Był piątek. W sobotę mieliśmy opuszczać Ivan Dolac.
Ostatni dzień na plaży. Pobiegłam do domu po soki dla dzieci. Kiedy wróciłam, dzieciaki ukryte były w plażowym namiocie, koleżanka spoglądała na mnie smutnym wzrokiem. Nie wiedziałam o co chodzi.
Powiedziała, że utonął Dziadek. Pan, który rozśmieszał nas codziennie na plaży. Chorwat, rozmawiał z nami we wszystkich możliwych językach. Nosił śmieszną koszulkę i charakterystyczne szelki.
Jego Żona często stała w pobliżu skałek w mankietach do pływania, takich dla dzieci. Kiedy On wchodził z Nią na głębinę- spokojnie uczył jak pływać...
Pomoc nadeszła natychmiast. Nasza znajoma lekarka, Tania, Słowaczka- szybko przystąpiła do reanimacji. Polscy lekarze, po których szybko pobiegł mój mąż przybyli błyskawicznie.
Było już za późno.
Plaża opustoszała. Ktoś nakrył ciało Dziadka białym obrusem. Musieli czekać na prokuratora.
Na plaży został delfin moich chłopaków. Wieczorem wzmógł się taki wiatr, że zwierzak odleciał... Ten wiatr był naprawdę niesamowity. Czułam, że to wszystko tworzy jakąś całość.
Dopełnieniem całości było jednak coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. W apartamencie odkryliśmy, ze mój Mąż zrobił zdjęcie właśnie naszemu Dziadkowi, siedzącemu ze swoją żoną na ławeczce, wpatrującym się w morze... Zrobił to zdjęcie dosłownie na godzinę przed śmiercią Dziadka... Nawet widać Jego zegarek.
Zdjęcie jest piękne- obejmują się i patrzą w dal...
Następnego dnia, kiedy przyjechał Syn Dziadka, podeszłam do Niego i powiedziałam Mu o zdjęciu, był bardzo wzruszony.
Mam Ich adres, obiecałam, że po jakimś czasie wyślę Im tę pamiątkę, myślę, że wyjątkową...
(*)(*)(*)