc
i jeśli kogoś to zainteresuje historia, to proszę czytać.:

11-09-2004 18:12 Temat postu: Chorwacja 1997-2004
serdecznie witam poraz pierwszy na forum,chętnie podzielę się wrażeniami z pobytów w Chowacji w latach 1997 -2004 (bez 1999)

Pierwszy wyjazd do Chorwacji nastąpił w 1997r. po wcześniejszych 7 latach spędzonych wakacyjnie na Węgrzech. Nadmieniam, że zawsze jak dotychczas pod namiot. Wyjazd w 1997r. był w trzy samochdy-nowa felcia, nowe uno, nowy ford eskord z namiarem na Vsar (Istria), ale ostatecznie pobyt był na kampingu Valkenella - trasę z Nowego Sącza(wyjazd 4 rano) przez Słowację(Poprad-Zilina-Bratysława)Austrię (Wieden-Graz-Klagenfurt)Słowenię(Ljubej-Naklo-Ljubjana-Postojna-Koper) a dalej Chorwacja przez Porec - pokonaliśmy bez przygód i na kampingu Valkenella byliśmy ok.21
Napewno pierwsze wrażenia zostają w pamięci, a moje były jak najlepsze i pozastały do dzisiaj jak najlepsze z każdego pobytu w pięknejChorwacji. W 1997 r. walutą wymienną były wtedy jeszcze marki i dolary. Jeśli chodzi o ceny z tamtego okresu to może nie są one już tak dziś istotne, ale śledząc "posty" z innych tematów, gdzie ludzie piszą że w Chorwacji podrażoło, to już wtedy było drogo bo przeglądając wysłane pocztówki do kraju pisałem, minn. że "słońce gorące, woda ciepła, ceny wysokie ale pieniędzy wystarczy" .Zresztą pojęcie "drogo" jest względne, bo dla osoby posiadającej więcej gotówki przeznaczonej na wakacje i "do wydania" w całości (bez póżniejszego załowania,że było drogo) jest inne niż dla osoby o miejszej gotówce, oszczędającej aby wystarczyło na na dłuższy pobyt ale bez szalenstwa wydawania"
cd.1998r.
A zaskoczenie polegało przedewszystkim na tym, że w stosunku do zeszłego roku poczyniono gruntowną renowację obiektów sanitarno -gospodarczych -wszędzie nowe kafelki,nowa armatura(w prysznicach czasowe wyłączanie wody jako oszczędność jej zużycia)wszędzie jak
zwykle ciepła woda non-stop,w toaletach papier też nonstop, personel sprzątający widoczny i pracujący praktycznie całą dobę.Reszta bez zmian. Polaków w tym czasie było mało w stosunku do innych nacji, (jeśli teraz jest w Chorwacji jest ich więcej to chyba lepiej, bo znaczy to, że wprawdzie bardzo powoli ale doganiamy Starą Europę).
Dlatego nie podzielam zdania z któregoś postu, że jak było mniej Polaków w Chorwacji, to było lepiej. A dlaczego tam nie mamy być?. Jeśli chodzi o wodę w morzu , to synowie zauważyli nurkując w 1997 i w 1998 , że napewno była czyściejsza ta z 1997r.
Ceny artykółow w stosunku 1997 do 1998 podskoczyły ok.10-15% (niektóre np. ceny owoców pozostały bez zmian) natomiast kurs marki wzrósł nieznacznie.
W sumie kolejny wyjazd i pobyt w tym samym miejscu znowu wypadł korzystnie i ugruntował dobre wrażenia o Chorwacji. Nie wspominałem o powrocie z 1997 , więc dopisuję, że w 1997 i 1998 powrót odbywał się przez Węgry, z pobytem 2-3 dniowym w Mezokovezd (k.Egeru), jest tam duże kąpielisko z basenami znane mi z poprzednich
lat, gdzie spędzałem wakacje (tylko 280 km do Nowego Sącza a więc "rzut beretką" w stosunku odległości do Chorwacji.
Na tym kończę wspominanie lat 1997-1998, jeśli jest ktoś zaintesowany
latami następnymi, proszę "dać cynk" - co pamiętam opiszę.
Jeśli kogaś zawiodłem wcześniejszymi opisami, to przepraszam-tyle pamiętam na gorąco w trakcie pisania.
Witam ponownie.
Ponieważ tematem postu była "Chorwacja 1997-2004" zdecydowałem się kontynuować dalej opowieść o mojej przygodzie z Chorwacją.
A więc w 1999 r. zamiast w Chorwacji, wakacje spędziłem na Węgrzech (jako tańsze-bo był mały dołek finansowy i na Cro zabrakło)
W 2000 r. nastąpił powrót do Chorwacji, tym razem po 2 latach na zachodnim wybrzeżu Istrii, wybór po przeglądnięciu przewodników padł na wschodnie wybrzeże, konkretnie RABAC i camp Oliva,Wyjazd nastąpił w II połowie lipca, skład samochodowy i osobowy jak w 1997 i 1998r. Trasa: Słowacja(Mniszek n/Popradem-Zilina-Bratysława) Austria (Kittse-Parndorf -Graz (za Grazem spanie na autostradowym parkingu)Słowenia (Maribor-Ljubjana-Postojna-i stąd do Chorwacji na Rijekę i dalej Rabac. Po przyjeździe na miejsce został "zlustrowany" camp Oliva, i nastąpił przejazd na camp Valkanella(zachodnia Istria-k/Vrsaru).
Powodów było kilka, a to: bardzo mała plaża na kampingu, toalety i zmywalnie "nieciekawe" (w porównaniu do Valkanelli znanej a lat poprzednich), z rozmów przeprowadzonych z rodakami przebywającymi wynikało, że są problemy z ciepłą wodą i czystością w toaletach.
Ponieważ w trzech samochodach było 10 osób, zostało przeprowadzone głosowanie-kto zostaje w RABACU , a kto "wraca" na VALKANELLĘ- jednogłośnie wygrała Valkanella .. i tak poraz trzeci się tam znalazłem.
O kampingu Valkanella można powiedzieć , że jest to małe miasteczko turystyczne-ładnie położony rozległy, wszystko na miejscu-sklepy,plaża, boika do gier i bardzo dobre warunki pobytowe-dużo węzłów sanitarnych z ciepłą woda od rana do wieczora.
