Dzień dziewiąty- Dzień Reaktywacji.Zabierz Tatę na ferratę! Tak zwoływali się od pięciu lat na dolomitowe szlaki.
Przyjaciel przemierzył w tym czasie z Córkami prawie całe Dolomity, z Wielkich Szczytów tylko Król nie pozwolił mu się pokonać.
Z Wędrowcem i jego Synem powędrowali wspólnie dolomitowymi ścieżkami tylko raz, przed czterema laty. Nazwali się wtedy przekornie Grupą Dżemu, po zdobyciu Marmolady. Zwoływali się co roku, ale długo trzeba było czekać, by ponownie wyruszyć na żelazną drogę. Cztery lata to było dużo dla wszystkich - ale dla ich dzieci to była 1/5 ich życia! Kondycja ojców pozostała na tym samym poziomie i tym się szczycili. Kondycja dzieci, przemienionych w tym czasie w Dorosłe Dzieci, przeszła zdecydowanie na dużo wyższy poziom …
Tak sobie o tym nostalgicznie dumał Wędrowiec, podążając za Młodzieżą zakosami na przełęcz Posporcora. To, że będzie wolniejszy i od nich i od Przyjaciela, wiedział i akceptował. Wszak był tu najstarszy. Ale wytrącała go z równowagi troska
w oczach Młodych, gdy docierał do nich na kolejnym postoju.
Jak tam, Wujku? – pytali szczerze zatroskani.
Dobrze! – odmrukiwał.
Nie zatrzymywał się przy nich, sunął jak lokomotywa na podjeździe, sapiąc i sypiąc iskrami irytacji. Ruszali za nim, z szacunkiem człapali kilkadziesiąt metrów z tyłu, ale cierpliwości nie starczało na długo. Wymijali go przy każdym rozszerzeniu się ścieżki. Dziękowali grzecznie i znikali w oka mgnieniu. Młoda gnała razem z Bliźniaczkami, udowadniając, że choć najmłodsza, ma moc. Trzech Młodych Mężczyzn nieznacznie tylko przyspieszało kroku, połykając kolejne metry swoimi nogami jak szczudła.
Góra przyciągała Ich jak magnes...
Wędrowiec pocieszał się, że jego Przyjaciel jest przed nim i co jakiś czas zdejmuje kolejną warstwę odzieży.
Może sprawia to gęste, ciepłe powietrze przed burzą ?– zastanawiał się w myślach.
A może zbyt duża dawka lekarstwa przed snem? – wyrzucał sobie niekonsekwencję.
Ale tak miło było na mostku … Przełęcz Posporcora zjawiła się znienacka. Tam dopiero pozwolił sobie na odpoczynek. Popatrzył na twarze Młodych – były zarumienione.
Burza idzie. – pomyślał.
No bo przecież oni się nie męczą! – nie miał najmniejszych wątpliwości.
Przełęcz, położona w lesie, nie oferowała widoków, więc po kilku minutach ruszyli dalej. Ścieżka, jeszcze bardziej stroma, wspinała się początkowo między drzewami, by po kilkuset metrach wejść pomiędzy kosówkę i progi skalne. Tu już gdzieniegdzie pomocne były ręce. Wędrowiec złożył kijki. Drapali się coraz wyżej i wyżej a ferraty nie było!
Patrzył zafrasowany na altimetr, dawno przekroczyli już wysokość 1900 metrów.
Gdzie ona jest, ta ferrata? Przecież Col Rosa ma tylko 2 166 m. n.p.m.! I wtedy pojawiła się skalna półka i tablica przytwierdzona do skały.
Humory im dopisywały. Ubierali uprzęże i dokazywali. Wędrowiec też się uśmiechał, ale jakby z przymusem.
Ubieram ją po raz ostatni. Ostatnia ferrata...– ta myśl nie mogła go opuścić. Przyjaciel z rodziną zaczynali górską przygodę - oni ją kończyli.
Nic to. – przywołał się do porządku.
Jeszcze musisz tam wyjść i zejść. Dość emocji! I tak masz dzisiaj pod górkę, to nie jest twój dzień. Ferrata, choć krótka, jest trudna, skoncentruj się. Pomogło; wziął się w garść i wszedł w rolę fotografa Grupy.
