Kolejne 2 dni spędzam raczej na odwiedzaniu tych samych miejsc, odpoczynku i pracy w oczekiwaniu na sobotni poranek kiedy mąż ląduje na lotnisku Sola.
Początkowo mieliśmy w planie wypad na
Preikestolen w niedzielę ale ze wszelkich prognoz wynika, że sobota będzie lepszym dniem na to.
Kalkulujemy, że z lotniska autobus o 9.50 powinien męża dowieźć na 10.20 pod hotel więc zdąży na śniadanie w hotelu które w weekend jest do 11
...po szybkim posiłku idziemy do portu i ładujemy się na
prom do Tau.
Pogoda cudna...pierwszy raz podczas pobytu budzę się i widzę niebieskie niebo! Wygląda na to, że mamy szczęście!
Bilety na prom można kupić na pokładzie, my kupujemy w obie strony tzw. Combo bilet czyli prom+autobus który zawozi nas na początek szlaku.
Generalnie dotarcie do szlaku jest świetnie zorganizowane poprzez połączone bilety, zsynchronizowane odjazdy autubusów i promów itd.
Docieramy do Preikestolhytta, gdzie mieści się parking i stacja Norweskiego Towarzystwa Turystyki Górskiej. Tutaj rozpoczyna się szlak wiodący na platformę.
Ma ok. 3,8 km długości i pokonuje 350 m różnicy poziomów.Trasa zajmuje 1,5-2h ale przy dzisiejszej pogodzie a więc sporej liczbie osób raczej 2 h.
Mnóstwo turystów i tutejszych, spragnionych ładnej pogody i widoków
Początkowo idziemy w lesie przyjemną ścieżką, potem w bardziej otwartym terenie…po drodze oczka wodne, bagienka, urocze krajobrazy.
Powoli wychodzimy coraz wyżej i zaczynają się widoki…
Już jest pięknie…pogoda jak na zamówienie, aż sami nie wierzymy w to naprzeciw tego co było w ostatnich dniach…w planie mieliśmy iść nawet przy pochmurnej pogodzie ale tak jest o wiele lepiej niż się spodziewaliśmy:)
W końcu odkrywają się nam takie widoki ale to jeszcze nie nasz cel…
to już prawie jesteśmy...
hmmmm
Od razu zapewniam że tuż poniżej była spora półka skalna więc nic mi nie groziło!:)
Jesteśmy…dziki tłum niestety ale zaraz sobie znajdziemy zaciszne miejsce;)
Preikestolen czyli Pulpit Rock, ambona, półka skalna, platforma wznosi się na wysokość 604 m ponad niezwykle uroczym fiordem
Lysefjorden jako efekt epoki lodowcowej.
Podobno w poprzek biegnie rysa która kiedyś zaskutkuje zawaleniem platformy ale według geologów nie nastąpi to w dającej się przewidzieć przyszłości
Nie ma tu żadnych zabezpieczeń więc należy bardzo uważać na siebie i innych...
Mąż trochę zestresowany że nas ktoś zepchnie…(może kojarzycie wypadek z ostatnich tygodni, studentka która spadła z innej takiej atrakcji norweskiej, z Języka Trolla??) więc wspinamy się wyżej i mamy inną perspektywę.
Jest niezwykle…natura jest niesamowita ale efekt pogodowy jest bardzo istotny, te kolory, ta przestrzeń...przy pochmurnym niebie nie prezentuje się pewnie tak niesamowicie...
Jesteśmy bez dzieci wiec kontemplujemy naturę, spokój, ciszę...
Znajdujemy sobie miejscówkę na małą drzemkę:)...znaczy mąż drzemie a ja fotografuję:)
[img]
Po dłuższym relaksie zmuszamy się do startu w drogę powrotną...trudne to bo moglibyśmy tu tak siedzieć i podziwiać ale chcemy zdążyć na przedostatni odjazd autobusu żeby nie stresować się potem czy zabierzemy się z ostatnim.
To ruszamy...
Docieramy do autobusu tuż przed odjazdem, sprawny przejazd do portu, czekamy może 10 minut na prom i płyniemy do Stavanger.
A w Stavanger kierujemy się do knajpki w której wczoraj jadłam dobrego łososia, niech mąż też spróbuje:)
Oczywiście idziemy kolorową trasą