Ciąg dalszy.
Zaskoczeni spotkaniem pustelników idziemy dalej- tam gdzie się jeszcze da.
Z wyższego miejsca wyłapuję co ciekawsze szczegóły- zwłaszcza ów wycinek klifów który nazwałem "Czerwonym Klifem" i który przypomina mi nieco podobne widoki z Teneryfy.
Wiadomo teraz co to za lina wisi ze skarpy ku wodzie (widać ją na jednym ze zdjęć). To rodzaj wyciągu towarowego pomiędzy morzem a... bazą pustelników. Kiedyś była w użyciu a dzisiaj? Nie widzę łodzi ani pontonu...
Hmmm... Możliwe, że kiedyś mieszkali tu całkiem inni ludzie (bo "bunkier" wygląda na dość stary) i używali tego do odbioru dostaw z morza (ryb z łodzi na przykład). Jednak po zejściu nad samą wodę...
i przejściu już pod samą ścianę klifu oczom naszym ukazuje się dowód na to, że kiedyś ktoś próbował w jakiś sposób zagospodarować ten niegościnny i urwisty kawałek wybrzeża.
Oto znaleźliśmy coś w rodzaju starego, poharatanego chodnika czy długiej rampy, jakby ścieżki - pod samą ścianą skalną, która niewątpliwie służyła do chodzenia lub toczenia czegoś. Ciągnęło się toto jak takie jakby przedłużenie ścieżki prowadzącej do pustelni (aka bunkra!
) i wiodącej dalej ale mało wyraźnie, aby w końcu przejść nad samą wodą w ów dziwny "chodnik", ale zdziwienie wywołał fakt, że dalej szło to jakby prosto w urwiska i w morze. Ki diabeł?
Ścieżka ku wodzie czy ku niczemu?
Widoczny z prawej "chodnik".
Jednak następne odkrycie wpędziło mnie w wybitnie zły nastrój!
Kawałek dalej dochodzimy do miejsca, gdzie ów "chodnik" był poobrywany i zniszczony. Patrzymy a tu...
RURA!
Kur...a! TU????!!! RURA?????!!!!!!
JAKIM PRAWEM???!!!! W TAKIM MIEJSCU!!!
Toż to jakieś jaja chyba...
Nieeee... no normalnie czar miejsca w jednej chwili prysnął!
Spojrzeliśmy po sobie trochę tak jak wbici w te skały za karę.
Spodziewalibyśmy się tu różnych rzeczy- wraku łodzi, starej opony czy innego badziewia wyrzuconego przez morze, ale rura?! W dodatku ewidentnie wbetonowana w ten "chodnik". I w dodatku wielka rura! Nie chcę krakać, ale to mi przypomina rury kamionkowe używane w ...kanalizacji! W każdym razie średnica podobna! Kolor nie ten.
Podejrzane znalezisko natychmiast powoduje u nas wyostrzenie zmysłu powonienia w nadziei, że "to jednak nie będzie to"...
- Wojtek? Tu coś było bardziej rozbudowanego. To mi wygląda na jakąś instalację...
- Aha... instalację od kupy...
- Myślisz, że aż tak źle?
Może jednak nie?
Podejrzliwie przyglądamy się nietypowej jak na to miejsce "instalacji". Nic nie czuć, nie nie wygląda źle.
Hmmm... dziwoląg i już. Albo zagadka.
Spoglądam tęsknie ku o wiele milszym widokom...
Cholerny "chodnik" idzie cały czas równo ku ostatnim skałom a nawet deko dalej. Przypływ zaczyna sięgać rozbitymi falami chodnika a zatem czas wracać, bo dalej- z tego co mówił Frank- przejścia nie ma i po prostu ściany klifu schodzą w wodę i jedyną drogą jest... łódka.
Tak sobie dogadując, pół przypuszczając, pół żartując na temat przeznaczenia owej pechowej rury (bo zepsuła nam przecież odkrywanie "dzikiego wybrzeża"!) dochodzimy do niemal końca.
Oczom naszym ukazuje się kolejna niespodzianka!
Kolejny "bunkier"!
- Zaraz... Wojtek, idziesz tam dalej?
- A zobaczę, czy tam dalej nie ma jakiegoś osiedla!
Ten bunkier jest jakby przytulony do skał.
Kuźwa, w takim miejscu budować cokolwiek mieszkalnego czy nawet użytkowego to już jest kuszenie licha i...permanentna wilgoć wewnątrz. Nie dociera tu chyba wcale światło słoneczne a jak już to trochę "zimą".
Po co tu to postawili???
Same zagadki na tej Famarze.
Patrzę na zegarek a potem w górę.
- Wystarczy chyba, co? Czas wracać, bo szczyt czeka a tu koniec drogi!
- Jasne, starczy- rzecze Wojciech i dochodzi do załomu skały za którą nie widać co dalej.
Ja już myślami jestem na mojej Famara Beach, bo czeka nas po drodze plażowanie wraz z wymarzoną kąpielą w oceanicznych falach...
Wojtek wraca i mówi, że tam dalej to już kupa kamieni i skały a "chodnik" ginie w nich i już jest mokry.
Tym samym nie zbadaliśmy jego dalszego przebiegu, ale oczywiste jest, że dalsze odkrywanie takiego "cudu w przyrodzie" byłoby stratą czasu, zwłaszcza że myśmy liczyli po cichu na coś zgoła odmiennego- że obejrzymy sobie to wszystko jeszcze dzisiaj z góry! Tak, ze szczytu klifu!
To byłoby coś. A zatem pierniczyć rury, chodniki i tajemnicze ich przeznaczenie!
