Re: Dziurki... czyli Brač i inne zakamarki 2015
Podróży cd.Będzie na początku głównie dużo słów, bo w tym roku ociągałam się dość długo z wyjęciem aparatu z bagażnika - przecież nigdzie mi się nie spieszyło.
W Supetarze zatrzymujemy się na chwilę, by zjeść późny obiad w jakiejś knajpce przy plaży. Pierwsza cytrynowa lemoniada – niebo w gębie. Odtąd cała trójka dzieci będzie domagać się do picia wyłącznie swojej „cytryniady”, ale żadna już nie będzie tak dobra, jak ta pierwsza.
W międzyczasie moja sześcioletnia córka dokonuje tegorocznych zaślubin z Jadranem na supetarskiej plaży, pozwalając jego falom obmyć swój kuperek wraz ze spodenkami. Jako że chwilowo mąż kategorycznie odmawia dokopywania się do suchych ciuchów w gęsto zapełnionym bagażniku, w stanie mocno zawilgoconym ruszamy do Povlji. Są wakacje - wyschnie po drodze...
Wleczemy się dostojnie główną drogą za jakimś posapującym i przeciekającym vatrogasci. No i wtedy się zaczyna.
- Czy ta droga musi być taka kręta?
- Chyba mi nie wspominałaś, że trzeba będzie jechać aż tak pod górkę?...
- Myślisz, że ten wóz strażacki niedługo się podda i zatrzyma? Już się wlecze 20km/h.
- Wiesz, chyba już nie lubię tej wyspy.Czyli generalnie jak zwykle. Nic nie mówię – droga (całkiem porządna) z Supetaru jest wprawdzie kręta i początkowo pod górkę, ale przecież daleko jej do niektórych meandrów trasy (starej) koło Jelsy czy jakości nawierzchni w okolicach Sučuraju na Hvarze. Przebiegając przez wyspę, nie jest też niestety aż tak bardzo widokowa jak niektóre odcinki głównej hvarskiej drogi, choć miejscami bywa ładnie. Moje pierwsze wrażenie z tej drogi i sporej części wyspy - monotonia krajobrazu... Pinie, makia, krzaczory, kamieniołomy...
Jedziemy i jedziemy, a Povlji nie widać. To minus jej położenia – hen daleko w okolicach wschodnich krańców wyspy – przez co dojazd do najbardziej interesujących zakątków Brača jest wydłużony.
GPS usiłuje wpuścić nas w maliny skierowując w jakąś stromą uliczkę w dół do Selcy, ale nie dajemy mu się. Zjeżdżamy grzecznie zakrętasami do Povlji (małżonek za kierownicą milczy, tylko czasem ciężko wzdycha – bardzo go lubię
), wjeżdżamy w stosowną ulicę – jedną z główniejszych, ale
szału ni ma – i za kościołem skręcamy w prawo, potem za boiskiem w lewo.
W tym momencie słyszę:
- Ale ty wiesz, co robisz?Spoko, że wiem.
Osobiście, z pomocą Staśka, przygotowałam szczegółową mapkę dojazdu dla całej ekipy – będzie nas około 15 luda plus półroczny niemowlak, łącznie 4 rodzinki. Mapka była super
– tylko wszyscy jakoś inaczej sobie tę drogę wyobrażali...
Ten rozdźwięk między wyobrażeniem a rzeczywistością sprawił, że zamiast ufnie podążyć za mapą tą drogą:
wpakowaliśmy się na wprost w czyjeś podwórko – było szerzej....
Po chwili już wiedzieliśmy, że to błąd. Zawracamy więc i jedziemy jak mapka prowadzi, gdy nagle...
Godność
organizatora wczasów i głównego mapkowego nie pozwala mi zadzwonić do reszty ekipy (są już na miejscu) z pytaniem o dojazd
, więc wysiadam z samochodu i pieszo sprawdzam trasę. Nie mamy kwadratowych kółek, więc droga w lewo odpada:
No risk, no fun – jedziemy prosto pod górkę wąską drogą między murkami, w gracją omijając wbity w beton słupek...
I już po chwili możemy bezpiecznie wylądować na małym parkingu przy drodze, jakieś 200m od apartmana:
Widok z niego przedni:
Dalej idziemy pieszo drogą prowadzącą mocno w dół – tylko nasz gospodarz był na tyle odważny lub beztroski, by swoim starym mercedesem podjechać pod sam dom, żeby zawieźć bagaże. Dla nas, ludzi prawie równin
, stromizna jest zbyt duża.
Cały opis trasy ma charakter ostrzegawczy dla ewentualnych pytający o namiary. Ekipa (która w komplecie przeszła te same momenty zawahania parę godzin wcześniej) czeka na nas już od rana tutaj:
Cały dom dla nas (gospodarze uprzejmie udostępnili nam nawet swoje wakacyjne mieszkanie i odpłynęli na ląd) – to duży komfort. Pomieszczenia w trzech mieszkaniach (4+3, 2+2, 2+2) są nieduże (
postępująca miniaturyzacja – mruknął mój szesnastolatek), ale nowocześnie urządzone. 3 tarasy i balkon są niezastąpione. Pralnia przy tej ilości dzieci (łącznie 8 sztuk) też się przyda. Wokół zieleń, kwiaty, dźwięk cykad i śpiew ptaków. Aha, jeszcze ten niesamowity, oszałamiający zapach rozgrzanej żywicy, za którym bardzo tęskniłam, zaskoczył mnie swoją intensywnością.
Chyba nam będzie dobrze w tym zakamarku przy zatoce
Tičja Luka...
.