Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuerteventura)

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
agniecha0103
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 555
Dołączył(a): 30.01.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) agniecha0103 » 03.12.2010 14:57

Fatamorgana - relacja zapowiada się interesująco, więc
będę tu częstym gościem.
Pozdrowionka i czekamy wszyscy na ciąg dalszy.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 03.12.2010 23:35

Zatem lecimy już nad Portugalią. :)
Wpierw- po minięciu gór- mamy nieco więcej chmurek, ale ich biel uspokaja a nie mąci. Potem barany rzedną i z góry widać jakby jałowy i surowy, pozbawiony większych plam zieleni krajobraz.

Pamiętam, że gdy jechałem przez Hiszpanię już od okolic Madrytu ku Lizbonie wszędzie dominował widok suchych traw i łąk. Dosłownie wszystko w jednolitym, prawie żółtym kolorze.
Nawet oliwki zdawały się szare a nie zielone. Tę monotonię przerywały gwałtownie oazy zieleni bujnie rosnącej przy rzekach.

Na Iberii jest kilka sporych rzek. I właśnie jedną z nich widać z samolotu.
To Gwadiana. Wije się ona ponad 800km ku Atlantykowi, ale w nieco odmienny sposób wygląda "przebieg" tej rzeki. Otóż w górnym odcinku po wypłynięciu z ciekawej grupy jeziorek rzeka znika pod ziemią na odcinku ok. 30 paru km. W tym miejscu zrobiono kanał.
Na Gwadianie jest cała masa przeróżnych tam i zapór.

Widząc tę rzekę przypomina mi się, że przecież w 2000r jechałem spory kawałek drogi właśnie wzdłuż Gwadiany, pamiętam nawet te oazy zieleni, które niczym pasy rosły wzdłuż brzegów łamiąc monotonię lądu.
Ciekawe jest lecieć wysoko nad miejscami, gdzie się kiedyś jechało lądem.

Z uwagi na suchość ziemi i małą ilość opadów, postawionu i tu na retencję. Gwadiana nadaje się do zasilania jak mało która rzeka na Iberii.
Jednym z takich zbiorników jest rozległy i porozlewany niczym Lake Powell (niesamowicie długa linia brzegowa, same esy-floresy) Barragem de Alqueva, który niczym gigantyczny liść czy raczej łodyga, ginąca w mgiełkach powietrza biegnie ku północy, a który wygląda tak:

Obrazek

Moją uwagę zwracają dziwne kółka- raz zielone, a raz szare- na polach. Albo tamtejsi rolnicy mają nieco fantazji, albo są to celowe zabiegi. Niemniej jednak wygląda to nietypowo i jest całkiem odmienne od naszych szachownic polnych i pasów-lampasów.

Obrazek

W oddali widać mijane miasta: Moura, Serpa, Mertola. Kierujemy się do znanego Faro. Nie ma gór ani chmurek.
W końcu- po parunastu minutach- ląd znika i teraz będzie juz prawdziwa monotonia, bo tylko ocean i parę obłoczków na krzyż. Zatem siemka drzemka!

Od czasu do czasu wypatruję maleńkich stateczków- jest nawet jakiś, ale w końcu odpadam w ręce Morfeusza.
Mijamy Afrykę- tak wynika z komunikatu. Przyjrzałem się i..faktycznie majaczą kontury lądu na wschód od nas. To Maroko, zatem po raz drugi z oddali (pierwszy raz z okolic Gibraltaru i Tarify) widzę Afrykę i Maroko. Kiedyż wreszcie stanę na marokańskiej ziemi?

Dwa lata temu miałem już kupione bilety do Marrakeszu. W grudniu- gdyż postanowiłem sobie zrobić na pożegnanie z UK zimowo- noworoczny prezent w ciepłym kraju- a w dodatku właśnie w tym- bardzo oczekiwanym kraju. Kraina tysiąca kasb nęci i nęci... od czasu gdy zobaczyłem zdjęcia gdzieś w miejskiej bibliotece w którejś gazecie dla obiezyświatów. Było to lata temu, ale wrażenie pozostało. Jak ważne jest, aby autor przybliżający jakiś kraj czy region zrobił to w sposób zachęcający!