Jestem osobą już nie młodą , dla mnie i moich przyjaciół 2 tygodniowy pobyt na kampingu jako minimum wygody, jest jeden podstawowy warunek-to własnie ciepła woda do mycia osobistego i "garów" po obiadach, natomiast dla synów (w 1997r. to były jeszcze "dzieci" w 2000r. już "dorosła" młodzież) liczą się też rozrywki sportowo-dyskotekowe, a to jest możliwe tylko na dużych kampingach(jest .. i nic nie kosztuję). Dlatego kolejny pobyt na tym samym kampingu uważam za udany. Jednym ze spostrzeżeń odnośnie kampingu Valkanella , porównując stan z poprzednich lat było to, że bardzo dużo parcel (miejsc kampingowych)
było na stałe wykupione i ulokowane są na nich namioty i przyczepy Włochów, Słowenców, Niemców,Austriaków. Powrot z Chorwacji trasą Rijeka-Karlowac-Zagrzeb-Gorican-Węgry(2 dni Bukfurdo-kapielisko termalne zachodnie Węgry) i dalej przez Słowację do Nowego Sącza , jak przy wyjeżdzie.
cd.Chorwacja 1997-2004.
W 2001 r. po trzech latach pobytu na Istrii zapadła decyzja o wyjeździe na południe Chorwacji-wybrany został kamping Zaton k/Zadaru i tam też na przełonie lipca i sierpnia nastąpił wyjazd. Tym razem w podróży uczestniczyły już tylko 2 samochody(felcia-uno)
trasa:N.Sacz-Słowacja(Poprad-Bańska Bystrzyca-Komarno)Węgry(Papa-
Heviz(nocleg)-Nagykanizsa-Chorwacja(Gorican-Varażdin-Zagreb- Karlovac-Plitvickie Jezera-Zadar-camp ZATON. Kamping spełnił nasze oczekiwania, gdyż był porównywalny z wyposażeniem jak camp Valkanella na Istrii. Tu też poraz pierwszy w Chorwacji "zagrały" nam cykady. Pobyt na kampingu trwał 15 nocy, pogoda była wspaniała, ani jednego dnia deszczu, woda w morzu ciepła, wspaniałe widoki z morza na biały masyw gór Velebit. Brakowało tylko bryzy morskiej,a ta zawsze była na Istrii.W trakcie pobytu zwiedzony został Zadar oraz wąwóz PAKLENICA w górach Velebit.
Zadar i okolice jako przedsionek Dalmacji zrodził plany, aby stopniowo w następnych wyjazdach do Chorwacji jechać dalej na południe. Wyjazd z kampingu po południu trasą przez Chorwację jak przy wjeździe,dalej przez Węgry wzdłuż Balatonu, Budapest i postój 3 dni na basenach termalnych w Mezokovezd.
c.d.-2002(Primosten)
Jestem ponownie w temacie po dwóch tygodniach przerwy i postaram sie dokończyć temat Chorwacja 1997-2004.
Skończyłem na 2001 roku opisując pobyt w okoliczach Zadaru. W 2002 r. wyjazd nastąpił do miejscowości Primosten, a wybór tej miejscowości powstał na podstawie mapy z której wynikało,że leży ona nad otwartym morzem, gdyż jedynym mankamentem pobytu w 2001 r. a Zatonie (nad zatoką) był brak orzezwiającego wiaterku. Wybór Primostenu okazał się trafny pod tym względem , gdyż wiatr na plaży był, i tu poraz pierwszy w Chorwacji zobaczyłem "fale na 1 m" Przejazd z Nowego Sącza do Primostenu trwał dwa dni , wyjazd o 6 rano
przez Słowację(Komarno)Węgry(Gorican)nocleg w Varażdinskich Teplicach na kwaterze prywatnej i dalej przez Chorwację (Zagreb,KarlovacPlitvickie Jezera,Knin,Drnis.Sibenik)
Nie było jeszcze atostrady Karlovac-Zadar. Pobyt na campingu Adriatyk 13 nocy,w dwa samochody i osoby jak w poprzednich latach, camping położony pod drzewami, dobrze urządzony w obiekty sanitarne i stosunkowo nie drogi.
W trakcie pobytu zwiedzanie miast Primosten, Trogir, Split i Sibenik. Każde piękne w swoim rodzaju, historii i położeniu. Każde warte zobaczenia i ..... powrotu do nich.
W sumie nowe miejsce pobytu w Chorwacji utwierdziło mnie (i znajomych) że Chorwacja jest dla nas wymarzonym miejscem spędzania wakacji. Zarówno dorośli jak i dzieci (też już dorosłe - dorastali w kolejnych wyjazdach) wracają z tych wakacji zadawoleni i wypoczęci. Zapewne część "cromaniaków" dziwi się jak można spędzać dwa tygodnie w jednym miejscu i tu muszę wyajśnić,że z dwóch powodów.
Pierwszy powód, to duży namiot, którego rozbicie i prawidłowe zainstalowanie trwa ok. 2 godzin (znalezienie odpowiedniego miejsca na campingu dla dwóch rodzin, wbijannie śledzi-chyba każdy, kto był na campie w Chorwacji to "ćwiczył", itp). Drugi powód, to "harcerska lodówka" na konserwy i "domowe obiady" Lodówka taka, to dziura wykopana w ziemii, do której wkłada się to co wyżej , i rano wyjmuje się konserwy "z galaretką". Kiedy się taką dziurę wykopie w chorwackiej ziemii, nie szybko ma się ochotę kopać nową w innym miejscu, a muszę nieskromnie dodać,że nie było campingu przez te wszystkie lata, na którym dziura nie byłaby wykopana. (kopana była też m.inn. z powodów oszczędnościowych na finansach, oraz z racji braku lub bardzo małych boksów lodówkowych na campingach,w 2002 r. boksy w Primostenie w czasie mojego pobytu były zepsute) Powrót z Primostenu do Nowego Sącza był znowu przez Węgry, z pobytem 1 dniowym pobytem w DOMBOVAR (poniżej Balatonu-jak prawie każde miasto na Węgrzech z basanami termalnymi), plany były na pobyt 3 dni ale wygoniła nas deszczowa pogoda.
c.d.2003 r. (Zivogosce-Dubrownik-ponownie Primosten)

