Pokój już na nich czekał. Miła dziewczyna za ladą uśmiechnęła się promiennie i powiedziała –
"Sweet Eleven" especially for you! Słodka Jedenastka okazała się być małą facjatą, miała pięć łóżek, dwa malutkie okienka, mdłą żarówkę i jedno tylko gniazdko. Drzwi skrzypiały niemiłosiernie, podobnie jak drewniana podłoga korytarza, prowadzącego do łazienki. W kranach była tylko zimna woda, a dziura w podłodze udawała sedes. Obok dziury na białej emalii pysznił się napis Dolomiti. Wędrowiec poczuł, że wraca mu równowaga ducha.
Jestem w domu. – odetchnął z ulgą.
Młodzi próbowali się postawić.
Wujku! Tato! To miał być dzień odpoczynku! – argumentowali.
A nie jest ? – szczerze zdziwił się Wędrowiec.
No jest, ale po co ten spacer? Spać nam się chce, jest pora sjesty... Odpoczniemy i pójdziemy za 2 godziny... Idź sam … - wyszukiwali coraz to ciekawsze argumenty.
Za godzinę będzie lało. – był nieugięty.
Mówiłeś, Wujku, że o 12.00, a jest 15.00 i nie leje! – Młoda znów się upierała przy swoim.
Mówiłem, że po dwunastej .– wybrnął z kłopotliwej sytuacji. Nie mieli już więcej argumentów, ulegli niechętnie.
Dzień bez wędrówki dniem straconym! – próbował wzbudzić ich entuzjazm, po czym, uciekając przed ich ciepłymi spojrzeniami, dodał szybko –
Czekam na dole! Po płaskowyżu przetaczał się wiatr, gnający szare, ciężkie chmury.
Jak tu ponuro... – zasępił się Wędrowiec.
Co ludzi tak zachwyca? No nic, przejdźmy się, póki wieje, padać nie powinno. Pobawimy się z deszczem w ciuciubabkę. Byle nie z burzą !– odezwał się głos rozsądku.
Z burzą nie. – był wyjątkowo zgodny.
Weszli na wspólny odcinek szlaków 707-709. Droga była oznakowana czerwono-białymi paskami tak, jak pisał o tym Tkaczyk – doskonale.
Mgła i chmury nam nie straszne. – powiedział do Młodych.
Zobaczymy, dokąd uda się dojść. Ale nie traćmy się z oczu. Ścigamy się z burzą! Burza nadchodziła zza ich pleców, odwracał się co chwilę, by ocenić sytuację.
Tylko dlatego Młodzi znów go odeszli. Byli jednak nad wyraz rozsądni, utrzymywali bezpieczny dystans. On nie ułatwiał im zadania, bo wypatrując burzy używał do tego aparatu fotograficznego. Zdążył już zauważyć, że monotonia krajobrazu była pozorna. A stalowe tło zdjęć wracało go w czas młodości.
Doszli do rozstajów.
Wracamy.- podjął jedyną słuszną decyzję.
I tak nas zleje ...– Młodzi byli zrezygnowani.
Nie powinno.. Optymizm od zawsze był jego mocną stroną.
Burza nadchodziła teraz prosto w ich twarze. Jakby nieco szybciej szli. Jakby nieco mniej robił zdjęć…
Piękna przebieżka! – powiedział przed drzwiami schroniska.
Nawet. – odpowiedział Syn, co było wyrazem uznania.
Co to jest przebieżka? – zaciekawiła się Młoda.
To, z czego wróciliśmy. – wyjaśnił Młody.
Przebiegliśmy się po górach. To prawda. – potwierdziła lekko zziębnięta Młoda. Weszli do środka, zdążyli zdjąć buty i wejść do pokoju gdy chmura wisząca nad płaskowyżem postanowiła dłużej nie czekać. Wpierw usłyszeli bębnienie o dach , które po chwili zamieniło się we wściekłe werble.
Grad! – Młodzi byli zaskoczeni.
Zeszli do jadalni, która zamieniła się już w salon towarzyski. To było to, co w schroniskach Wędrowiec lubił najbardziej.
Za oknem leje, a my susi, ciepełko, na stole herbatka, i do tego ten gwar przyciszonych rozmów... Przewiało ich solidnie w czasie spaceru, postanowił więc złamać swoją zasadę i poprosił o dwie grappy. Po czym złamał zasady po raz drugi i trochę grappy z kieliszka Syna wlał do herbaty Młodej.
Hej! – zaprotestował Młody.
Czemu z mojego? Bo jesteś lżejszy ode mnie. –roześmiał się ojciec.
A Ona jest niepełnoletnia! – nie dawał za wygraną.
Dlatego dostała do herbatki. Wszyscy musimy się rozgrzać. – usprawiedliwił się sam przed sobą.
Nic nie czuć...– Młoda poskarżyła się, pijąc mały łyk. Dolał jej odrobinkę ze swojego kieliszka.
Lepsze? Teraz tak!– uśmiechnęła się figlarnie.
Kilka godzin oczekiwania na – a jakże! – trzydaniowy obiad upłynął im na trenowaniu brydża. Grali z dziadkiem i bardzo się im to spodobało. Niepotrzebnie obawiali się o frajdę z gry, emocje były jak przy czteroosobowym stoliku. Wędrowiec wychodził co jakiś czas na zewnątrz i dokumentował fakt przebywania w samym środku burzowej chmury. Schronisko Rosetta leżało na wysokości prawie 2600 m n.p.m. – w dolinach biły pioruny, które tu, obok nich, powstawały. Marzył od zawsze o pięknym zdjęciu błyskawicy, ale znów musiał się pogodzić, że nie tym razem. Udało mu się za to złapać w akcji elektryczność!
Młoda wróciła do pokoju pachnąca, z głową owiniętą ręcznikiem, w klapkach.
Bój się Boga, myłaś włosy! – złapał się za głowę Wujek.
Będziesz miała katar! I tak mam. – zripostowała.
Zawsze mam katar. A Wy lepiej też zapłaćcie po 5 euro i idźcie wziąć ciepły prysznic. Jest super! Czy Ty aby nie przesadzasz z tym luksusem?- skrzywił się Wędrowiec.
Ja wiem, że to dzień odpoczynku, ale bez przesady. Co, szkoda euro? Pójdziecie spać brudni ?- dokuczała im wchodząc w rolę Kobiety.
Przecież dziś była tylko mała przebieżka... – bronił się nieudolnie.
Dobra, Tato, chodź, umyjemy nogi w umywalce! - roześmiał się Młody. Na taki wariant luksusu Ojciec mógł przystać. Umyli się w lodowatej wodzie (w umywalce!) od stóp do głów (sic!) i rześcy wrócili do pokoju. Młoda była częściowo usatysfakcjonowana, choć chwilę jeszcze dyskutowała sama ze sobą o przywarach męskiej natury.
Widzisz, Tato, tak się kończy dawanie grappy nieletnim. – śmiał się Młody widząc nieco zawstydzoną minę ojca.
Usypiali kołysani do snu przez ogromną ulewę. Chłód i wilgoć wdzierały się do pokoiku przez szparkę w oknie, ale pod kocami było im ciepło i przytulnie. Bębnienie deszczu było jak mantra uspokajająca rozbiegane myśli. Jedna nie dała się uciszyć.
Pytała, co jutro.
Hm, jutro… Na pewno –góry!C.d.n.