Niestety, nie poleciałem. Na przeszkodzie stanęła konieczność wypełnienia zobowiązań wobec klienta, a że klient(ka) się zmieniała w swoich decyzjach i ramach czasowych, to i samolot poleciał, a ja dalej tkwiłem w pracy... taki urok własnej firmy.

A najśmieszniejsze było potem, gdy kończył się grudzień i zakończyłem tam pracę. Ujrzałem w salonie (ta pani była Polką) jakieś pamiątki i drewniane "płaskorzeźby" o motywach wyraźnie afrykańsko-muzułmańskich. Pytam skąd przywiozła albo może kupiła.
- Z Maroka... :lol: :lol: :lol: :roll: :twisted: :evil:
A ja na to:
- A czy Pani wie, że ja właśnie teraz miałem tam być?
- Niemożliwe! Jak to???
- Ano możliwe... mam bilety wykupione od...do... tak więc wyszła z tego kicha, ale przynajmniej "zamiennik Maroka"- coś stamtąd mam tu- u Pani.

Pani zdębiała i zrobiło jej się jakoś przykro, że jej plany pokrzyżowały moje. Na pociechę rzekła, że naprawdę warto tam pojechać.

Ano jasne, że tak! Jakby nie było warto, to bym nie kupił tych biletów! :) :lol:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3462
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 04.12.2010 00:21

Tak samo nas zastanawiały te zielone kółka na polach, nie rozkminiliśmy tego.
Też lubię analizować co widzę z góry ale nigdy mi się nie chce tak dokładnie. Podziwiam, z przyjemnością się czyta i ogląda.
Co innego jak jadę lądem. Wolę jeździć lądem ale nie zawsze się da :)
Aaa... dodatkowe dzięki za te dokładne opisy, jak już się wezmę za pisanie to będę z tego zwolniony, i tak nie jestem przygotowany :lol:
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 04.12.2010 00:32

Witaj!
Całe szczęście, żeś to napisał, bo już myślałem, że ludzie się wkurzają i mają ochotę napisać:
"Kiedy wreszcie wylądujesz na tej Lanzarote?" :lol: :wink:
Jutro na pewno wyląduję. Wylądowałbym dzisiaj, ale zamykają mi się już moje zmęczone gały.
Dobranoc. :)
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59569
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 04.12.2010 12:45

Jeśli kogoś interesuje sama wyspa, to się pewnie niecierpliwi.
Jeśli generalnie lubi podróżować, to takie widoki i opisy - bezcenne...

Pozdrawiam,
Wojtek
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 05.12.2010 00:39

No fakt.

To ten odcinek będzie dla jednych i drugich... :wink:

Wlecieliśmy w kolejną strefę czasową. Jest godzina wcześniej, za to odległość o wiele większa i to cieszy, bo dzień bedzie o wiele dłuższy niż jest w Polsce. Zwiększa to szanse na zobaczenie czegoś więcej.

Samolot zniża lot. Lądujemy za pół godziny. Po kilkunastu minutach rozróżniam już grzebienie fal oceanu. Nareszcie znajdę się w ciepłym klimacie. Nie na darmo Kanary nazywane są wyspami wiecznej wiosny.
Obniżając się widzimy taki charakterystyczny woal chmurek ciągnący się niczym łańcuszek.

Obrazek

To mi zwiastuje bliskość lądu. A i owszem!

Nagle skręcamy gwałtownie i ostro ku zachodowi i w końcu widać ląd. Ale nie Lanzarote! To jest Fuerteventura a na pierwszym planie słynna Isla de Los Lobos (Wyspa Wilków)!

Obrazek

A więc samaliot podchodzi do lądowania od południa (starty są ku północy). To nawet mała niespodzianka, ponieważ nie sądziłem, ze zobaczę Fuertę z wysoka. Ciekawie wyglądają szczyty górskie- same wulkanopodobne kopki-stożki o niemal identycznym kolorze ziemi.
Z pewnej wysokości odległość pomiędzy Lanzarote a Fuertą wydaje się krótka i niewielka, ale prom płynie ok. 25 minut ten dystans ok. 12 km.

Wspomniany łańcuszek chmurek jak się okazało- jest cechą charakterystyczną otoczenia wyspy i opasuje Lanzarote niczym szalik dość często.
Osobny szalik, to łańcuch gór wulkanicznych na południowym "ogonie" wyspy.

