Odcinek siódmyBo to siódmy i zarazem ostatni pełny dzień pobytu na tej wyspie.
Trochę mi szkoda , ale jednocześnie czuję narastającą ekscytację przed poznaniem kolejnej wyspy
Ten dzień rozpoczynam o barbarzyńskiej porze ,zwanej przez niektórych środkiem nocy
Bynajmniej nie jest to środek nocy , ale świt.
Jest 5.15 - o tej godzinie wstaję do pracy, więc nawet na wakacjach budzę się o tej porze, ale zwykle kończy się to ... przewróceniem na drugi bok
Tym razem otwierając jedno oko po 5, dociera do mnie nietypowa różowość.
Wschód słońca już tu widziałam , ale świtu nie.
Cicho wstaję i wychodzę na taras:
Resztę poranka spędzam z książką i komarami
Dzisiejszy dzień postanawiamy spędzić na miejscu, a wieczorem czeka nas pewna atrakcja.
Ostatni raz odwiedzamy moją plażę. A na plaży znów nie ma wolnego miejsca w cieniu.Jest 18 czerwiec i ludzi jest coraz więcej.
Lokujemy się na górce obok plaży. Nie robię dużo zdjęć . Ale nic nowego tu się nie dzieje. Pogoda jak zwykle piękna i jak zwykle nad lądem zbierają się chmury:
I znowu jak zwykle poszukuję morskich żyjątek wśród nadmorskich skałek.
Kraby gdzieś się pochowały ale końskie ukwiały siedzą tam gdzie wczoraj, zwinięte w kłębki.
Zamaczam w wodzie kabanosa i już po chwili ukwiałki wysuwają swoje ..... co one wysuwają ? Chyba czułki ?
Teraz nadziewam kawałek kabanosa na patyk i trącam ukwiał.
A on skubany łapie czułkami kabanosa i nie chce puścić
Przecież nie dam mu kabanosa z patykiem.
Przy pomocy drugiego patyka ściągam kabanosa , który pomału zaczyna znikać wśród czułek .
Mocno popołudniu idziemy ostatni raz zamoczyć się na mojej plaży, która jest teraz pusta.
Pluskamy się aż miło, bo woda jest naprawdę cieplutka.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby mój małż nie chciał ochłodzić sobie głowy.
Małż zanurza głowę w wodzie i wynurza się siarczyście klnąc.
Okazuje się ,że przed wejściem do wody zapomniał zdjąć okulary - te do czytania, chodzenia, jeżdżenia i teraz okulary wylądowały w wodzie jakieś 2 metry pod nim. Usiłuje je znaleźć nurkując kilka razy.
Ja w tym czasie stoję jak sparaliżowana po pas w wodzie z 3 metry od niego.
Małż nie może jednak znaleźć okularów , bo bez nich jest lekko ślepawy
Ale wpada na pomysł , że szybko poleci do apartmana po gogle do nurkowania i wtedy na pewno znajdzie okulary.
Ja do jego powrotu mam się nie ruszać z miejsca ,żeby wiedział gdzie ma szukać - czyli przez jakieś pół godziny:evil:
Nie uśmiecha mi się to . Rozglądam się i na drugim końcu plaży widzę nadchodzącego faceta z dwójką nastolatków.
Mówię do małża ,żeby zapytał czy mogą mu pożyczyć gogle, jeśli takowe mają.
Na szczęście mają i małż w tych goglach bez trudu znajduje swoje okulary.
Co ciekawe do dziś nie dowiedziałam się jakiej narodowości byli ci ludzie i w jaki sposób małż się z nimi dogadał, gdyż zna tylko ojczysty język
Wracając po 17 z plaży lądujemy w barze Modruj i tu zjadamy wczesny obiad, czyli lubin z povrćami z woka, pasztek z tuńczyka i tradycyjnie sałatka z ośmiornicy. Wszystko bardzo dobre- na poziomie restauracyjnym.
Jakby mało było przygód tłukę tu szklankę z sokiem
Ale to chyba już na szczęście.
Tym bardziej,że kelner mówi ,że nic się nie stało i przynosi mi drugi sok.
Do apartmana wracamy o 17.30, co dokumentuję na zdjęciu:
W zeszłym roku wisiał tu inny zegar i dodatkowo rowerek:
Po 20 idziemy "na miasto". Dziś wieczorem odbywa się tu Sutivanske Leto. Ma być muzyka na żywo, lokalne domowe wyroby i jedzenie.
Przy okazji trafiamy na złotą godzinę
Wszyscy szykują się do zabawy, a tymczasem w porcie stary rybak remontuje swoją łódź. Czy to nie o nim pisał kiedyś Zdzihu ?
Po drodze fundujemy sobie po gałce pysznego lodzika