zawodowiec napisał(a):Przypominasz mi moje własne dośwadczenia... Jak po 3 latach zabierałem rzyć w troki z Wyspy to też do ostatniej chwili miałem robotę i towarzyskie zobowiązania i potem całą noc pakowałem dobytek do skodzinki i o 6 rano wyjechałem żeby zdążyć do Dover na prom...
Założymy Klub Zwariowanych Włóczykijów?
Kanarki w towarzystwie dwóch pedałów - brzmi ciekawie!
Aleś to napisał....
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
Taaak... przy tym pakowaniu-łowieniu informacji przelciała cała noc. Było to podwójnie męczące, bo co rusz przerywane czyszczeniem nosa - a katar miałem potężny, zatoki wciąż zajęte. Zastanawiałem się ile czasu minie, zanim dojdę do normalności i formy, bo było pewne, że od razu na ten rower nie wsiądę. Tymczasem zrobiło się rano i po nieprzespanej nocy wsiedliśmy z rodzicami do wozu dążąc ku Balicom.
Na lotnisku niespodzianka. Idąc przez główny hol natykam się na dobrą znajomą z Anglii, dawną współlokatorkę mojego najlepszego kumpla. Zdębiała na amen zobaczywszy mnie! "Nie poznałam Cię!...Jak Ty schudłeś!?..." No tak, po angielskim dobrobycie skutkującym przyrostem wagi, teraz żyję w polskiej "biedzie", więc musiało mi spaść z brzucha.
(wyjaśnię, że to z przyczyn zdrowotnych, zmieniłem kilka rzeczy na lepsze/zdrowsze, inny tryb życia, no i w rok spadłem o ...15 kg.).
Jak fajnie się czuje człowiek po czymś takim? Lepiej i zdrowiej.
Miło jest spotkać dobrych znajomych - zwłaszcza po prawie 3 latach.
Ona sądziła, że lecę do Anglii ale szybko prostuję te myślenie- niestety, tam mnie na razie nie ciągnie- tu mam wszystko co trzeba, jestem takim żywym przykładem na to, że emigrant z odzysku nie dość, że może być społecznie przydatny po powrocie do swego kraju, to jeszcze umie się odnaleźć po powrocie z tego "innego świata" i szybko się aklimatyzuje- po 5 letniej wyrwie czasowej. To jednak głównie zasługa licznych podróży i nauki jaka z nich płynie- szybko i często zmieniające się otoczenie, obcy ludzie, nowe kontakty, zdobywanie informacji itd- to wszystko potem musi procentować w urządzaniu się na nowo.
Nieco zdziwiona życzy mi udanego urlopu i buziakujemy na pożegnanie.
Ryanair...kochany, przeklęty, lubiany za ceny i nienawidzony za dopłaty.
Wagę oceniłem na oko, ale że moje oko dość sprawnie ocenia ilości, powierzchnie itd, więc nie ma mowy o zaskoczeniu przy wadze- jest dokładnie 14,7 kg w plecaku głównym i...ponad 6kg w torbie fotograficznej, która idealnie mieści się w kominie plecaka.
Rowerowy wielbłąd...jeśli ktoś nie wie co to takiego, po ujrzeniu mnie już będzie wiedział...
LOT.
Przy wsiadaniu na pokład rzut oka w górę.
Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej. Nie lubię brzydkiej pogody w czasie lotu, bo nie widać ziemi i tego co na niej. Rozpoznawanie tego co na ziemi potem na mapie jest jedną z małych atrakcji zw. z lotami. Zawsze lubiłem ćwiczyć czytanie map i rozpoznawanie miejsc.
A pogoda dość czysta i Spodek oraz cały Górny Śląsk mam jak na dłoni! Widać wszystko i wyraźnie.
W Dusseldorfie przesiadka i 2,5 godz. oczekiwanie na lot na wyspę wulkanów. Trzymam graty przy sobie, żeby nie poginęły gdzieś jednocześnie pilnując się, żeby nie zasnąć na amen i nie przegapić lotu.
Przede mną ok. 4 godziny lotu, więc se drzymnę.
Lotnisko w Dusseldorf Weeze to stare lotnisko wojskowe, hangary, bunkry, niczym kiedyś Pyrzowice- nasze odnowione porty nie mają się czego wstydzić.
Przetaczają się tu głównie tłumy turystów i wczasowiczów lecących na swój urlop.
Nadchodzi czas odlotu. Tu mała dygresja: zawsze zwracam uwagę na to, jak zachowują się ludzie przy wejściu na pokład. I zawsze wniosek jest ten sam... Polacy niemal zawsze się śpieszą, jakby im ktoś miał zabrać ich miejsce na pokładzie. Jakoś inne nacje potrafią spokojnie, bez pośpiechu wejść na pokład. Widocznie latanie samolotem to już taka norma, że nawet nie przejawiają chęci siedzenia przy oknie. Ale skłaniam się do tezy, że to po prostu inne nawyki, zachowanie i obyczaje codzienne.
Coś w tym jest, bo w Polsce notorycznie wszyscy za czymś gonią, wiecznie nie mają na nic czasu i wciąż są czymś zestresowani (praca ich tak stresuje, czy przełożeni i obawy z tym związane?).
To się daje wyczuć- tę różnicę w wyluzowaniu i spokoju a w ich braku.
No cóż...różnic jest pomiędzy nami pewnie więcej.
Przelot będzie nad Francją (gdzieś w okolicach Paryża) i...nad PIRENEJAMI! (całe szczęście, że to nie było teraz, bo te francuskie strajki...!)
Szkoda że nie nad Alpami, no ale przynajmniej jedne wysokie góry zobaczę- a przynajmniej na to liczę, ale niebo jest dzisiaj łaskawe.
Warunki są powiedziałbym wręcz świetne. Burzany chmur wyżej, baranki niżej, słoneczko i czyste powietrze.
Zdjęcia przez szybę samolotu to trudna sztuka, te przebarwienia z plexi, te odblaski i mgiełka ze szronem... ogólnie syf, ale daje się coś ustrzelić. Siedzę po lewej od słońca, więc Niemcy a potem Krainę Żabojadów widać całkiem znośnie. Wreszcie pojawia się woda- Biskaje!
A za Biskajami- Pireneje...
Widać bardzo wyraźnie miasta nad Atlantykiem, porty, autostrady, linie kolejowe, rzeki itd. Można się przyjrzeć jak zagospodarowany i urządzony jest kraj- pouczający widok.