Po mandarynkach – czas na kąpiel w Adriatyku!
Do tej pory nie było okazji bo za późno byliśmy w portach.
A dziś – taka wczesna pora – nie możemy nie skorzystać.
Wskakujemy w stroje, buty i biegiem na plażę – jak to morsy.
Kapitan dla żartów biegnie za mną z okrzykiem: łapać złodzieja.
Mieszkańcy miasta dziwnie patrzą – przecież nikt normalny nie biega prawie na golasa po mieście .
Ale inaczej nie wejdę do wody.
Rozgrzewka musi być a szybki bieg jest jej najprostszą metodą.
Kasia, Jola i Dejwid idą normalnie do plaży.
Wpadamy tam z Kapitanem pierwsi i oczywiście biegiem do wody.
Jest cudnie
Woda jest się taka ciepła!!!
Choć Kasia twierdzi, że zimna – ale ona jedyna z całego towarzystwa nie jest morsem więc teraz ma za swoje.
Po kąpieli wracamy do siebie, każdy po kolei wskakuje pod prysznic – dobrze jest zmyć z włosów sól, w końcu da się je rozczesać.
W tych wiatrach każdego popołudnia wyglądamy jak wielkie lizawki soli.
Skóra chwilami piecze, ubrania zmoczone wodą morską nie schną.
O zapachach pod pokładem z tym związanych nie wspomnę.
Panowie mają ochotę na białe wino.
I zonk – nie mogą otworzyć cyca z nim.
Zaworek się popsuł.
Cóż – opróżniam 5-litrową butelkę do wody i przelewamy do niej cyca a resztę która się nie zmieściła – do garnuszków.
A z garnuszków – wiadomo – do szklanek .
Rzucamy okiem na deptak i taka nas myśl naszła: my tu siedzimy na pokładzie w krótkich spodenkach i krótkich rękawach, z mokrymi po myciu włosami a tam, w konobie – ludzie w kurtkach puchowych, czapkach.
Czy oni tam mają inny klimat?
Dziś nie ma słońca ale przecież jest gorąco!
Niedaleko nas stoi taka armata.
Wiatr nawet tu, w porcie – wciąż mocny.
Jugo uparcie nie chce odpuścić – wieje już trzeci dzień.
Ale wg prognoz to już jego ostatnie chwile.
W końcu mamy nadzieję zacząć żeglować spokojniej, bez szaleństwa.