Ruszyli. Droga od samego początku pokazała, że będzie wymagała umiejętności wspinaczki i odporności na ekspozycję.
Nie bez przyczyny pojawiła się w książce "Extreme Klettersteige in den Ostalpen".– pomyślał Wędrowiec.
Ale właśnie taka ferrata jest godna naszej reaktywacji. Choćby tylko jednodniowej. I godna pożegnania z Dolomitami …Rozciągnęli się na ścianie. Szedł ostatni, mając przed sobą Młodą, przed nią Syna. Cieszył się, że kończą wędrówkę w takiej samej kolejności, jak ją zaczęli. Ekipa Przyjaciela prowadziła, symbolicznie przejmując kontynuację górskiej włóczęgi.
Wędrowiec uważnie szukał chwytów i stopni, wiedząc, że nie może pozwolić sobie teraz na chwilę rozprężenia – jeszcze nie teraz. Pogoda nie sprzyjała wspinaczce, powietrze było coraz bardziej lepkie i naładowane elektrycznością. Co prawda, nie obawiali się już, że burza dopadnie ich w ścianie, niemniej nie mogli zbytnio się ociągać. Zejście w deszczu to nie było to, co lubili najbardziej.
Chwyt. Stopień. Podciągnięcie się na ręce. Wydźwignięcie się na napiętym do bólu udzie. Pionowa skała - w konsekwencji szukanie oddechu. Satysfakcja. Szczęście w zmęczeniu. Zapamiętanie się. Powietrze pod stopami. Duszno. Parno …
Stracił czujność. Nie patrzył, jak inni pokonali wznoszący się nad nim komin; on, tak jak Młoda, wszedł do jego środka.
Młoda, walcząc, raniąc się w kolana, przeszła. On, szerszy w barach o kilkadziesiąt centymetrów, utknął w połowie. Szarpnął, odchylił się do tyłu uwalniając ze skalnego uścisku. Spróbował przejść nad zaciskiem wychylony plecami nad przepaścią, ale nadal było za wąsko.
Postanowił wrócić na poprzednie stanowisko i pokonać komin jego prawym kantem. Do tej pory kontrolował każdy krok. Teraz musiał postawić lewą stopę nie widząc, gdzie to robi. Ostrożnie cofnął nogę, wisząc na rękach namacał stopień, delikatnie go obciążył, uznał, że jest stabilny. Zluzował chwyt, stanął i …
Okrzyk bólu odbił się echem w dolinach Fanes i Travenanzes.
Wujku, co się stało!? – Młoda przestraszyła się nie na żarty.
Nic, nic, źle stanąłem... – starał się ją uspokoić, zaciskając z bólu zęby.
Dasz radę iść? – nie ustępowała Młoda.
Tak, jest ok., idź dalej. – grał swoją rolę.
Młoda ruszyła w kierunku najtrudniejszego miejsca ferraty, trawersu gładkiej ścianki w pełnej ekspozycji, a on zamarł w bezruchu i spróbował zebrać myśli. Kamień, na którym stanął, był ruchomy. Wyślizgnął się spod lewej stopy, która podwinęła się, dotykając boczną kostką podłoża. To była ta sama stopa. Ta sama, którą dwa lata temu skręcił schodząc lodowcem spod Gran Paradiso, po nieudanej próbie zdobycia swojego pierwszego czterotysięcznika. W mózgu otwarła się niezagojona rana porażki. Wróciło kilkugodzinne, tysiąc trzystumetrowe zejście w dolinę. Zejście z ogromnym bólem przy każdym kroku, z lękiem, co zostanie ze stawu skokowego po takim wysiłku. Wróciło wspomnienie niepokoju w oczach Syna, czy da radę zejść. Wrócił niepokój Żony, która czekała wówczas na wieści od nich kilka, zbyt długich, złych godzin.
Do świadomości zaczęła wkradać się rozpacz …
Czemu znów to?! Czemu to samo?! Dlaczego … ??? C.d.n.