Obrazek

Widać już z bliska pierwszą całą miejscowość- to kurort Puerto del Carmen.
Obrazek

Widzę pierwszą plażę, ale jej widok nie nastraja mnie zbyt optymistycznie- za dużo ludzi tam łazi, a i jakaś taka zbyt typowa ta plaża. Ale nic to- tam i tak nie pójdę.

Wreszcie lądujemy. Jest po 17-tej. Sen się ziścił- w końcu dotykam stopami ziemi- tej ziemi.
Lanzarote- wyspa, która oparła się komercji turystycznej i zabudowie wysokimi hotelami. Wyspa ciepła, przyjazna i przyjemna- nie zawalona tłumami wczasowiczów- ufff, jaka ulga znaleźć się w takim miejscu na upragnionych wakacjach... :lol: :) :wink:

Po wyjściu na terminal pierwsze co robię, to ...wysmarkać się, bo kichol pomimo niewątpliwej ciepłoty nadal zatkany- no niestety, grypa tak łatwo nie puszcza. Potem pierwsza kawa na wyspie- w lotniskowym barze, gdzie namiętnie piszę SMS-y do tych, którzy jeszcze się interesują czy żyję i gdzie żyję. Kurde- jak mi się chce spać! :twisted: :?
Zastanawiam sie nad moimi umiejętnościami językowymi- wprawdzie pierwszy kontakt słowny z barmanem (wyglądał na typowego barowego macho- taki Don Rodrigo tyle że bez kapelusza... :lol:) nie nastreczył problemu- ale cóż to za wyczyn zczytać nazwę kawy i powiedzieć podstawowe "poproszę"? No nic- zobaczymy jak miejscowi są przygotowani na okoliczność porozumiewania się- w końcu nie jestem w jakimś Chile czy w jakimś zacofanym, głębokim interiorze, ale na Wyspach kanaryjskich, gdzie żyje się przede wszystkim z turystyki.

Z tego całego zmęczenia sam nie wiem co począć- najchętniej bym się walnął w kąt i spał- bo wiecie- człowiek w końcu poczuł, że ma wolne pół miesiąca i nic nie musi, nigdzie niczego nie musi i może robić co chce, albo nie robić nic. :) :D
Tyle tylko, że nie po to tu przyleciałem. :wink:

Pierwsze kroki kieruję potem jednak do punktu informacji tur.- po mapę, bez której nie bardzo jest sens poruszać się.
Mapa jest dość okazała i co najważniejsze- ma naniesione wszystkie atrakcje wyspy. Dobra jest!
Podpytuję dziadka z budki o więcej informacji, ale jego angielski jest mniej więcej taki jak mój...hiszpański, czyli do d... :roll: :?
Stwierdził jedynie, że wyspa jest rezerwatem biosfery (co zdążyłem już wyczytać na tytule mapy...) i w związku z tym- wypożyczanie motocykli nie jest tu popularne... tyle że mi chodziło nie o bajki (bike)- motory- a...rowery. :lol: :wink: A samochody to co- mają na gaz czy na baterie? 8O :lol: :roll:

No nic, dziadek niech poduczy się języka- skoro go już w takie miejsce upchnęli na emerytyrze, to niech się jakoś przynajmniej dogaduje.
Biorę jeszcze jakiś rozkładzik jazdy i gramolę się na coś, co przynajmniej przypomina przystanek autobusowy, z którego mam dojechać do Arrecife- stolicy wyspy.

Okazuje się, że nie bardzo wiem gdzie właściwie mam dojechać- bo przecież dopiero będę szukał noclegu. Jak u licha wiedzieć dokąd kupić bilet, skoro nie znam tu żadnych nazw?
W dodatku nazwy przystanków z listy nie odpowiadają w zasadzie niczemu z mapy! Kurde...

Pytam jakiejś młodej dziewuchy czy bilet kupuje się w busie czy gdzieś z automatu. Ta mi coś tam po swojemu odpowiada, ale ja ni w ząb nie kumam. Zero języków obcych u tej laski...
Kurde, trochę kłopotliwe są jednak te pierwsze chwile w nowym miejscu, w dawno nie odwiedzanym kraju...
Na migi pokazuję i w końcu pada "si, in ła ła..."