Tyle udało mi sie odnaleść, brak opisu pobytu w 2003 r. w Zivogosce
ale pamiętam, że było tam w okresie mojego pobytu na przełomie lipca i sierpnia strasznie gorąco, duszno i wietrznie .. tak, że uciekałem do Primostenu nad "otwarte morze", natomiast w 2004 r. skusiłem się
poczatkiem lipca na pobyt wreszcie na jednej z wysp i wybrałem Krk,
z której po 5 zimnych dniach (12 stopni w nocy pod namiotem) udałem
się do cieplejszej części Cro, tj. ponownie do Zatonu k.Zadaru.
(i tam właśnie złapałem belonę :lol: :wink:)
Pozdrawiam
Ostatnio edytowano 13.02.2006 16:48 przez Janusz Bajcer, łącznie edytowano 1 raz
krzychu_72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 515
Dołączył(a): 06.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krzychu_72 » 13.02.2006 15:00

To i ja wklejam relację , którą poczyniłem w zeszłym roku:

Wysłany: 21-06-2005 18:08 Temat postu: Pozdrowienia z Igrane :-)

Witam Cromaniaków :-)

W niedzielę przyjechaliśmy do Igrane. Jest to mała miejscowość na Riwierze Makarskiej, za Makarską, przed Drvenikiem. Droga z Polski była dość komfortowa. Wyjechaliśmy z Gdyni w sobotę o 5 rano, Polskę zrobiliśmy w 8 godzin, remonty jedynki nie były uciążliwe. Czechy zrobiliśmy przejazdem w drodze na autostradę do Bratysławy, ok. 8 wieczorem dojechaliśmy na nocleg w Oekotelu koło Grazu w Austrii. Następnego dnia Słowenia - na granicy z Chorwacją przystanek w sklepie bezcłowym, ceny nieco niższe niż w Polsce. Przykładowo: litr Bacardi 12,4 EUR, 0.7 cachaca Pitu 9,2 EUR (u nas w Selgrosie jakieś 68 zł), likier Amarula 1 litr 11,9 EUR (w Polsce 0,7 jakieś 55 zł). Sklep otwarty codziennie, od 8 rano chyba.
Przelot chorwackimi autostradami to czysta przyjemność. Można zdrowo depnąć, jeśli ktoś lubi, tym bardziej, że autocesta jest praktycznie pusta. Na autoceste nie ma jeszcze kibelków, ale ze względu na szybki przelot, wytrzymaliśmy od Austrii :-) Troszkę się pogubiliśmy na zjeździe do Splitu - wybraliśmy drogowskaz na Dubrovnik i w ten sposób zajechaliśmy do Sinj. Zawróciliśmy zatem na Split i na jadrankę. Tak więc nie sprawdziły się prognozy co do jazdy w weekend. Może dlatego, że to jeszcze czerwiec - tak czy siak, nigdzie nie trafiliśmy na jakiekolwiek korki.
Wybór Riwiery nie był przypadkowy, kiedyś już byliśmy w HR i region Makarskiej bardzo nam się podobał.
W Igrane byliśmy w niedzielę ok. 16.00. Gospodarze bardzo mili, apartman rewelacja. Tak jak na zdjęciach, a nawet lepiej.
Pogoda jak dzwon, w powietrzu ok. 30 stopni, woda 21 stopni tak więc w sumie lekki szok przy wejściu do Jadrana. We wrześniu jest znacznie lepiej.

Jeśli chodzi o ceny - w poniedziałek zrobiliśmy wypad do Trogiru i Splitu. W Splicie zrobiliśmy zakupy w Mercator Center, coś jak nasz Geant z hipermarketem i galerią sklepików.
Pepsi 2L - 11,19 kn
Masliny zelene 200 gr - 11, 76 kn
Masliny zelene 370 gr - 12,9 kn
Sok jabłkowy 1L - 7,58 kn (trudno znaleźć sok, są same nektary i napoje)
Sok pomarańczowy 1,5L - 10,14 kn
Wino Korculansko 1L - 20,39 kn
Wino Peljesac 1L - 25,17 kn
Krastavci (ogórki świeże) - 4,97 kn za kg
Kruh 0,56 kg - 4,97 kn
Rajcica (pomidory) - 10,97 kn za kg
Woda baniak 5L na promocji najtańsza jaka była - 5,97 kn
Arbuz - 3,9 kn za kg
Karlovacko 1L plastikowa butla - 10,24 kn
Ozujsko 1L plastikowa butla - 10,20 kn
Buty na Jadran - 39,48 kn (na rynku pięć dych, ten lepszy sort)
Grejpfruty czerwone - 16 kn za kg
Fasolka zielona - 19,27 kn za kg, na rynku w Trogirze z 12 kn opuszczali na 10 kn
Papryka na targu 12 kn za kg, kapusta zielona świeża 6kn za kg
Sałata na rynku na wagę 6 kn zapłaciliśmy za dużą sałatę.
Nektarynki na rynku cena kosmos, 20 kun za 4 sztuki dałem, ale bardzo smaczne, a w hipermarkecie już padnięte były.
Dziewczyny mówią, że paero (chusta na plażę) 60 kun na rynku w Trogirze.
Benzyna jakieś 7,23 w miastach, na autoceste jakieś 7,8. Stacje benzynowe, jak ktoś był choć raz w HR to wie, wyglądają jak relikt innej epoki. Na stacji wylotowej ze Splitu tak wali benzyną, że człowiek się zastanawia, kiedy to wyleci.
Najtańsze dania w restauracji 35 kn, średnio 50 kn. Ligne na zaru w Trogirze ok. 70 kn.