Wracamy!
Udajemy się jednak inną "drogą". Chcemy obejść powyżej "bunkra" i zobaczyć a w zasadzie postać przez chwilę pod samymi majestatycznymi ścianami klifów.
Bo jest to coś tak niezwykłego, że "rura człowiekowi mięknie".
Stoisz sobie w dole- "mędrcze" ludzki po szkołach, kursach i egzaminach i... za chwilę zdajesz sobie sprawę jak nikły jesteś w obliczu potęgi przyrody, gór i skał. Jeden mały "kamyczek" z tej ściany, z tego klifu i po tobie marny pyłku...
A jednak to właśnie owe marne pyłki rzucają przez wieki wyzwanie przyrodzie i jej siłom oraz jej dziełu, rozwalając całe góry, wybierając kamień stokom i ziemi, wysadzając skały i drążąc w nich tunele, budując chodniki (a nawet prowadząc je wraz z rurami pod klifem!), całe szosy i koleje...
Tu jednak owe dzieła rąk i myśli ludzkich nie miałyby racji bytu- klif i wszystko na nim wygląda tak jakby w każdej chwili groził zawaleniem! Mam wrażenie- bo akurat podeszliśmy na linię styku spadku góry z w miarę normalnym już - czyli łagodniejszym- dołem, że jakby tak kto wbił taką wielką łopatę w ową górę, to zaraz wszystko zaczęło by się sypać i poleciało by w piz...u w dół!
Wszystko przez to, że nie jest to lita skała lecz przypomina to taką mieszaninę ziemi, piachu, gliny i kamieni.
No taka kupa wszystkiego wisząca nad nami...
- Cholernie niestabilnie to wygląda- mówię do Wojtka.
- Nooo! Jakby tak potrząsnęło ziemią to nie ma szans na ucieczkę stąd.
- Ty, to jest ciekawa sprawa jak oni tam żyją w tej chałupie... albo się nie boją albo ta kupa gliny i piachu się jednak jakoś trzyma?
- Eeee... no przecież mieszkają w bunkrze, nie?! Nie ma się co bać...
- Ale jakby tak to pierdykło akurat jak se wyjdą na spacerek nad wodę...?
- Brrrrrr.....
Tak rozmawiając dochodzimy do wyraźnego wcięcia w linii spadku klifu ku brzegowi. Jakieś 200m przed bunkrem pustelników klif jest nieco cofnięty i znajduje się tu niewielka rozpadlina. Tym razem ja pierwszy dostrzegam kolejny "dziw" w naszej wycieczce.
- KRATA! (???
). Patrz!
- ??? Tunel!
Powyżej nas widać jakieś wejście do jakiegoś tunelu zamknięte właśnie kratą. Wszystko jakby oderwane od podłoża, zawieszone w górze. Się coś chyba z dołu zawaliło i jedynie po drabinie tam się da wejść.
- Kurde, miało być odkrywanie piękna przyrody na Famara podobno... A jest zwiedzanie pozostałości po działalności człowieka...
Co to znowu tym razem jest?
Dziwne rzeczy odkrywamy w tym masywie Famary. Rury z kibli czy inne licho, pancerne bunkry z ludzką zawartością, zardzewiałe wyciągarki, chodniki, betony, tunele, kraty.
- Brakuje jeszcze dziurawego wiadra i wraku auta... - złośliwie mówię z ironią.
Odwracam wzrok...
Cóż za kontrast!
Widok takiej pamiątki w takim miejscu jednak zastanawia. Po co w takiej mało stabilnej kupie dziadostwa robić tunel?
Górnicy? A może czegoś w tej górze szukano?
- Wiem! Woda! Pamiętasz to źródełko obok chałupy? Przecież na tej wyspie nie ma słodkiej wody! Oni tu chyba szukali wody, skoro obok jest jednak źródełko, więc myśleli, że wewnątrz góry będzie woda... tak sobie na głos myślę do Wojtka a ten kiwa głową- bo też i to nam tylko na zdrowy rozum przychodzi do..rozumu.
A więc to miejsce ma wiele tajemnic i zagadek, które wiążą się z próbami zagospodarowania wybrzeża i jakąś nieznaną nam jeszcze działalnością człowieka w tym niezwykłym miejscu.
Z głowami nabitymi wątpliwościami i pytaniami - cóż też odkryto, czy jest tam woda, kiedy to zrobiono i czemu porzucono itd...) wracamy obok bunkra pustelników na początek plaży a właściwie tego co z niej pozostało po przypływie.
Wracamy też do czegoś o wiele milszego niż bunkry, rury i kraty oraz wszelkie inne ewentualne znaleziska cywilizacyjne...
Przeprawa przez głazowisko tym razem jest wolniejsza gdyż wszystko jest mokre od bryzgów i fal.
Ale tym razem nie focimy zbyt wiele i nie zatrzymujemy się, bo wszelkie odkrycia mamy już za sobą (no kurczę, przynajmniej tak sądzimy!) zatem idzie sprawnie. Dochodzimy do miejsca, gdzie zaczyna się prawdziwa plaża Famara
i skarpa że tak powiem piaskowieje- robi się jak babka piaskowa. Z kamoli w tufy i miękki materiał.
Bardzo kolorowy przykład erozji miękkiego wybrzeża.
Wycieczka dobiega końca. Wracamy do bazy czyli naszej Corsiczki, która oczywiście zdążyła już się zmienić w patelnię od żaru słońca, które już grzeje na całego.
W końcu prawie południe!
To teraz pora na najprzyjemniejszą czynność i relaksację- wodne masaże falami!!!
CDN.