Dopłynęliśmy do miejscowości Kom Ombo. Może dziwnie to brzmi, ale stanowi jeden z podstawowych punktów zwiedzania w trakcie rejsu po Nilu.
Nasz stateczek, a raczej pływający hotel, princessa Sarah...
Wyrzucili trap, no to jazda...
Kom Ombo leży już zdecydowanie bliżej Asuanu niż Luxoru, to miejsce niejako strategiczne, położone na wysokiej skarpie Nilu, doskonale widoczne dla rzeszy pielgrzymów podróżujących przez wieki w tej okolicy. Niestety po wielu stuleciach podmyta skarpa nilowa runęła do wody i ze wspaniałej świątyni pozostało to co pozostało, a może nawet mniej, bo przecież rekonstrukcja...
Kom Ombo słynie przede wszystkim ze świątyni Horusa, która została poświęcona krogulcowi Horusowi i krokodylowi Sobekowi. Znajdujące się tu resztki sanktuarium, to podwójna świątynia, powstała w czasach Tutmozisa III z połączenia dwóch oddzielnych budowli wzdłuż jednej ściany. Główny przedsionek dzielą na dwie części trzy rzędy kolumn, które biegnąc środkiem tworzą oddzielne pomieszczenia. Dopiero w głębi widoczne jest rozgraniczenie na dwa sanktuaria.
Wewnątrz świątyni zachowały się wspaniałe hieroglify, historia podana na talerzu...
Były również mumie świętych krokodyli, ale jakoś nam nie pokazano, prawdopodobnie naruszył je czas i przyszła pora liftingu...
Osobiście zaciekawił mnie duży fragment historii hieroglifowej dotyczący egipskiej medycyny. Oto zestaw ówczesnych narzędzi chirurgicznych do wykonywania różnych zabiegów operacyjnych, głównie na czaszce i mózgowiu, jakoś sobie tego nie mogę wyobrazić. Czy podobne do współczesnych, nasza przewodniczka oczywiście przyznała, że tak. Ja będę niestety, a może stety daleki od takich porównań. Dzisiejsza chirurgia, a jestem jej przedstawicielem, bo to mój chleb powszedni, to napakowana elektroniką i zaawansowaną technologią nowa dziedzina wiedzy i sztuki, tak to już jest.
Świątynia wspaniała, warta zobaczenia i usłyszenia szeregu barwnych opowieści dotyczących głównie zmagania ducha z ciałem, zmagania osób królewskich czyli faraonów z klerem, czyli kapłanami. A tak na prawdę, dzisiaj jest tak samo...
Po powrocie na statek, kolacja. Tu tylko przykłady, danie kuchni miejscowej. Faszerowane ryżem i baranim mięsem zawijane liście winogron. Jasne, trochę podobne można zjeść również w Cro lub Grecji. Przecież to jedno morze i może podobna kultura, no głównie kulinarna?
Dodatkowo ważna dla kuchni arabskiej ciecierzyca, humusy zioła...
A na deser, baklawa w kilku wydaniach, włosy kokosowe w słodkiej oliwie, i inne egipskie słodkości które doprowadzają... Nie, no świetne, spróbować można, zjeść, to kwestia gustu...
Smacznego. A na koniec takie moje pytanko. Czym może różnić się znaczenie tych dwóch, położonych w centrum tablicy rysunków. Wyjaśniam, że oba przedstawiają penisy czy jak tam zwał, bo w tej akurat chwili siusiaki...
Pozdrawiam Grzegorz.