Oliwki rosną przy drogach jak chwasty, nie wiedzieć czemu są takie drogie w sklepach. Na plaży babki świecą cyckami. Babki mają średnio 70 lat :-D
Na Jadrance da się pocinać w miarę szybko. Chorwaci nie wiedzą jednak co to kierunki i uważają, że do ruchu można się włączyć w każdej chwili. Dzisiaj widzieliśmy na drodze takiego MadMaxa, że nasi kozacy wyprzedzający na trzeciego mogliby się od niego uczyć - na ciągłej na zakręcie na czołówkę z vanem :-) BTW był to przedstawiciel handlowy jakiejś wody mineralnej.

Z ciekawszych rzeczy - ptaszki ćwierkają, mamy tresowane zwierzątko na tarasie (jednym z dwóch he he) - modliszkę :-) jest po ósmej i odpalamy Karlovacko. Przed nami spokojny Jadran i Hvar, za nami przepiękne góry czerwone od zachodzącego słońca, księżyc prawie w pełni... W tym miejscu pozdrowienia dla całego Croforum :-) Tak więc zamykam laptopa i do następnego... :-D
to ja ewa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 707
Dołączył(a): 01.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) to ja ewa » 13.02.2006 15:44

Fajnie,że chciało Wam sie dogrzebac do Waszych starych postów.Jak dla mnie są bardzo pomocne i na pewno pomogą w wyborze :D Dzięki :)
aquavitae
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 406
Dołączył(a): 21.04.2004
Stara relacja Murter 2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) aquavitae » 07.04.2006 08:05

No w końcu trzeba usiąść i napisać relację z wyjazdu, zamieścić parę zdjęć, opisać ceny itd. Tak się zastanawiam tylko ile dni zajmie mi napisanie tego ( mam nadzieję, że nie dłużej niż sam pobyt w cro:).
Wyjechaliśmy z B-stoku 2 września, wróciliśmy 10. No i był to mój powrót do Chorwacji po trzech
latach przerwy ( 2000 Trpanji, 2001 Orebic ). Dla ułatwienia całość podzielę sobie na działy – myślę, że i dla czytających będzie to też pewnie strawniejsze.

Dojazd: Jak zwykle samochodem i jak zwykle ( jako, że było dwóch kierowców ) postanowiliśmy jechać na raz. Wyjechaliśmy z Białegostoku ok 15,30 i ruszyliśmy w stronę w W-wy, aby zboczyć tylko po znajomych do Ostrowii Mazowieckiej. Oczywiście pare km za B-stokiem stali chłopcy w krzakach z suszarka, ale miły kierowca Tira – tu pozdrawiam uprzedziłe mnie światłami. Jakieś kilkaset metrów dalej jechało sobie Mondeo, powiedziałem małżonce „...wyprzedzę pana powoli, a on napewno będzie miał niebieską koszulę z pagonami...” i co oczywiście trafiłem, także uwaga na takie pułapki.. No nic w Ostrowii dołączyła do nas jeszcze jedna parka i drugi samochód, z którym umówiliśmy się w Jankach. Ja miałem jeszcze sprawę do załatwienia w Polsacie w Alei Stanów Zjedn., ale jako, że nikt mi nie powiedział, że wjeżdża się od innej innej strony, więc wykonałem sobie trzy kółka po Saskiej Kempie:((. No ,ale do rzeczy droga do Cieszyna powoli tak około 130-140 km/h oczywiście po drodze ( co uwielbiam ) jedzenie na parkingu kanapeczek ( niestety podczas każdego wyjazdu jest to zawsze tylko raz, aha i niech mi nikt nie mówi, że niezna tego smaczku ). W końcy docieramy do Cieszyna, po drodze zaliczając bardzo fajne objazdy i dziury i wogóle, btw zawsze sie zastanawiam dlaczego u nas nie da się pracować w nocy, a nie przepraszam jak wracalismy ktoś zasuwał z budowy z taczką ze zdobytymi z trudem łupami ( czyli jednak ktoś pracuje:)). Tankujemy na BP i jedziemy na przejście, sprawdzanie paszportów przez co dziwi moich znajomych ( oni są w unii a tu chcą paszportów...), kupuję czeską winietę na granicy ( mam gdzieś szukanie stacji po nocy za parę złotych ) i ruszamy dalej. Dojeżdżamy do Znojmo bez żadnych szczególnych ceregieli za wyjątkiem szukania gazu dla kolegi, tankujemy go w końcu w w/w mieście, po drodzę dziwię się trochę, ale jednak trzy lata temu było tam tych czerwonych latarnii o wiele więcej i wjeżdżamy do Austrii. Jedziemy ze Znojmo w stronę Wiednia, tu pamiętam, że na pierwszej stacji po wjeżdzie na A22 po prawej będą winiety, tak tez się staje i jako że jest juz 4 rano to dopada mnie kryzys. Tłumaczę koledze jak i dokąd ma jechać ( na Wiedeń, później na A2 i na Graz ) i udaję się na spoczynek. Tyle, że dośc szybko zostałem obudzony przez hałas, spowodowany przez ukraińskiego vana ocierającego sie o lewy bok mojego samochodu. Facet nie zauważył znaku iz lewy pas top max 2 lub 2,2 szerokości samochodu przestraszył sie betonowej zapory i odbił gwałtownie w prawo, składając nam lusterko – dobrze, że nie odwalił, rysując przednie i tylne drzwi oraz tylny błotnik. Mi jakoś udało się powstrzymać kolegę przed gwałtownym hamowanie na autostradzie, czy też innymi gwałtownymi ruchami, stwierdziłem, że samochód to rzecz nabyta oraz, że jak ja wyjeżdżam to zawsze musi coś się stać ( 2000 wyjazd na narty, ląduję na drzewie – szklanka, 5 miesięczna primerą, która poszła do kasacji; marzec 2004 znów narty po 100 km, zatarł się silnik, auto było miesiąc po gwarancji, ale niestety wina serwisu więc silnik został wymieniony za darmo!!! - polecam Toyotę ) i teraz już będzie swięty spokój.
Reszta podróży przez Austrię przebiegła bez problemu, dojechaliśmy do Słowenii, gdzie zatrzymaliśmy się na śniadanko i tankowanko w barze Kompass, tuż za przejściem granicznym.
Ceny i dokładne przeliczniki npdst. paragonów i wyciągów z kart podam na końcu. Dalej sam juz dosiadłem sie do kierownicy i ruszyliśmy w dalszą drogę kierując się ku Chorwacji. Przejazd przez Słowenię jak zwykle, na przejściu Macelji wymieniam 20E na kuny coby mieć na autostrady ( przelicznik taki sobie ) i jedziemy jak zwykle na Karlovac. Dla zainteresowanych: kolegi Dodge był na gaz, i w Słowenii go nie widział, co do Austrii to na stronie narty.pl jest spis takowych, także tankował dopiero na stacji Petrol przed Karlovacem. W końcu wjeżdżamy na autostradę do Splitu i tu Panie, Panowie kopara mnie opadła, że hej do samej ziemi. Chorwacja 26,06,1991 – deklaracja niepodległości, 4 lata wojny, autostrada prowadzi w większości przez tereny Krainy wyzwolonej dopiero w wynika akcji „Burza” vel „Oluja” w dniach 5-10.08.1995 i w ciągu trzech lat wybudowali taką autostradę i to jeszcze przez tak trudny teren. ( Tu posypały się, nie do zacytowania oczywiści, peany na temat klasy rządzącej w naszym pieknym kraju, gdzie wojna zakończyła się niespełna 59 lat temu, a do tego są tak trudne równinne tereny, a by budować tu autostrady ). Powiem tyle, pieniądze wydane na przejazd A1 są tego naprawdę warte, pomijając korki w sezonie, jazda ta drogą to prawdziwa przyjemność, jechałem miejscami 190 km/h, a trójka moich pasażerów sobie smacznie spała. W tamtą stronę piątek, z powrotem to była sobota i nie była najmniejszego korka, nawet na objeździe tunelu Mala Kapela – podobała mi się nawet to urozmaicenie ( takie nasze Beskidy ). Oczywiście atrakcje już zapewnione: przy wjeździe do tunele Sv.Rok 13 stopni i mgła, więc mówię: ...na temat tego co będzie za tunelem to się nie wypowaiadam..., a tam oni mają opad szczęk, gdyz swieci piękne słoneczko i temp. Gwałtownie rośnie do 28 stopni. W końcu na 12.30 dojechaliśmy na Murter.
Powrót zajął mi do Białegostoku 19h, w tym 2h przerwy, czyli jechałem 17h, jakoś juz nie dawałem nikomu kierownicy i droga przebiegła bez niespodzianek. Wyjechaliśmy z Murteru o 7 rano, w Zagrzebiu o 9.30 – ta autostrada, w Słowenii tankowanie i obiadek – w innym dziale podam namiar,opis i ceny, Wiedeń około 15 i juz z daleka od lewego pasa, do Polski wjeżdżamy o 18.30. Czyli 1100 km w ciągu 11,5h a 550 km w ciągu 7,5h także w Białymstoku bylismy na drugą w nocy.
Gwoli podsumowania, jeżeli nie ma korków w Chorwacji i jedzie ktoś w okolice Zadar, Split, Sibenik i dalej na południe to tylko autostradą, pieniążki płacone na bramkach to nic w porównaniu do zaoszczędzonego czasu. Wcześniejszy przejazd na Peljesac przez Chorwację zajmował nam zawsze około 11 godzin, czyli 8-9 Zagrzeb, a dopiero 14-15 okolice Splitu. Już nie mogę się doczekąć roku 2008 i doporowadzenia autostrady do samego Dubrownika ( choć i do Ploce by mi wystarczyło ).

