LUDZIE !!!
Weźcie no Wy się do jakiejś sensownej roboty !!!
Matkę dwojga (z których jedno dorosłe już niestety
) dzieci chcecie oglądać ?
Nie mogę być za to odpowiedzialna ... Moich zdjęć w bikini i bez NIE BĘDZIE !!!
Opowiem Wam za to jak to było z
Trojką.Dnia pewnego, kiedy to małżowin/sponsor był jeszcze z nami postanowiliśmy zapoznać się z możliwościami jedynej okolicznej knajpki. Początkowo wyglądało, że nie będzie źle ... W knajpce nie było ani jednego wolnego stolika... Pomyśleliśmy... nieźle ... pewnie dobrze tu karmią ..
Jako, że mąż mój do cierpliwych z pewnością nie należy poprosił właścicielkę o przyniesienie jakiegoś dodatkowego stolika co też nastąpiło ...
Usiedliśmy. Rozkoszując się pięknym przedwieczornym widokiem zatoczki zamówiliśmy białe winko, piwko i sprajcika ... Przeglądając kartę stwierdziliśmy, że nie ma w niej jednego z naszych ulubionych dań ... nie ma też pizzy ...
Zapytany o mule kelner stwierdził, że on nie wie co to jest
, ale zapyta w kuchni ...
Po krótkiej chwili wrócił z napojami i odpowiedzią, że niestety muli niet. No trudno. Zamówiliśmy plate dla dwojga, a młody pierś z grilla z frytkami.
Zgodnie z przewidywaniami po kilkunastu minutach pojawiły się sztućce i .... to by było na tyle ...
Po około pół godzinie zapytana o czas oczekiwania na jedzonko kelnerka powiedziała, że ona tu pracuje pierwszy dzień
i nie wie jakie są zwyczaje i zapyta w kuchni ... Wróciła z odpowiedzią, że lada moment, kucharz bardzo przeprasza ale ma dziś wyjątkowo dużo zamówień ... Ok. Mamy nadzieję, że warto czekać ...
Po ok. 1 godz. od naszego przybycia przy sąsiednim stoliku zaczął się ruch. Jakiś niemieckojęzyczny starszy gość ewidentnie kłócił się z właścicielką knajpki. Kobieta pokazywała mu paluszkiem konkretne pozycje w menu, niemiaszek namiętnie dodawał coś na kalkulatorku. Nie obyło się też bez wizyty obojga w kuchni. Pomyślałam sobie, że jakiś upierdliwy niemiaszek z nrd-ówka czepia się jakiś drobiazgów.
Minęło kolejnych 15 minut. Nasze żołądki ewidetnie dopominały się o swój przydział. Kelner zapewniał nas, że już, już, momencik. Zaproponował nam drugą kolejkę napoi i tak też uczyniliśmy. Jako, że wlewane były one na pusty żołądek na efekty, szczególnie w moim przypadku, nie trzeba było długo czekać
... Głupawka.
Tymczasem przy dwóch sąsiednich stolikach rozpoczął się drugi akt przedstawienia z innymi już aktorami chociaż również niemieckojęzycznymi ...
Przy jednym stoliku siedziała grupa dorosłych, przy drugim gromadka ich pociech. Dostarczone im potrawy tak przy jednym jak i drugim stoliku wywołały zmarszczenie brwi oznaczające zdziwienie ...
Dzieciakom przyniesiono 5 porcji ryb, a dorosłym 2 razy plate dla dwojga ...
Nie znam niemieckiego, ale z podniesionych głosów wywnioskowałam, że klienci nie dość, że czekali niebotycznie długo (faktycznie, byli w knajpie przed nami) to jeszcze dostali nie to co zamawiali.
Po ok. 20 minutach przyniesiono im to co chcieli czyli fryty z mięsem dla dzieci i spaghetti dla dorosłych ...
Nie ukrywam, że kilka razy chcieliśmy już opuścić lokal ale głód, szumiący alkohol i ciekawość co będzie dalej trzymała nas na miejscu ..
Po blisko 2 godzinach oczekiwania na zamówienie, kilku kolejkach różnorakich napoi pojawił się PAN KELNER i grzecznie przepraszając postawił przed nami koszyczek z chlebkiem i 1 porcję przypominającą tatar z tuńczyka z puszki mówiąc, że to są gratisy i oczywiście nie musimy za to płacić ... No łaskawca...
Wpiętroliliśmy gratisy w 2 minuty i czekaliśmy na rozwój sytuacji ...
Po 10 minutach znowu pojawił się kelner z zapytaniem czy w oczekiwaniu na zamówienie jeszcze czegoś nie potrzebujemy
...
No i w tym momencie z ust męża mego padło sakramentalne: "Jeszcze raz gratisy i rachunek proszę
" ...
Mina kelnera w tym momencie ... bezcenna ... Powiedział, że nasze zamówienie jest już prawie gotowe, on właśnie po nie idzie, a w międzyczasie wymieni nam obrusik bo nam się niechcący jedno winko wzięło i rozlało
.
I tak moi kochani po ok. 2,5 godz. oczekiwania pojawiło się przed nami NASZE ZAMÓWIENIE
...
Nie będę opisywać go szczegółowo bo i nie ma czego ... frytki młodego jakby rodem z Kołobrzegu pod koniec sezonu, a nasza plata dla dwojga
... daruję sobie. Zdziwiło mnie tylko, że do rybek nie dostaliśmy zwyczajowo podawanego w takich przypadkach chlebka ... Ale już nie chciało nam się wołać kelnera. Głodni byliśmy tak, że mimo wątpliwych walorów smakowych opróżniliśmy talerze w kilka minut ...
Kiedy już wycierałam usta serwetką pojawił się nasz kelner z koszyczkiem chlebka przepraszając, że troszkę się spóźnił
...
Kiedy prosiliśmy o rachunek, dwa stoliki dalej odbywał się kolejny akt spektaklu. 2 młode dziewczyny (które przybyły do knajpy tuż po nas) otrzymawszy zamówienie, chwyciły swoje talerze w dłonie i udały się do kuchni ...
Co było dalej nie wiem, bowiem o ile na jedzonko przyszło nam czekać ponad 2 godziny, to rachunek pojawił się błyskawicznie
.
Puentą tej opowieści niech będzie fakt, że jakieś 3 dni po naszej wizycie w
Trojce szyld z menu został z ogrodzenia zdjęty, a knajpa zamknięta ...
Obiecuję, że w następnym odcinku nie będzie już tyle pisania i pojawią się jakieś zdjęcia