Re: Dziurki... czyli Brač i inne zakamarki 2015
.
Jedziemy na Istrię- Żelki przyjechały, Żelki! - zakomunikowała młodzież rankiem 20 lipca, nazywająca tak roboczo naszego gospodarza imieniem Željko wraz z jego
krewnymi-i-znajomymi. Wkrótce nasze bagaże zostały załadowane do starego mercedesa
Żelków, rozległ się ryk silnika, pisk opon i fruuu... auto pomknęło w górę, a mój małżonek siedzący obok kierowcy doznał ponoć jakichś niepowtarzalnych... wrażeń.
Ustawiamy się w kolejce do promu w Supetarze. Mimo iż samochodów jest sporo, spokojnie mieścimy się na promie. Tym razem nasze auto ląduje na piętrze
jako pierwsze
- ale dajemy radę.
Miałam wrażenie, że kierujący załadunkiem mieli skłonność do ulgowego traktowania kobiet - kierowców i litościwie wskazywali im miejsca na dole. Dla facetów byli bezwzględni.
BTW, nasza koleżanka musiała zwolnić męża wcześniej z urlopu do pracy - pojechał do Polski autokarem ze Splitu. W związku z tym do domu wracała jako jedyny kierowca, mając na pokładzie dwójkę swych chłopców: czterolatka i półrocznego (sic!). Dojechała bez noclegu tranzytowego z Brača do dolnośląskiego.
Wspominam o tym, drogie panie, na wypadek gdyby Wasi małżonkowie marudzili: że to za daleko, że się zmęczą za kierownicą, że można przecież bliżej albo wcale...
Na promie zajmujemy się głównie
męczeniem półrocznego Ignasia, żeby zasnął w aucie zaraz po zjechaniu na ląd i dał matce spokojnie prowadzić samochód.
Potem żegnamy się ze wszystkimi naszymi znajomymi - dwa razy spędzaliśmy z nimi wakacje w Chorwacji i zawsze było super.
Choć życie zagnało nas do różnych miast i na co dzień widujemy się teraz baaardzo rzadko, znamy się i lubimy z dziewczynami od dzieciństwa - mam wrażenie, że takie sympatie jeszcze z podstawówki bywają najtrwalsze...
A my - cóż - ruszamy prosto do krainy, którą wielu z marszu odrzuca jako docelowe wakacyjne miejsce... że nie tak piękna jak Dalmacja, że nie te klimaty, nie takie plaże, nie te widoki, nie ci turyści
i w ogóle jakoś nie tak tam jest...
Musimy na własnej skórze przekonać się więc JAK tam właściwie jest...
Jedziemy ile się da autostradą, a potem zjeżdżamy na Senj. Droga przez przełęcz Vratnik robi naprawdę wrażenie. Pierwszy raz jadę tymi serpentynami i przypominam sobie historię z forum o tym, jak czyjeś dzieci dostały tam mdłości... Jakoś mnie to nie dziwi...
Kvarner, mimo pozornego podobieństwa krajobrazowego do okolic Biokova, jest jednak jakiś inny... ale nie umiem doprecyzować tej różnicy...
Niczego mi te okolice nie urywają, jak mam być szczera...
No ale przyglądałam im się głównie przez szyby samochodu, więc to może być mylna opinia...
Na dodatek pizza zaserwowana w jakiejś restauracji przy jadrance była najgorszą i najmniejszą
podeszwą jaką kiedykolwiek uraczono mnie w Chorwacji, co jeszcze pogłębiło pierwsze wrażenie. Na deser widok
plaży - to był chyba Novi Vindolski:
Mijamy kolejne miejscowości przy magistrali, potem A7 i te wszystkie E-
ileśtam aż do E-751. Zmieniają się krajobrazy, zamiast wcześniejszych gór na Istrii pojawiają się wzgórza jak z Toskanii, no nawet tu ładnie
, potem robi się bardziej płasko i mniej ładnie, zaczynam się czuć trochę jak u siebie w Polsce
, aż dojeżdżamy do okolic Vodnjan.
Kierujemy się wgłąb lądu. Nie, nie będziemy mieszkać przy wybrzeżu. Owszem, szukając kwatery na Istrii (kilka dni przed wyjazdem na Brač) znajdywałam jeszcze akceptowalne pod względem cenowym miejsca np. w okolicach Rovinj i innych większych miasteczek, ale były to typowo miejskie budynki, daleko od morza i raczej nie zapewniające spokoju. Nie, mimo wszystko nie chciałam mieszkać w typowym, ruchliwym mieście, nie szukałam miejsca przy plaży (i tak nie mieliśmy dużo czasu na plażowanie), chodziło raczej o bardzo tanią bazę wypadową do zwiedzania Istrii, która zapewniałaby jako-taki spokojny relaks wieczorami, po całym dniu wędrówek.
Tym sposobem padło na Apartmani Anna w maleńkiej wiosce Divšići. Gospodarze powitali nas bardzo serdecznie i gościnnie, a wieczorami przed apartmanem mieliśmy zapewniony iście wiejski spokój...
...zaś rano do zwiedzania budziły nas istryjskie koguty - piały jakoś tak bardzo podobnie jak polskie
a przynajmniej tak samo głośno...