Zakwaterowanie: Pojechaliśmy w ciemno i jeżeli dla 2 i 4 osób nie byłoby problemu ze znalezieniem super apartamentu i to w dobrym miejscu, to już dla 6 osób i dla jeszcze 2 dojeżdząjących dwa dni później było to trochę problematyczne. Zaczęlismy ok. 12.30, a skończyliśmy dopiero o 16.00 i muszę powiedzieć, że zaczął nas lekko trafiać szlag. Były naprawdę świetne kwatery dla 4 osób za 55E, między apteką, a trafiką: dla każdej pary salonik z satelitą, kuchenka, łazieneczka i sypialnia, do tego fajny tarasik – niestety bez widoku i blisko morza, jeden minus to tylko, cytuję:”...te cholerne pierdzące skuterki...”, no ale nas było dużo więcej. Oglądaliśmy też apartamenty, gdzie brak terakoty na środku pokoju został uzupełniony gazetami, norę miejscowego listonosza za 7E od osoby, gdzie jedna łazienka przypadała na osób 12, facet z IT w Betinie, który zaprowadził nas do apartmana z tarasem, który to był wielkości balkonu z polskich wieżowców i wychodził na budynek gospodarczy. Z innych ciekawostek znaleźlismy klimatyzowane pokoje o bardzo wysokim standardzie z widokiem na plażę Slanica, do tego oczywiście basen, po 70E za parę na dobę, ale małżonki wybiły nam to z głów. W końcu zmęczeni, trochę nieładnie pachnący trafilismy do willi Ruzicy , przy ulicy prowadzącej do plaży Slanica i jakieś 150 metrów od Konoby Skalinada ( idąc od razu w górę ).
WWW.SEECROATIA.COM
RUZICA SIKIC
MURTER, PUT SLANICE 16
CROTIA
po sezonie
IVANA MESTROVICA 1/A
KARLOVAC
TEL: 0038547415266
Apartman miał trzy sypialnie, dwie łazienki, ogromną kuchnie połączoną z livingiem z TV – w kótrym to oglądaliśmy mecz Cro-Hun, do tego dwa tarasy: z jednego był piękny widok na Murter, Betinę, całe Murtersko More, wyspy i sta ły ląd; ale niestety Bora przewracała na nim nawet filizanki z kawą, natomiast drugi z przeciwnej strony domu, na którym nie było wiatru i temp. wieczorem wynosiła 26 stopni, no ostatniej nocy juz tylko:) 20, ale niestety widok obejmował tylko górki po drugiej strony wyspy. Płaciliśmy za 6 osób 80E za dobę, gdy dojechała jeszcze dwójka naszych znajomych, dostali oni sypialnię i łazienke pietro wyżej, korzystali z naszej kuchni i razem było to 100E, czyli 25 na parę, ujdzie. W trakcie okazało się również, że nasza gospodyni posiada oczywiście własny kawał ziemi na Kornatach z domkiem na 6, max. 7 osób, za 60E za dobę. Woda dochodzi do domku z cysterny, ogrzewanie i elektryka jest z agregatu gazowego, do tego łódeczka o mocy chyba 6PS, oczywiście ogromny taras, dodatkowy koszt to transfer tam i z powrotem po 50E w jedną stronę od wszystkich osób. Jak powiedziała nasza gospodyni, tu tłumaczę: „... cisza, spokój, siedzisz na tarasie i grillujesz hobotnicę..., a jak się zachce cywilizacji to idziesz na górę i schodzisz na drugą stronę wyspy, gdzie jest mała restauracyjka i kilka domków...”. Muszę powiedzieć , ze choć na początku nie byłem zadowolony z kwatery to jednak widoki z tarasu ( mimo wiatru ) i do tego mozliwość długiego spaceru do miasta na żarełko i napitkę zrekompensowała to wszystko. I tu gwoli podsumowania, jeślio wybieracie się w więcej osób niż cztery to naprawdę niepolecam jechania w ciemno, zwłaszcza, gdy robiliście trasę na raz, jest to naprawdę męczące i trudne znalezienie apartamentu dla 6-8 osób tak jak w naszym przypadku, jeśli jedziecie we cztery osoby to jak najbardziej.
Plażowanie: Na początęk wybralismy się na plażę Cigrada, żwirowa zatoczka może i ok, ale dla dzieci, skałki też jakoś nie przypadły mi do gustu, chyba dlatego, że potwornie wiało. Do tego osławiona knajpka na tej plaży odstraszyła brudkiem i czasem oczekiwania na zainteresowanie, który zdecydowanie przekroczył moją wytrzymałość. Dlatego po godzince zabraliśmy się na Slanicę. Tutaj parking za 10 kun, ale oczywiście widziałem tez tych co zaoszczędzili i zatrzymywali się przy sklepie ( mogli ruszyć z buta ). Zatoczka żwirkowa jak wyżej Cigrada, do tego zdecydowanie za dużo ludzi, a więc idziemy dalej na skałki poniżej campingu. No tu już zdecydowanie fajniej, zejście do wody takie sobie, ale za to piękne widoczki pod wodą, przed sobą i wogóle. Radzę uważać jedynie na żółto-zielone porosty, ponieważ są trochę śliskie, co poczułem na sobie waląc tyłkiem i kością ogonową o skałę. Należy również poznać dokładnie gdzie co kupic na tej plaży, gdyż może to się skonczyć tak jak nam, gdy żony kupując sobie 2 soczki i 2 pifka pozbyły sie 50 kun, a w nastepnej knajpie mogły to zrobić za 30, nie wspominając już o sklepie przy parkingu, ale ceny to temat na inny tom. Rekonesans dokonany w międzyczasie pokazał nam , że za campingiem znajduje się jeszcze ładniejsza plaża.
Następnego dnia dojeżdżamy do Slanicy, a tu nie ma poplatku przy wjeździe, wjeżdżamy na wąską drogę między knajpami i plażą, nie polecam mijania się tutaj z innymi samochodami ( sprawdzone na własnej skórze ), no chyba, że ktoś lubi lusterko koło lusterka, lusterka przy murku, lub pół opony zawieszonej na krawędzi drogi. Zajechaliśmy, aż do samej grobli na wysepkę, tu wreszcie pacimy 10 kn, ale za to można wypozyczyc leżak za 20kn, co nie jest możliwe, gdy opłata jest pobierana przy samej Slanicy.
