W Metajnie byliśmy trzy razy. W innych miejscowościach po raziczku.
Ale właśnie tu, w Zaglav, wczoraj po przyjeździe i przywitaniu się (ten sam apartman, ta sama konoba ), po raz pierwszy odnieśliśmy wrażenie, że wróciliśmy do domu po rocznym "urlopie" w Niemczech.
Nawet rozkładanie pontonu w ponad 30°C odbywało się "po chorwacku", fjakowko
Już sam początek dnia, podczas oczekiwania na prom, wyzwolił tyle pozytywnych "jasnych gwintów", że gdybym wsiadł do auta i wrócił do Niemiec, to uznałbym pobyt w Chorwacji za udany.
Dwie rzeczy złożyły się na ten stan:
1. Walka Selene z Eos.
Od pewnego czasu, przynajmniej odcinek Rijeka-Zadar ciągnę Jadranką. Tym razem był to prawdziwy spektakl.
Podczas gdy Selene okrywała swym srebrzystym płaszczem połacie Adriatyku szepcząco krzycząc o swojej władzy, Różanopalca delikatnie lecz stanowczo, znając swą moc, odbierała jej srebrny blask zamieniając go na godny swego imienia koloryt.
Tego się nie da opisać. To trzeba samemu zobaczyć.
2. Oliwa.
Po obejrzeniu jednego z ostatnich odcinków Makłowicza, nawiązałem kontakt z "oliwkarzem" z wysepki Iž.
Ze względów familijno-zdrowotnych częściej przebywa w Zadarze niż na wyspie. Sam zaproponował, że przywiezie mi oliwę do promu. Przywiózł. No to daj spróbować... i się zaczęło.
...
pyr, pyr, pyr, za balustradką balkonu, ktoś sunie na rybobranie... w domu jestem
...
i się zaczęło. Nie był to "jasny gwint", ani "ciemna śrubka". Było dosadniej.
Wydawało mi się do tej pory, że co nieco mogę o oliwie powiedzieć.
Jak to anakin lubi czasem przytaknąć? "Masz rację, wydawało ci się".
To była eksplozja na kłębuszkach smakowych.
Pierwszy ułamek sekundy, pierwsze wrażenie: syrop wiśniowy, po chwili oliwa taka "gładka", potem coś, czego nie potrafiłem zidentyfikować, ale bez czego już chyba nie mogę się obejść i na zakończenie lekki akcent jalapeno. Lekki, nie za ostry, w sam raz.
Przypuszczam, że odkryję dodatkowe niuanse, ale w "ciszy i spokoju", wczoraj na parkingu przed promem było zbyt "chaotycznie i z gwinta".
...
Melita, prom do Zadaru. Punktualnie, jak zwykle... w domu jestem
...
I stało się, że jechaliśmy do miejscowości urlopowej z ładunkiem oliwy jak z drzewem do lasu . I jesteśmy umówieni na doładowanie w drodze powrotnej.
Że o 60cm brancinie (1,2 kg) na obiadokolację nie wspomnę. Choć też miałem przy owej kolacji mały "jasny gwint" (do siebie samego).
- "boboo, nawet zwykłej cebuli nie potrafisz tak upiec" -
Teraz sprawdzę prognozę, Olka ma życzenie posnurkować do wraku przy Veli Rat.
To na razie...