Tu wyjaśnienie- "ła ła" to tutejsza- kanaryjska nazwa autobusu, pisana "gua gua". Trochę śmieszna, ale przecież niemal każda grupa narodowościowa ma swoje dziwaczne nazwy i określenia, prawda?

No dobra, już coś wiem, ale ta "ła ła" jakoś nie chce przyjechać i laska zaczyna okazywać widoczne i słyszalne oznaki dużego zniecierpliwienia.

O łała!... znaczy "o la la" - jedzie jakiś bus!
Kombinuję na szybko co tu powiedzieć. Mój wzrok pada na Estacion de gua guas, czyli dworzec autobusowy. Niech będzie- jade najpierw na dworzec, zobaczymy co dalej- w każdym razie stamtąd będzie mi łatwiej zejść na dół do centrum i znaleźć nocleg.
Autobusem rządzi...kobieta. 8O
Kawał poważnej baby wyczekująco patrzy- ja od razu palnąłem- "Estacion łałas"- i elegancki komputerek fiskalny pokazuje mi kwotę 1.15 EUR.
Ok, jedziemy do miasta (z lotniska jest ok. 4km) Szybko okazuje się, że Honda to nie tylko marka samochodów, motocykli i jeszcze tam czegoś, ale i nazwa przedmieścia Arrecife, wraz z dużym centrum handlowym.
Mając nieco czasu przyglądam się uważnie wszystkiemu- za pół godziny okaże się jakie to było ważne i potrzebne...
Tymczasem "baba" pędzi tym autobusem, jakby sie do tego urodziła... bierze zakręty niczym nasi piraci drogowi, czy zawodowi rajdowcy!

Autentyczny podziw- wprawdzie ogół południowców to jednak gorąca krew, no ale baba za kierownicą takiego dużego pudła to jednak rzadkość, ale już baba pędząca tym pudłem bez oznak niepewności i dająca po garach, hamująca, rozpędzająca się i jadąca jak z nut bez absolutnie żadnej obawy to już spory ewenement!

Autobus mija szeregowe, bieluchne domy w podmiejskiej zabudowie. Kurde, ciepło cały rok, wieczory jak na wakacjach- ci to tu mają super życie. W dodatku widzę, że nawet to życie niezłe- same dobre wozy pod domami, domy zadbane, czyste, ładne, dziatwa się bawi do późnego wieczora na ulicach. Spokojnie i sielsko tu.

Ła ła wjeżdża do...centrum. Skapowałem, że najpierw jedzie przez większość miast, żeby potem dopiero zajechać na ten dworzec. Kurde, odwrotnie niż sądziłem, no ale nic- popatrzę z krzesełka co tu jest i jakie jest, a może i coś wypatrzę, bo trafić tu nie będzie kłopotem, gdyż jedziemy bulwarami nad brzegiem oceanu.

Arrecife ma jeden jedyny wieżowiec i jest to jednocześnie jedyny poważny hotel- "Grand" (*****). Podjeżdżamy pod tę jego kolumnę i zaczyna się ciąg knajp (siedzi w nich mnóstwo ludu!), sklepów i barów. To takie tutejsze Krupówki...
Wtem z lewej mignęło mi coś jak tabliczka z napisem Hotel. Zerknąłem i widzę 2 ** przy nazwie. Oki, tu przyjdę- ale z dworca, bo jak na złość, nie ma tu przystanku.
W międzyczasie sprawdzam mój przewodnik i próbuję zlokalizować ulicę, przy której położony jest pewien polecany hotelik Cardona. Ale takiej ulicy nie ma! 8O 8O :evil:
No to ładnie.... :roll:
Bus mija kolejne sprzyżowania, ja padam ze zmęczenia i czekam na Estacion, żeby wyleźć z tego pędzącego pudła i wreszcie znaleźć jakieś znośne lokum, gdzie będę mógł odespać zaległości i dojść do siebie.