Idziemy poprzez krzaczorki na plażę opisaną jako Nudisticka, ludzi malutko, część na naguska, część tekstylna. Chwila konsternacji i jednak postanowiłem spróbować bez majteczek... ehh. Super, szczerze mówiąc nie wyobrażam juz sobie plażowania w gatkach. Co do plaży: nie było za dużo ludzi, choc jeśli ktos ludzi całkowite pustkowie to może sie wybrać dalej na skałki, Zejście do wody trochę kamyczków, ale zaraz zaczyna się żwirek, więc dla dzieci super, można popłynąc w bok i tam ma się skałki i większe zycie podwodne, a do tego opadająca w pewnym momencie w głąb pionowa ściana. Trochę dalej od plązy wgłab morza na dnie pojawia się rośliność i tu naprawdę ładne widoczki, na rybki, krabiki i inne morskie dziwadła, jeśli ktoś jest w stanie też zanurkować można wyciągnąć fajne okazy muszli – nawet te duże, do tego rozgwiazdy, czy też inne...
Zdziwiła mnie tylko dość duża ilość meduz na tej pląży, nigdy ich jeszcze w Chorwacji nie widziałem, oprócz małych takich jak w naszym Bałtyku, były też takie wielkości piłki nożnej w kolorze brazu, feeee. Kolega uciekając od takowej zaliczył bliskie spotkanie z tą mniejszą. Innego dnia wybraliśmy się na skałki z ławeczką pod drzewem, było fajnie i pusto, ale wiatra donosił do nas zapach ryb. Po południu często zrywał się juz wiatr co dawało fale, wtedy juz pływało się ciężej, ale dzięki temu morze nanosiło na dno fajne okazy, o czym można było się przekonać następnego dnia.
Innych plaż nie zwiedziłem bo ta mi naprawdę odpowiadała, niedużo ludzi, fajne dno ( trzeba było trochę odpłynąć ) cisza i spokój. Plaża ta przypominała mi troche Dubę na półwyspie Peljesac. Na korzyść spokoju na tej plązy świadczy niech to, że jak zacząłem we wtrorek po południu czytać „Powstanie Warszwskie” Davisa to do piatki doszedłem do strony 780, czyli naprawdę mogłem się skupić na lekturze.
Miasto Murter: Miłe, spokojne i ciche, nic ciekawego do oglądania... Życie toczy się rano i wieczorem, w ciągu dnia większość rzeczy pozamykana, czyli normalka śródziemnomorska. Moim zdaniem bardzo podobne do Trpanji i Orebicia, choć ten drugi jest położony w jeszcze ładniejszych okolicznościach przyrody niż Murter.
Co sie przyda: piekarnia – w prawo od centralnego skrzyżawania w miasteczku ulica Matije Gupca, tuz obok wcześnie rano bazar rybny i całodniowo w stronę portu bazar warzywno-owocowy. Market znajduje się na lewo od tego placu idać wąską uliczką w lewo, przy niej znajdują sie sklepiki z rybkami, mięskiem i spozywczy. Wieczorem pojawiają się zaś kramiki z winem, rakiją, figami i serwetkami. Polecam wejście do knajpki przy bocznej ulicy gdzie jest napis „Domace vino, rakija..” , ciemno, siedzą miejscowi, piją winko i rakiję zagryzając płatami mięsa, krojonymi przez właścieciela, z oliwkami. Dalej pizzeria Barbara, otwarta od godziny 13.00, którą polecam zdecydowanie – opis w dziale Knajpy. Dalej dochodzi się do supermarketu i banku ( prowizja za wymianę E na Kn to 1%, a kurs ). Dalej jest apteka czynna 9-12, 18-21 ( to moja choroba zawodowa, zawsze muszę zwiedzić aptekę, gdziekolwiek jestem ). Tuż za supermarketem. można skręcić w prawo i po kilkuset metrach dojdzie się do konoby Skalinada, którą też polecam i opiszę w następnym dziale.
Wycieczki: Tak jak na 7 dni pobytu na miejscu, nie było na to za dużo czasu, a więc do Paklenicy się nie wybraliśmy, znajomi pojechali tylko do Krki i Sibenika, ale że mieli to zamiar obskoczyć w jeden dzień ( ja lubie zwiedzac w miarę powoli i dokładnie ), a do tego stwierdziłem, że i tak Krka nie równa się Plitvicom, a Sibenik Dubrownikowi, więc tam nie pojechaliśmy. Wybraliśmy się za to na Kornaty ( w porcie w Murterze 7.09 nie było niestety nikogo z forum ). Przyszedłem dzień wczesniej i na chybił trafił wybrałem statek „Tureta”, cena wyjściowa to było 200 Kn od osoby, ale dla 8 osób zeszli na 180, co sami zaproponowali, także odbyło się bez targowanaia, na co czasami jestem zbyt leniwy. Rano tak wyszło ( w związku z moją ideą spotkania ludzi z forum ), że byliśmy na statku pierwsi, zajęliśmy najlepsze miejsca na górnym pokładzie i zacząłem sie zastanawiać, po cholerę wybrałem tak duża łajbę, na którą wejdzie napewno ze 100 osób, a do tego będzie płynąć w tempie żółwia. Na szczęście ludzi było naprawdę niewiele, a statek o dziwo był najszybszy ze wszystkich płynących na Kornaty. Powitanie rakiją, której sam zapach wskazywał juz na cenę 5 Kn za litr ;), także nawet nie spróbowałem. Fajna była za to obsada statku, popijali oczywiście od poaczątku do końca rejsu, byli na przemian kucharzami, marynarzami, kapitanami i przewodnikami. Załogant pociągający najwięcej i wyglądający na amatora taniej rakiji wykazał się przy objaśnianiu celu wycieczki znajomością języka włoskiego, niemieckiego, angielskiego i oczywiście chorwackieg, był