14.08.2009 Piątek
Pobudka miała być o godzinie 5.50, ale jakoś tak się dobrze spało, że wstaliśmy dopiero przed 9
I teraz decyzja. Idziemy? Czy nie idziemy? Słońce jakoś tak za chmurami... jemy śniadanie i ruszamy.
Start przy znaku Zivogosce Blato.
I pierwsze czerwone kółeczko
Na początku szlak przyjemny, ogrodzony z dwóch stron.
Dochodzimy do jakiejś wioski, idziemy dalej. Przechodzimy przez jezdnie i teraz już ostro w górę. Idzie się przyjemnie, w cieniu.
Znak:
I decyzja. Gdzie idziemy? Nie mieliśmy jakiś planów, co do rodzaju góry
, po prostu chcieliśmy wejść na "to" co widać nad campingiem.
Z mojej strony oczywiście padła propozycja, żeby wejść na to co niżej, ale męska część naszej wycieczki, mówi, że idziemy na Sutvid, muszę się zgodzić, bo ma wodę w plecaku, a już poszedł dalej
Mijamy studnię i nie omieszkamy zamoczyć w niej chust na głowę, a mój mąż moczy koszulkę i zarzuca na plecy.
Po drodze mijamy jakieś zniszczone domy. Zaglądamy do środka, penetrujemy okolicę i dalej do góry.
Jeszcze zobaczyliśmy takie coś:
Ciekawe co się tam stało...
Po wyjściu z lasu słońce ostro daje nam w kość. Idziemy od cienia do cienia, gdzie robimy krótkie odpoczynki. Widoki wspaniałe.
I tak do góry, do góry, do góry...
Po drodze mijamy Chorwata, pytamy jak daleko jeszcze, on na to, że "pół". Ale pół czego? Trasy? Godziny? Spoglądamy do góry i stwierdzamy, że na pewno chodziło mu o pół godziny
Idziemy dalej do góry, jest stromo, a buty ślizgają się po małych kamyczkach.
Ostatnie podejście.
Jest! Jest! Jest znak, ale zaraz, zaraz... to znak Sutvid 1.3h.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie wiemy co robić iść dalej, czy zejść. Postanawiamy wdrapać się (dosłownie
) kilkadziesiąt metrów wyżej, pooglądać widoki i tam podjąć decyzję.
Widoki wspaniałe
A tutaj chyba w oddali widać autostradę w trakcie budowy:
No i decyzja: Wracamy- postanowione. Jednak przy znaku Stuvid 1,3h ambicja nie pozwala mi zejść i idziemy dalej. Szlak ciężki, wymagane przeskoki ze skały na skałę. Po kilku takich przeskokach zdrowy rozsadek podpowiada mi żeby zawrócić... kończy nam się woda, a jeszcze przecież zejść trzeba.
Jak się okazuje była to bardzo słuszna decyzja. Droga w dół jest bardzo ciężka, szczególnie, że kolano cały czas do mnie przemawia, że już dalej nie chce.
Nogi idą same, nie myślę o niczym.
Dochodzimy do zniszczonych domów, to już blisko.
Do samochodu dochodzimy po około 5h marszu (3h do góry i 2h na dół).
I może kilak rad, dla kogoś kto ma zamiar wybrać się na Sutvid. Nie jest to wycieczka, na którą można wybrać się ot tak sobie. Trzeba się przygotować, a na pewno bardziej niż my. Wyjść trzeba najpóźniej o 6, żeby uniknąć skwaru. Dobre buty, trzymające kostkę. Opaska na kolano, dla kogoś kto ma z nimi problem (czyt. Ja, po kontuzji). I duuużo wody.
Na campingu szybki prysznic, już od połowy drogi w dół, o tym marzyłam.
Nawet nie chce nam się jeść, ucinamy sobie drzemkę.
Budzimy się po około 2h. Troszkę odżywieni idziemy nad wodę, jednak nie mamy ochoty na nurkowanie. Tak sobie siedzimy
Wreszcie przyszła pora na kolację. Dziś grill i Plejskavica kupiona w Konsumie. Rok temu wypróbowane danie, jest bardzo smaczne.
Pyszną kolację zjadamy ze smakiem, co jakiś czas spoglądając na góry, uśmiechając się pod nosem.
A tutaj byliśmy :
Dziś będziemy spać jak zabici