Na którymś kolejnym przystanku bus nie odjeżdża, lecz stoi z zapalonym silnikiem. Siedzę na samym końcu dlatego z poślizgiem dociera do mnie, że ktoś coś woła. Patrzę a to "kierowniczka pędzącego pudła" woła w moja stronę coś tam...
Skojarzyłem tyle, że patrzy na mnie, a więc ...może chodzi o moja wysiadkę? Patrzę przez okno- wieczór już zapada, ale nie widzę niczego, co przypominało by dworzec! A kierowniczka dalej woła..
- Estacion łałas!
A ja półprzytomnie "Estacion de łałas?"
- Siiiii, Estacion....
Ok, gracias - rzuciłem i gramolę się z pudła...

Dworzec był akurat w remoncie, stąd moje zdumienie gdzież on jest. Wysadziłem się tak po prostu na przystanku na ulicy. Kurde, gdzie teraz?
Ruch spory, weekendowy wieczór ruszył a tu ja z wielkim jak na wczasowicza plecakiem i jeszcze torbą na ramieniu...
Kieruję się na dół, do centrum i w stronę owej promenady nadbrzeżnej, aby dotrzeć do tego hotelu widzianego z busa.
Po drodze "dokładam sobie mąk i cierpienia", ponieważ idę jeszcze na zakupy- do SPAR-a, i... dokładam 2 duże flachy napojów, jakieś półsurowe salami i jeszcze pare pierdół. Teraz to już naprawdę przegięcie- ponad 25 kg na plecach i ta cholerna torba, bez której ani bym tu nie przyleciał!
Ostatni raz takie ciężkie wory nosiłem dawno temu.

Wlokę się w ciemnym wieczorze przez centrum. Ulice są w nazwach południowoamerykańskie. Sporo tu Azjatów i Murzynów- kurde, ale kogel mogel kulturowy...jak bym znowu był w jakiejś Anglii.
Jakoś nie jestem pewien czy dobrze idę, ale cóż- po raz pierwszy tu jestem, trzeba przywyknąć, wchłonąć specyfikę i oswoić się.
Wreszcie przechodzę przez uliczki sąsiadujące z ową promenadą. Docieram pod sam hotel Grand!. Mam nosa- jak zwykle.

I zaraz znajduję za "znajomymi" już knajpami ów hotelik.
I tu zonk! Nie chcą mi dać pokoju! 8O 8O 8O
Hiszpanka (taka jakaś lekko podejrzana z wyglądu, bardziej przypominała prowadzącą jakąś bimbrownię a nie hotelik... :roll: :?: :idea: ) ni w ząb po jakiemukolwiek innemu niż hiszpański, ale cały czas mi gada, że "no no senior, no ruum". Z kontekstu wynikało, że mają wolne miejsca...
Co jest do cholery?! Ja zmęczony, wkurzony, hotelik w końcu odnaleziony a tu mi nie chcą dać pokoju!
Babka wychodzi do mnie zza okienka. Tłumaczy na migi plus jakimś łamańcem europejsko-podobnym, że niedaleko jest inny hotel i tam mnie przyjmą. I tu pada słowo CARDONA.
OLŚNIENIE!!! Cardona- przecież to właśnie to, czego szukałem, ale nie znalazłem!!!
Ok, mówię, sprawdzam dla pewności w przewodniku, ale tłumaczę jej, że nie ma tej ulicy. Babka wychodzi ze mną na zewnątrz i pokazuje gdzie iść, że to zaraz za rogiem i 2 ulice dalej, woła jakiegoś gostka mówiącego po niemiecku i ten mi wyjaśnia, że owszem- Cardona jest tu zaraz.
Danke...
Swoją drogą co to było tak w ogóle? Hotel na godziny, czy jak??? A może przykrywka hotelu, czyli de facto... burdel?

