Niestety, wszystko co piękne wcześniej czy później się kończy. I tak zakończył się nasz
Rejs po Nilu, czy warto było, wy możecie ocenić...
Przed wylotem do kraju jeszcze prawie dwa dni spędziliśmy w rejonie Hurgady, Domina Resort, typowy ośrodek dla tej części Egiptu, wszystko w miarę fajnie zorganizowane, z rozmachem, wolno stojące pawilony, zespół basenów...
Całkiem fajna plaża, można odpocząć. Gdyby jeszcze nie tak dużo Rosjan okupujących bary, ale nic, Polak zawsze potrafi sobie zorganizować opcję All...
Restauracje dość dobre, można zjeść nawet na wolnym powietrzu...
Trzeba przyznać, ze jedzenie w Egipcie, przynajmniej w 5* jest super, zawsze można wybrać sobie coś dla siebie. Ja zwykle wybieram specjały regionalne, na tym polega urok zwiedzania świata...
Tu baranie kofty, czyli coś w rodzaju naszych mielońców, ale o niebo lepiej przyprawionych, do tego duszone warzywa, pieczone słodkie ziemniaki i genialne dipy, czyli tutejsze humusy, głównie z bakłażanów, oliwek, ogórka...
No i jeszcze to co najlepiej lubię, były owoce morza, niezbyt duży wybór, ale trafiłem na genialne krewetki, wcześniej marynowane w ziołach i z grilla, palce lizać...
Ostatni spacer po molo prowadzącego poza rafę koralową... i do domu.
Czy warto było, oceńcie sami. To koniec pierwszej przygody z Egiptem. Jesienią polecieliśmy jeszcze raz, też nad Morze Czerwone, ale w genialne, kultowe miejsce, które dopiero teraz zaczyna być u nas znane...
Pozdrawiam, Grzegorz,