napisał(a) zawodowiec » 09.06.2005 23:25
meeg napisał(a):bawiąc się z przypadkowymi ludźmi przeżywa się coś niebywałego.
Meeg przypomniałaś mi jak parę lat temu przyjaciele z Dublina razem z dużą paką ich znajomych mnie wzięli do knajpy oglądać na dużym ekranie transmisję walki Chrisa Eubanka ze Steve'em Collinsem, bokserem z Dublina. Na co dzień nie jestem żadnym wielkim kibicem boksu ale tam jak cała sala kibicowała swojemu ziomkowi to mi się udzielił ich nastrój. Collins wygrał i popłyneło morze piwa
Ale wracam do tematu przygodowo-chorwackiego. Kiedyś jak wracaliśmy to się zakorkowało przed Plitvicami więc odbiłem w lewo na Otocac ale chciałem być jeszcze sprytniejszy i jeszcze bardziej skrócić drogę. Skręciłem na wieś Rudopolje - chciałem pojechać przez las - wg mapy droga zaznaczona jako prawie ostatniej kategorii, biegnąca wzdłuż linii kolejowej. Asfalt się szybko skończył, ta odnoga zaznaczona jako 'właściwa' była zagrodzona na stałe szlabanem przed linią kolejową - pojechałem drugą odnogą czyli szarą kreską na mapie. Dłuższy czas jakoś się dało jechać. Potem niestety się zrobiło parę niezaznaczonych rozjazdów, jechaliśmy na czuja, a droga była tak rozjeżdżona że podwozie szorowało o bajbory pośrodku drogi między koleinami. Było za wąsko żeby je jakoś ominąć, już nie mówiąc o zawróceniu. W przypływie desperacji moja Pani w pewnym momencie wysiadła i zaczęła odwalać na bok te największe. Największe emocje były jak musieliśmy przejeżdżać przez wielkie błotniste kałuże o nieznanej głębokości i ukształtowaniu dna
Dalej już jechaliśmy jak droga puszczała, na rozjazdach wybierając kierunek dający największe szanse przejazdu. Po ponad godzinie takiego safari wyjechaliśmy... dokładnie w to samo miejsce gdzie zaczęliśmy nasz skrót
Proszę o duże brawa dla mojej mądrości
Przypłaciłem to podrapaniem od spodu skrzynki biegów, był mały wyciek oleju, ale z duszą na ramieniu pojechaliśmy dalej jako że skodzinka nie dawała znaków protestu.
Mieliśmy informację że nad ranem ma przez Budapeszt przechodzić fala powodziowa (ta pamiętna z 2002 roku na Dunaju i dopływach co zalała Pragę i Wiedeń). Mimo uszkodzenia dawaliśmy więc dosyć szybko, przez ten 'skrót' mieliśmy spore opóźnienie, przez Budapeszt przejechaliśmy koło 4 rano i o 5 stanęliśmy na mały komarunek na przydrożnym parkingu. Olej ze skrzynki cały czas powolutku kapał ale następnego dnia szczęśliwie dobiliśmy do Łodzi, drugiego dnia większość trasy prowadziła moja Pani bo już byłem zryty. Uszkodzenie dało się bez problemu naprawić w warsztacie w Łodzi. Potem się dowiedzieliśmy że fala w Budapeszcie nie spowodowała żadnych szkód
Może po prostu głupi ma szczęście, a może nade mną czuwał mój znajomy Karabaja, tylko o tym nie wiedziałem
Kto to jest Karabaja - wyjaśnienie wkrótce w Akademii:
forum/viewtopic.php?p=82270#82270