nawet przez dwanaście dni w Polsce, pamiętał Książ, Bolków etc., a z Wrocławia najbardziej i chyba jedynie knajpę Spiż. Dodam jeszcze, że miał czarne łapska, ucięty palec i następnie udał sie do kuchni, gdzie ręcznie mieszal, sic! sałatkę. Kornaty oczywiście prześliczne, niezłe wrażenie robią wszechobecne murki, które oddzielają tereny prywatnych właścicieli. Nie bedę opisywał bo warto się tam wybrać. Po kilkugodzinach rejsu wpłynęliśmy do zatoczki ( nazwa wyleciała mi z głowy, w każdym razie był tam szumny supermarkt i restoran ). Tam spożylismy obiad – chyba makrela – nawet zjadliwa, lub mięsko, do tego chlebek, nieszczęsna sałatka – głód spowodował, że z rąk mieszających tylko sobie żartowaliśmy i winko Bielo Stolove – cena w supermarkecie w Murterze 9,98 kuny. Następnie był free time, więc udaliśmy się na kąpiel. Zatoczka była śliczna, ale jako, że była tu ogromna przystań żeglarska, więc raczej nie będę komentował ilości syfu na dnie i w niektórych miejscach na brzegu.
Powrót trwał juz tylko 1,45 h także na 17 bylismy z powrotrem w Murterze mijając m.in. Fermę tuńczyka, który po podrośnięciu wysyłany jest do Japonii, nad wodą w tym miejscu krązyły zaś ogromne ilości mew ( wiedzą, gdzie się nażreć łatwo i bez wysiłku. Także polecam wyprawę na Kornaty, proszę nie przerażać się jakością żarełka – nikt z nas nie miał żadnych sensacji, a ja zastanawiam się nad spędzeniem kilku dni tylko na tych wyspach ( żoncia niestety jest „niebardzo”).
Knajpy: Wyjazd nasz był dość krótki, także postanowiliścmy stołować się tylko w knajpkach ( oczywiście oprócz sniadań ), najbardziej do gustu przypadła nam pizzeria Barbara – czynna już od godziny 13.00, menu po Polsku, a dania naprawdę pyszne i ogromne, jak zamówiłem sałatkę z nerczanami, a potem jeszcze duża pizzę i popiłem piwem to naprawde myślałem, że pęknę. Dziewczyny zachwycały sie tortellini, lasagną itd., obsługa miła, konkretna i szybka. Znajdę paragony i podam wam ceny. Ale przecież nie przyjechalismy do Chorwacji wcinać dań kuchni włoskiej, tylko rybki i owoce morza ( jak mówili znajomi robaki z morza ). Tutaj najbardziej przypadła nam do gustu Skalina, może dlatego, że było tutaj nam najbliżej, a może, iz lubię knajpki położone na uboczu, a nie w centrach, gdyż takowe muszą sie czyms wyrózniac, aby przyciągnąć klienta. Tutaj na dzień dobry „domaca rakija” po kieliszku, następnie kelner ( najfajnieszy i zakecony był taki mały w okularckach ) polecał co było świeże, ale ja oczywiście kierowałem się swoim nosem. Na poczatek namówiełem żonę na kalmary – trochę mnie to kosztowała gadania, ale zamawiała to po kilku dniach, więc smakowało napewno. Ja na początek zjadłem gulasz z ośmiornicą, miałem nadzieję oczywiście na kawał tejże na talerzu, ale i tak było pyszne, aha do gulaszku podana była polenta. Z innych dań jako przystawki polecam zupki: pomidorową i rybną po 10 Kn, slane sardele – 3 sztuki za 15 Kn, innym razem jedliśmy Brudet, jest to danie na dwie osoby ryba w dzwonkach, do tego grube talary podpieczonych ziemniaków, cebula i to wszystko w sosie pomidorowym ( a nasze pomidorki do ichnich się nie równają ), porcyjka naprawdę wielgachna. Co do krabów, to jeśli ktoś lubi się chrzanić z rozłupywaniem itd., ja uwielbiam, to polecam pohane – czyli zanurzone w gorącym oleju, lub na zaru czyli z grilla, w cenie po 80 Kn, za sztuk jak pamiętam chyba 8, są też juz połupane w cenie 50 Kn, ale nie wiem za ile i z czym, ponieważ jak pisałem lubie łupać, wrażliwi nie czytać: i wysysać oczka...mniam. Nie mogłem sobie oczywiście darować też kalmarków, oczywiście z domowymi frytami ( co widać po frytkach ) i muli, ale to ostatnie już jako deserek. Małżonki jako deserki wcinały lody i naleśniczki i tez podobno były pyszne – tego ja znów nie jadam. Na koniec po jedzonku kelner częstował nas również kieliszeczkiem wina Prosek – ciężkie i słodkie, oczywiście na koszt firmy. Inne lokale w miejscowości Murter niestety nie zostały przez nas sparawdzone, ze względu na niewielką ilość czasu, jak i tym, że Skalinada naprawdę była swietna. Aha dla formalności dodam, że moi znajomi nie gustujący w robalach, zajadali się podawanymi tam daniami mięsnymi. Co do innych lokali to zaliczylismy jeszcze Compass przy wjeździe do Słowenii z Austri, jak na śniadanie to ujdzie, ale nie polecam. Natomiast wracając zajechalismy do przydrożnej knajpki z hotelem, między Ptujem, a Mariborem o nazwie Gostilna „Celan”, zamówiliśmy po rosołku, po talerzu Cevapi z frytkami, kawkę z mlekiem, herbatkę, dwie sałatki, dwie cole; ceny oczywiście w tolarach więc nic nam nie mówiły. Dostaliśmy ogromną wazę mniamuśnego rosołku, największy Cevapcici jakie widziałem w życiu, wielkie michy sałaty itd. Znajomych sznycle miały powierzchnie dosłownie płyt analogowych. No, ale wracam do mojego żarełka, płatność była kartą, po kilku dniach sprawdzam, a tu zeszło 88 pln, a po wielkości porcji spodziewałem się naprawdę dwa razy tyle.












