Dzień ósmy – Dzień Księżniczki.Wędrowiec liczył, przeliczał, kombinował i za każdym razem wychodziło mu, że jeśli pójdą na Punta Anna – do rifugio Galassi będą szli po ciemku. Tym bardziej na Punta Sud di Fanis - to wymagało jeszcze więcej czasu.
Żebym chociaż był pewny, że założymy tam bazę... – gryzł się z wątpliwościami. Prognozy były coraz gorsze, jutro miało grzmieć i padać.
Trudno, tak miało być. – w końcu poddał się i od razu poczuł ulgę.
Via ferrata Olivieri i via ferrata Tomaselli muszą poczekać. Poza tym zawsze chciałeś wejść na Averau. Z Żoną! – od razu dodało sumienie.
No właśnie, sprawdzę, czy by się Jej podobało. – uspokoił je skutecznie. Młodzi zrozumieli i zaakceptowali wybór trasy. Młody trochę narzekał, że będzie zbyt łatwo, Młoda postawiła warunek, że jak łatwo, to ona chce uprawiać łofling i dżeming. Wujek i Tata miał wspaniały nastrój, pozwalał im do woli narzekać i stawiać warunki. Po czym zagonił ich do pakowania samochodu.
Ciepło i serdecznie pożegnali sympatycznego Gospodarza schroniska Dibona. Pomachali Górze. I nie minęły dwa kwadranse, gdy znaleźli się pod schroniskiem Scoiattoli.
Wędrowiec z ciekawością patrzył na okolice Cinque Torri w letniej scenerii. Wspominał wspaniałe chwile spędzone tutaj 1,5 roku wcześniej, gdy razem z Żoną i znajomymi wędrowali na rakietach śnieżnych. Okrążali wtedy Pięć Wież w oślepiającym słońcu i - lodowatym wietrze.
Tym razem od schroniska skierowali się na zachód, w stronę ładnego szczytu Averau.
Z trudem przychodziło zrobienie zdjęcia bez obecności człowieka w kadrze. Dzień był słoneczny i choć z minuty na minutę przybywało chmur, przybywało też ludzi wywożonych przez wyciąg krzesełkowy. Za bardzo nie mogli na niego narzekać, skoro sami z niego skorzystali …
Szli więc w ludzkiej rzece, która płynęła wbrew grawitacji w górę, w stronę schroniska Averau, a potem dalej w lewo ku schronisku Nuvolau. Było około południa, gdy dotarli do rifugio Averau na forcella Nuvolau . Wtedy właśnie rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej.
To była wieść, której oczekiwał, nie mógł jednak przypuszczać, że otrzyma ją w tak pięknym miejscu.
Jego najmłodszy Brat został po raz drugi ojcem! Oleńka urodziła się zdrowa, a jej Mama przeszła przez poród bez komplikacji. Ogarnęła go ogromna radość. Widział dookoła rodziny z dziećmi i już wiedział, że zabierze tu kiedyś swoją Bratanicę.
Nie namyślając się zadzwonił do Brata i pół żartem pół serio powiedział mu, że właśnie w tej chwili Jego maleńka Córeczka otrzymała tytuł
"Księżniczki Averau, Nuvolau et Cinque Torri et Ra Gusela etc etc". Dumny Ojciec śmiał się serdecznie i zapewnił, że chętnie pozwolą zaprowadzić się kiedyś na
"ziemie swojej Córki". Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że zaszczyt ten przypadnie kiedyś Synowi Wędrowca. Tak bowiem sprawił los, że został On ojcem chrzestnym
"Księżniczki Oleńki" …
Ruszyli w kierunku szczytu, gdy tylko opadly pierwsze emocje...
Ferrata była króciutka i łatwa, największą trudność sprawiało znalezienie cierpliwości w oczekiwaniu na rozładowanie się zatorów. Na szczęście z wielkiej ludzkiej rzeki płynącej od górnej stacji wyciągu - w stronę ferraty i szczytu oddzielał się niewielki strumyk. Spiętrzał się jednak przy każdym trudniejszym miejscu.
Wędrowiec był spokojny – nigdzie im się nie spieszyło, każdy wariant spotkania z Przyjacielem był pod kontrolą a najpiękniejszą chwilę dnia i tak już przeżył. Patrzył z rozrzewnieniem na rodziców prowadzących na ferratę swoje kilkuletnie pociechy. To była prawdziwie rodzinna, spokojna droga.
Trzeba będzie tu wrócić. Z Żoną, Bratem, Bratową i ich dziećmi. I tutaj - uśmiechnął się -
można przyjechać we wrześniu!Ferrata skończyła się jakby zbyt szybko. Mozolnie kroczyli piarżystą ścieżką, gdzieniegdzie od niechcenia dotykając ręką skałek. Po kwadransie stanęli pod krzyżem. Bez słów podali sobie ręce. Widoki ze szczytu niewielkiego, niespełna 2650 metrowego Averau zadziwiały wspaniałością.
Wielka czarna chmura wisiała i nad Królową i nad nimi, ale czuć było, że dzisiaj - nie zrobią im krzywdy.
Niespiesznie, smakując chwilę uprawiali łofling i dżeming; wystarczyło wyciągnąć rękę, by dotknąć szczęścia.
Było im dobrze …
C.d.n.