I faktycznie, Cardona była w pobliżu. Ba, nawet poniżej niej przechodziłem! Tylko że napis ani nie świecił, ani go nie widać za bardzo wieczorem.
Poczułem się, jakbym doleciał do jakiejś mety po długim maratonie.
Na piętrze za szeroką i dużą ladą siedzi jakiś gościu w średnim wieku. Mówi świetnie po angielsku.
God, thanks!!! :) :D
Bez kłopotu dostaję pokoik i prosze tylko o taki, gdzie można się spokojnie wyspać- żadne tam fiestas i inne takie...
- Ok, dam Ci taki cichy- bez hałasu ulicy.
- Oki.
Hotelik bardzo schludny, wszędzie wykafelkowany, czysty.
Cena 25 EUR/osobonoc. Ok, wszystko mi pasuje.
Nawet numer pokoju- 113, a trzynastka to mój najważniejszy i przypisany do żywota numer. Tylko, że jeszcze muszę wtaszczyć się z tymi moimi tobołami na II piętro!
Jestem tak zmachany, że bąknąłem jeszcze coś na dobranoc, ale od początku zajarzyłem, że ów gość jest z tych, którzy chętnie rozmawiają i mogą sporo mi powiedzieć.
Pokoik z oknem na małe, kwadratowe patio. Bardzo ładny, nieźle wyposażony- kurde, nareszcie!!!!

Resztkami sił biorę prysznic i tak jak stoję, tak padam na wyrko.
Odpadam z reala na... kilkanaście godzin... :wink:

CDN
Ostatnio edytowano 19.12.2010 00:42 przez Fatamorgana, łącznie edytowano 4 razy
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3462
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 05.12.2010 01:16

Fatamorgana napisał(a):Całe szczęście, żeś to napisał, bo już myślałem, że ludzie się wkurzają i mają ochotę napisać:
"Kiedy wreszcie wylądujesz na tej Lanzarote?" :lol: :wink:

Franz napisał(a):Jeśli kogoś interesuje sama wyspa, to się pewnie niecierpliwi.
Jeśli generalnie lubi podróżować, to takie widoki i opisy - bezcenne...

Wędrówka też jest celem :)
Dobrze się zaczyna.
pzdr
k
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 05.12.2010 09:50

8O 8O 8O
Zawodowiec, a gdzie łaziłeś po jaskiniach, że aż od tego zmieniłeś avatar? :) :wink: 8)
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3462
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 05.12.2010 11:44

To nie z jaskiń tylko taki bardziej do pory roku dopasowany - z jednego zimowego wypadu :D
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 05.12.2010 12:56

Fatamorgana napisał(a):... ale już baba pędząca tym pudłem bez oznak niepewności i dająca po garach, hamująca, rozpędzająca się i jadąca jak z nut bez absolutnie żadnej obawy to już spory ewenement!



Może narażasz sie nieco feministkom, ale nie przejmuj się - przecież feministki to nie baby... :wink:

Aha, nie zapomnij wyjąć tego przyrządu, co go masz w torbie. :lol:
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 17.12.2010 21:27

Fatamorgana napisał(a):Trochę tego pierwej będzie- z Lanzarote. :) :wink:
Za wolno mi RAWy komp obrabia kurde!
(jak już znajdę na to czas)


Czekamy spokojnie, aż Ci je obrobi kurde! :lol:
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 18.12.2010 01:35

Wygląda na to, że z powodu nadmiaru pracy- do świąt będzie krucho.
Ale potem czeka błogie lenistwo... więc i pisać będzie kiedy.

Póki co - powyżej uzupełnione kilka fotek a poniżej zajawka- pierwszy strzał w Arrecife.
Pozdrawiam.
Obrazek
nomad
Cromaniak
Posty: 656
Dołączył(a): 06.10.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) nomad » 19.12.2010 22:04

Fatamorgana to może jeszcze coś dorzucisz na rozgrzanie i przeniesienie w klimaty dalekie od śniegu i mrozu. :)

Pozdrawiam.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 21.12.2010 01:37

A jasne że tak.
Proszę...
Obrazek
:wink:
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 29.12.2010 01:41

Obudziłem się po kilkunastu godzinach spania. Nie mogło być inaczej- po nieprzespanej nocy przed wylotem, emocjach lotu i tych widokach i zmęczeniu ogólnym, oraz męczącej mnie nadal grypie na ukończeniu.