Ceny:
Paliwo w Słowenii, płaciłem kartą American Express, bank Millenium: 46,83Litra Stacja Petrol – obciążenie karty: 180,07, czyli za litr 3,845 pln; 52,84Litra OMV Istrabenz – obciążenie Visy Classis ten sam bank 202,21, czyli za litr 3,826 pln. W Chorwacji nie ja płaciłem, za paliwo, więc cen nie podam, cen gazu niestety nie pamiętam.
Wypłaciłem też z bankomatu w Cro 300 Kun, bank jak wyżej karta Visa Electron, prowizja 9 pln, wartośc Kun to 181,32 pln.
Ceny z knajp w Słowenii:
„Celan” - jak pisałem obciążenie karty Amex to 88,63 pln, Tolary: 4780, Euro 20,17
Ceny za 1 porcję w tolarach:
Cevapcici 1000
Sezonska solata: 400
Frytki: 350
Goveja Juha ( Rosól ): 300
Herbata: 150
Kawa z mlekiem: 170
Cola: 120
„Kompas” - Visa 50,74, tolary 2740, euro 11,82
Cevapi: 990
Frytki: 350
Omlet z serem: 600
Chleb: 180
Kawa: 200
Herbata: 220
Tesco we Frydek-Mistek za 2 karimaty: 20,68 pln – to 148 koron
Piekarnia w Murter na ulicy Matije Gupca: burek z serem: 12; mała pizza: 10; chleb 4-5
Dobra podaje teraz ceny z knajp w Murter w kunach:
Pizzeria Barbara: Pizza duża z owocami morza: 40; Sałatka z nerczanami: 40, Sezonowa 15; Pizza Serowa duza: 30; Piwo lane 0,5: 12, Cola 0,25: 10; Przelicznik rachunku z tej knajpy 57 Kun = 8 euro; Sałatka z pomidorami i serem Mozzarela: 25 Kun.
Skalinada: Gulasz z Ośmiornicy z Polentą: 55; Dwa duze kalmary z grila i frytki: 50; Piwo lane 0,5: 12; Sprite 0,25: 10; Sok jabłkowy 0,2: 12; Sałatka: 12 Kun.
Więcej cen nie pamiętam, rachunków nie dowiozłem, mam nadzieję, że ktoś z Was dotarł do końca. Jak coś jeszcze znajdę, napewno napiszę.
Przemek
aquavitae
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 406
Dołączył(a): 21.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) aquavitae » 07.04.2006 21:40

Aha nie napisałem, że to wszystko stan na rok 2004...
Przemek

Powrót do Nasze relacje z podróży


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone