Słońce powoli zbliżało się do horyzontu. Był już najwyższy czas dotrzeć do kapliczki św.Rity i rozpocząć powrót na przełęcz. Grupa Rekreacyjna nieco zmieniła profil, przyspieszając kroku. Weszli w las, stroma ścieżka sprowadzała w dół, nowicjusze nabywali nowych umiejętności doceniając obecność raczków przy rakietach.
Tak doszli na polanę z kolejnymi zabudowaniami...
Wędrowiec był skonsternowany - mapa pokazywała, że to musi być tu - ale śliczne domki zupełnie nie przypominały kapliczki!
Św.Rita się schowała! Pomogła jednak podjąć decyzję, by Jej nie szukać - należało oszczędzać siły na powrót, szczególnie Najmłodszego Nowicjusza. Ruszyli więc szur za szurem, człap za człapem nieco w górę, nieco w dół, co chwila zadzierając głowy w lewo - hipnoza działała także na tej wysokości!
Na kolejnej pięknej polanie zrobili sobie five o'clock.
Herbata z termosu w górach to czysta poezja!
I w końcu doszli do miejsca, skąd już tylko ostatnie zejście dzieliło ich od końca eskapady.
Wszyscy przyspieszyli na widok Passo Cereda ... z wyjątkiem Wędrowca. Znów posmutniał, jak to miał w zwyczaju, gdy kończyła się Droga ... Kiedy znów uda się wyruszyć? -pomyślał smętnie. Jakieś przeczucie podpowiadało, że nadchodzi trudny czas ...
Nic to, będzie co ma być - odegnał złe myśli i spojrzał na kapliczkę zawieszoną po drugiej stronie przełęczy.
Św. Antoni, pomóż nie zgubić szlaku ...
Podniesiony na duchu dogonił swoją Ekipę. Rakietowy dzień dobiegł końca.
Zatrzymali się jeszcze na moment, by w zachodzącym słońcu uwiecznić Castelpietro. Gdy tylko "mignęła migawka", bateria powiedziała A rivederci! i to był prawdziwy koniec dnia.
Nazajutrz rozpoczęli powrót do domu. Dolomity żegnały się zachmurzone, naburmuszone, Vette Feltrine, Monti del Sol nie były wcale przychylniejsze. Dotarli na niziny. A jednak tam jeszcze raz zobaczyli Góry! Wiedzieli, że to możliwe i choć stalowe niskie chmury odbierały tą nadzieję, wypatrywali. I wypatrzyli!
Wpierw bezpośrednio nad laguną...
a potem nad Miastem!
I mimo, że Serenissima tylko na moment zajaśniała pełnym blaskiem, od tej chwili słońce świeciło w duszy Wędrowca już przez cały czas! Widział Dolomity. Można było zacząć Carnevale. Choćby przez kilka godzin ...
I to by było na tyle.
Ja tam byłem, miód i wino ( wino!!!) piłem, a co widziałem, to Wam opowiedziałem.
A za wspólne Gór podziwianie - Grazie Mille !
FINE.