Była niedziela 19 września. Zwykle o tej porze byłem albo gdzieś w CRO, albo w Alpach, albo.. kiedyś właśnie w Hiszpanii.
Ponieważ pierwszy raz wylądowałem w hiszpańskim hoteliku (kiedyś byłem z namiotem), więc jako że była i TV postanowiłem z lenistwa pooglądać sobie co mają w TV. A ze mają sporo ciekawiących mnie rzeczy, więc było co obejrzeć.
Przede wszystkim na własne uszy mogłem w krótkich retransmisjach wieczornych kolejki Primera Division (coś jak angielskie "Match of the day" z prowadzącym Garym Linekerem...) usłyszeć słynne hiszpańskie
"GOOOOOOOOOOOOOOOOOL, GOL GOL GOL GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLL!!!!"
:lol: :lol: :wink:
Ale to jeszcze nic. Prowadzący okazał się istnym komediantem a cały program - jakby nie było sumujący bieżące dokonania jednej z najważniejszych i najbogatszych lig świata- przypominał rodzaj kabaretu z trzema młodymi gośćmi wygłupiającymi się do oporu, strojącymi miny, wygibasy- a to przeplatane ostrą muzyką i... fragmentami meczów.
Słowem coś kompletnie innego niż nasza szarzyzna!
Fenomenalnie oglądało się coś takiego- i ja się nie dziwię, że futbol jest niemal religią w tym kraju...

Ale oprócz tego akurat tego dnia była transmisja z otwarcia nowego toru wyścigowego w Alcaniz w Aragonii (to szczególne, ze Hiszpanie mają kilka takich torów a zbudowali jeszcze jeden... ale oni kochają sporty motorowe) i od razu na dzień dobry odbyły się wyścigi motocyklowe Grand Prix. Tak więc po raz pierwszy mogłem i je zobaczyć w hiszpańskiej TV- a wcześniej miałem okazję obejrzeć jedne z moich ulubionych zawodów w telewizjach 5 krajów. Piszę o tym dlatego, że takie wyścigi i te sporty stanowią część tradycji hiszpańskiej i mają liczną rzeszę fanów, którzy obsiadują może nie tak licznie bary i stoliki jak przy meczach, ale również kibicują Hiszpanom w wyścigach. I to widać- również kibicujące kobiety- w o wiele większej liczbie niż w naszych- wschodnich krajach Europy.
Poza tym- ten wyścig w Aragonii był wyjątkowo emocjonujący, a dla Hiszpanów tym bardziej, że Hiszpanie "wsiedli" w liczbie aż 3 na podium w dwóch klasach wyścigowych...
Oglądało się to wszystko zupełnie inaczej niż u nas...
Poza tym, Hiszpanie nie wstydzą się i nie boją okazywać emocji- więc i ja sobie nie żałowałem, poddawszy się im przez cały pobyt.

Niedziela się zbliżała do końca a mnie się nie chciało wychodzić...
Może wyda się to komuś dziwne, ale ja zamiast wyjść na plażę, na miasto wolałem tak po prostu walnąć się i...spać, spać, spać.
Wreszcie siła woli postanowiłem rozprostować kości, ale o wiele bardziej chciałem dowiedziec się czogoś od recepcjonisty Franka na dole. No więc zwklokłem się na dół, żeby z nim pogadać.
Frank okazał się nie tylko pomocny, ale i gaduła jak ja. To jednak dopiero był początek naszych pogaduszek- trwały one aż do ...samego końca mojego urlopu.
Po pogawędce wylazłem wreszcie na powietrze. Ale szybko do mnie dotarło, że trzeba uważać, bo wieje wiatr- coś charakterystycznego dla tych Wysp, ale dla mnie teraz wysoce niepożądanego- przez moje zakichane (w przenośni i dosłownie) zatoki oraz załadowany nadal po brzegi kichol...
Ale chęć odetchnięcia jodem zwyciężyła, wiec szybko polazłem pod Hotel Grand- na bulwar i nabrzeże. Jaki spokój i sielanka. Nikt nie biega, nikt nie goni, wiaterek, ciepełko i ten niewymuszony spokojny tryb życia codziennego u ludzi. Bajka!
Niestety, bajką nie był mój stan zdrowotny i szybko zamiast delektować się pobliską plażą i palmami w blasku wieczornych świateł- wyciągałem kolejne chusteczki... :? :( :twisted: :evil: :x
No to pięknie się zaczął mój pobyt na Kanarach... :P

Zwijam się po pół godzinie.
Zamieniam jeszcze kilka zdań z Frankiem i... znowu walę się spać!
Byłem jeszcze po prostu na tyle słaby i niewypoczęty, że ostatnią rzeczą na jaką miałem ochotę było teraz włóczenie się i jakikolwiek wysiłek.
Sprawdziło się co mówiłem przed wylotem przyjaciołom- że będę chyba pierwsze dwa dni dochodził do siebie i spał. :roll: :? :lol: 8O

Poniedziałek 20.09.
Od rana mobilizacja, ale jakaś taka typu "slow motion" . :lol: :wink:
Nie chce mi się ruszać z tych wygodnych pieleszy!
Mam sporo czasu i nic nie muszę!
Czy aby na pewno?
Trzeba ruszyć rozleniwiony zadek i coś wreszcie tu zobaczyć.
Czekają mnie małe zakupy. Nie wziąłem paru rzeczy licząc, że je tu kupię. Fajnie, ale tu to znaczy konkretnie gdzie?
W którym sklepie i gdzie ten sklep jest?
Niezastąpiony Frank wiedział wszystko- dosłownie wszystko to, czego potrzebowałem....idealnie trafiony człowiek we właściwym czasie na właściwym miejscu.
Przed południem gramolę się na te małe zakupy. Sprzątaczki pytają o której wrócę, żeby posprzątać po "finito". Powinienem wyprowadzić się do ok. 13:00 (to i tak nieźle, bo z reguły jest do 10:00-11:00...).

Pogoda śliczna. Jak marzenie. Można rzucić okiem na okoliczne góry.
Obrazek

Idę bulwarem zobaczyć czym żyją miejscowi. Kierując się do punktu informacji miejskiej - gdzie mam dostać kompletne rozkłady jazdy busów po wyspie- docieram do małej przystani rybackiej. Stoliki w knajpce obsiedli tam szczelnie emeryci i inni - chyba bezrobotni lub mający akurat wolne- grający namiętnie w... domino i warcaby.

Obrazek

Do dzisiaj żałuję, ze ich nie sfotografowałem z bliska...
Zajęło mnie co innego- zbieranie danych i informacji.
Jedni się wyłamali i grali w szachy. Gwar był tam taki jak na targu.
Ciekawa rzecz... Życie płynie im fajnie, skoro w poniedziałkowe przedpołudnie stać ich na siedzenie i granie oraz ploty- bez jakiegokolwiek poczucia pośpiechu. Ot, maniana.... :lol: :wink:
Dzisiaj daleko widać, choć Fuerta w oddali za mgłami południowymi.

Obrazek

Po otrzymaniu rozkładu jazdy i zasięgnięciu paru info idę dalej bulwarem nadbrzeżnym, żeby rzucić okiem co też to miasto jeszcze nad wodą posiada. Nie jest tego wiele, ale podoba mi się koloryt i czystość- wszechobecna zresztą.
Obrazek

Obrazek
Przy tym pięknym niebie wszystko wygląda jakoś tak w ogóle ładniej i przejrzyściej- na pewno nie ma szarzyzny, choć ilość bieli jest tak dominująca, że pewnie dla miejscowych może być ona rodzajem "szarzyzny". :lol: :wink:

Wracam do hotelu i...okazuje się, że dzisiaj nigdzie nie ruszę, bo nie dość, ze jeszcze wszystkiego nie mam (zwłaszcza butli gazowej) i juz przeciągnąłem pobyt, to nadal nie wiem wciąż gdzie wypożyczyć ten rower. Poszedłem do pobliskiego sklepu, ale tam nie mają nic- kompletnie nic for rent...
Uuuuu... Poszukam dalej. Znowu wychodze na miasto. Po drodze znajduję w końcu internet w kafei, najbliższy market i sklep z bibelotami plazowymi- co ciekawe- prowadzony przez licznych tu Chińczyków.
I znalazłem!
Nieco z boku- prawie na wylocie z miasta ku lotnisku był sklep TRIBIKE.
Jezu- ależ tam mieli rowery!!! Zaje..te!!! I jakie drogie... 8O :roll:

Ale dopiero nazajutrz będa mieli rower dla mnie- dzisiaj już późno, a jest i "wieczór".
Tymczasem wróciwszy na pobliska plażę miejską, siadam na murku i czerpię oczami, płucami i uszami tzw. atmosferę miejsca...
Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuerteventura) - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone